Główną imprezą bieżącego roku są bowiem rozgrywane na przełomie sierpnia i września 2014 roku w rejonie Normandii jeździeckie Mistrzostwa Świata. Choć może druga ze stosowanych nazw tej imprezy odda lepiej jej charakter: Word Equestrian Games, czyli w tłumaczeniu na język nieco bardziej popularny w kraju nad Wisłą: Światowe Igrzyska Jeździeckie.
Formuła tego wielkiego wydarzenia, rozgrywanego w tym roku już po raz 7, czyni go bardziej zbliżonym właśnie do igrzysk olimpijskich niż do Mistrzostw Świata rozgrywanych w innych dyscyplinach (bardzo często w cyklu jednorocznym lub dwuletnim). Co cztery lata zawodnicy uprawiający kilka jeździeckich konkurencji spotykają się, by w jednym miejscu i czasie walczyć o miano najlepszego na świecie.
Najbardziej nośną konkurencją w wachlarzu jeździeckim są niewątpliwie skoki przez przeszkody. To one przyciągają największe rzesze kibiców na trybuny zawodów sportowych czy widzów śledzących i przebieg rywalizacji na ekranach odbiorników telewizyjnych lub monitorów komputerowych podczas internetowych relacji na żywo.
Drugim ważnym elementem tegorocznego kalendarza wydarzeń kadry narodowej naszych skoczków seniorów jest udział w rozgrywkach rywalizacji drużynowej Furusiyya FEI Nations Cup. Podobnie jak miało to miejsce w ubiegłym roku tak i teraz ekipie polskiej przyszło podjąć walkę o prawo startu w światowym finale w rywalizacji Europejskiej Dywizji 2. W jej ramach 15 krajów naszej grupy walczy o miejsca premiowane prawem startu na finałowych zawodach CSIO5*, które rozegrają się w terminie 9-12 października 2014 roku w Barcelonie.
Mamy więc dwie wielkie imprezy, które mogą być dla nas powodem do dumy lub całkiem przeciwnie, do niezbyt optymistycznych konkluzji. Konkluzji, do których nieco już przywykliśmy. Czy słusznie i która z tych imprez jest dla nas ważniejsza?
Spróbujmy się bliżej przyjrzeć temu zagadnieniu.
Jak mówi menadżer konkurencji skoków przez przeszkody PZJ, Krzysztof Koziarowski: „Naszym głównym startem w tym roku jest udział naszej drużyny w Mistrzostwach Świata rozgrywanych w ramach WEG 2014 we francuskiej prowincji Normandia. Dlatego również w rywalizacji drużynowej starty w Europejskiej Dywizji 2 podporządkowane są budowaniem naszego sukcesu w postaci zakwalifikowania się do WEG 2014 pełnej drużyny skoczków. Udział w rozgrywkach Furusiyya FEI Nations Cup jest dla nas jedynie drogą do osiągnięcia celu. Przecież jak nawet uda nam się wywalczyć awans, to podobnie jak w hokeju na lodzie będzie to wizyta w tym doborowym towarzystwie na ten jeden start w Barcelonie. Spotkamy się tam z takimi potęgami jeździeckimi, że w konfrontacji z nimi musimy zadowolić się dalszymi miejscami. Takie są po prostu realia i nie jesteśmy w stanie ich zmienić”.
Całkowicie w zgodzie z tym pozostaje wypowiedź na ten temat Rudigera Wassibauera, trenera kadry narodowej seniorów w skokach: „Myślę, że można wysnuć główną tezę o tym, że polskie skoki podążają w dobrym kierunku. Zdaję sobie sprawę, że postęp ten nie jest tak szybki jak tego spodziewa się wielu ich sympatyków i kibiców. Głód sukcesu jest bardzo duży. Czy jednak można go zaspokoić tak szybko? Naszym głównym tegorocznym startem ma być udział w Mistrzostwach Świata polskiej drużyny. Oczywiście nie można zapomnieć o uzyskaniu jak najlepszego wyniku w rywalizacji Furusiyya Cup”.
Zastanówmy się chwilę, na co możemy liczyć w przypadku optymistycznie zapowiadanego awansu polskiej drużyny do WEG 2014. Dobrym motywem do tego będzie przypomnienie ubiegłorocznych Mistrzostw Europy rozgrywanych w duńskiej miejscowości Herning. Podobnie jak teraz od decydentów z naszej narodowej federacji, czyli PZJ, płynęły wtedy pełne optymizmu prognozy. Menadżer konkurencji skoków, Krzysztof Koziarowski, zapewniał, że nasza drużyna została złożona w optymalnym składzie. Konie były zdrowe, a forma ich oraz ich jeźdźców optymalnie przygotowana do najważniejszej imprezy sezonu. Nadzieje nadziejami, a faktyczną granicą naszego optymizmu okazało się 16 miejsce zespołu w składzie: Igor Kawiak – Centino du Ry, Piotr Morsztyn – Osadkowski Van Halen, Łukasz Koza – El Camp i Radosław Zalewski – Duke of Carnival, pośród 19 startujących ekip. W indywidualnej klasyfikacji nie udało się żadnemu zawodnikowi z orzełkiem na czerwonym fraku awansować do dużego finału. Zajęte miejsca pod koniec 5 dziesiątki (na 78 startujących) z pewnością nie spełniły ani nadziei kibiców, ani ambicji samych zawodników.
Czy jednak w ubiegłym roku w Herning mogło być inaczej? Owszem, przy odrobinie sportowego szczęścia mogliśmy zająć w klasyfikacji drużynowej 13 lokatę, wyprzedzając wyżej notowane ekipy z Finlandii i Norwegii. Kilka punktów mniej za niewielkie spóźnienia, ze dwie zrzutki mniej po lekkich puknięciach w drągi i byłoby lepsze miejsce. Myślę jednak, że los w końcowym obrachunku wykazał się podczas ME w skokach rozegranych w Herning w 2013 roku dużą dozą sprawiedliwości, wskazując nasze prawdziwe miejsce w szeregu. Chyba tylko ekipie węgierskiej udało się na tej imprezie zająć wyższe miejsce niż ich aktualne wtedy możliwości.
Wrócę teraz do słów Krzysztofa Koziarowskiego o ewentualnych szansach polskiej ekipy w trakcie finału Furusiyya FEI Nations Cup rozgrywanego w Barcelonie. Trudno dyskutować z ich słusznością. Doskonałym ich potwierdzeniem będzie przypomnienie naszego udziału w rozgrywkach Super Ligi w 2010 roku. Argumenty są ciągle te same: drużynowa rywalizacja w ramach naszej grupy rozgrywana jest w zasadzie na poziomie zawodów 3-gwiazdkowych.
Po ewentualnym awansie przychodzi nam przenieść się na poziom rywalizacji pięciu gwiazdek, co jest zbyt dużym przeskokiem. Podobny mechanizm obowiązuje w rozgrywkach indywidualnych Pucharu Świata. Nie możemy nabierać doświadczenia i rutyny na tym poziomie, bo zgodnie z zasadami walczymy o awans na poziomie trzech gwiazdek, a na cztery i pięć nas nie wpuszczają.
Brzmi prosto i logicznie. A jednak znajduję w tej prostocie lekki dysonans. A może nawet i dwa.
Po pierwsze, nie rozumiem dlaczego w tej sytuacji lekką ręką zrezygnowaliśmy z możliwości startu polskiego zespołu na przełomie lipca i sierpnia w zawodach CSIO5* w Gijon, rozgrywanych w ramach rywalizacji Europejskiej Dywizji 2 Furusiyya FEI Nations Cup. Rozumiem trochę argument, że jeden start w pięciogwiazdkowych zawodach nie przyniesie specjalnego przełamania. Jednak uważam, że obawy o zbyt mocne wyeksploatowanie koni naszej czołówki przed startem w WEG są trochę irracjonalne. Jeśli konie polskich zawodników nie są w stanie podołać takim obciążeniom, to nie ma sensu jechać z nimi do Normandii. Tam nikt taryfy ulgowej dla nas stosował nie będzie. By myśleć o osiągnięciu dobrego wyniku, trzeba startować na pięciogwiazdkowym poziomie od pierwszego dnia rywalizacji w Normandii.
Drugim dysonansem jest wypowiedź człowieka doświadczonego, będącego nie tylko uznanym w świecie autorytetem, ale też z pewnością praktykiem doskonale znającym wszystkie realia światowego jeździectwa. Mam na myśli Alberta Voorna, który niedawno bawił w Polsce prowadząc trzecią już klinikę szkoleniową dla skoczków. Kiedy poprosiłem go o opinię o mechanizmie stosowanym przez FEI, który zamyka nam dostęp do wyżej klasyfikowanych zawodów, powiedział mi tak: „Myślę, że trochę przesadzacie z mówieniem o braku możliwości nawiązaniu walki z czołówką z powodu braku zaproszeń na zawody 4 czy 5-gwiazdkowe. Z jednej strony to naturalne, sam przez to w pewnym momencie przechodziłem z podobnymi odczuciami. Kiedy jednak zwierzyłem się z tych odczuć mojemu przyjacielowi Hugo Simonowi, ten spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział: »Zacznij mieć czyste przejazdy w konkursach GP zawodów 3-gwiazdkowych to zaczną cię zapraszać na 4 gwiazdki«. To prosty mechanizm. Kiedy więc mnie pytasz, co o tym myślę, odpowiem ci podobnie: niech polscy zawodnicy zaczną jeździć konkursy GP zawodów 3-gwiazdkowych na zero, niech w konkursach Pucharu Narodów notują dwa bezbłędne przejazdy w obydwu rundach, to drzwi zawodów 4-gwiazdkowych się otworzą”.
Podobno na najprostsze rozwiązania wpaść jest najtrudniej. Myślę więc sobie, że człowiek patrzący z pewnego dystansu podał nam właściwą receptę na sukces polskiego jeździectwa. Tyle tylko, że właściwą z miejsca, w którym się on znajduje. Niestety my wszyscy jako społeczeństwo znajdujemy się w nieco innym miejscu niż współobywatele udzielającego nam tej dobrej rady. Dlatego sądzę, że jej skuteczność sprawdzi się dopiero wtedy, gdy będziemy mogli wpompować do krwiobiegu sportów jeździeckich podobne środki, jak ma to miejsce w Holandii. Tymczasem musimy chyba poskromić nieco nasze ambicje i oczekiwania zadowalając się sukcesami na miarę naszych obecnych możliwości.
Pora więc powiedzieć trochę o tym, czego możemy się wobec tego spodziewać po tegorocznym sezonie? Z pytaniem tym zwróciłem się do Krzysztofa Koziarowskiego, który powiedział: „Nadrzędnym celem na ten sezon jest zakwalifikowanie się do WEG 2014 polskiej drużyny. Dzięki przemyślanemu dobrze etapowi przygotowań do sezonu jesteśmy w stanie złożyć aż trzy ekipy mogące rywalizować na poziomie konkursów PN. To, moim zdaniem, duży postęp. Mówienie o postępie polskich skoków jest jak najbardziej zasadne. Proszę zwrócić uwagę, że jego miarą nie są jeszcze, co prawda, zwycięstwa naszej drużyny w konkursach PN, ale fakt, że na te starty nie musimy już kompletować ekipy z tak zwanej „łapanki”. Wiem, że znajdzie się wielu malkontentów, którym to nie wystarczy. Ale przy naszych możliwościach oczekiwanie samych zwycięstw czy medali z najważniejszych imprez jest nierealną mrzonką. Myśleniem wyłącznie życzeniowym w oderwaniu od realiów. Tymczasem po raz pierwszy tego roku możemy wystawić 12 par do konkursów PN. Świadczy to o tym, że budujemy szerszą bazę do osiągania dobrych rezultatów w kluczowych imprezach. W tym roku jest to start na WEG, ale za horyzontem mamy przecież Rio 2016, do których impreza w Normandii jest kwalifikacją. Co do moich oczekiwań odnoście tego startu, to myślę o awansie jednego zawodnika w indywidualnej klasyfikacji do szerokiego finału i zajęcia przez drużynę miejsca w przedziale 12-16. Wydaje mi się, że to są realne rachunki”.
Oczekiwania co do miejsca polskiej drużyny wydają się być dosyć ambitne. Pamiętając o zeszłorocznych Mistrzostwach Europy trzeba wziąć pod uwagę, że w Normandii przybędzie sporo mocnych ekip. Amerykanie, Kanadyjczycy to z pewnością światowe potęgi w skokach przez przeszkody. Nie wolno pomijać również drużyn z kręgu krajów arabskich. Jak zawsze niemal nieograniczone budżety i dokonane w ostatnim okresie zakupy klasowych koni mówią o tym, że ich przedstawiciele poważnie podchodzą do udziału w Światowych Igrzyskach Jeździeckich. Czy zatem oczekiwania szefa konkurencji skoków przez przeszkody nie są zbyt optymistyczne? Spróbujmy przyjrzeć się bliżej realizacji programu przygotowań, by znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Pierwszy etap przygotowań do spełnienia ambitnego celu mamy za sobą. Dwutygodniowe, wiosenne zgrupowanie członków kadry narodowej we włoskim Arezzo jest już za nami. Pierwsze starty w międzynarodowych zwodach uczestników tego zgrupowania tchnęły optymizmem, który zderzył się z występem drużyny w walce o punkty na zawodach CSIO3* Linz_Ebelsberg i CSIO3* Odense. Starty w dwóch różnych składach osobowo-końskich miały wspólny mianownik: w obydwu przypadkach występ naszej drużyny był poniżej oczekiwań kibiców i władz naszego związku. Uzyskaliśmy, co prawda, dobry wynik w zawodach CSIO3*-W w Celje (SLO), ale nie były to mocno obsadzone zawody, a sam start – poza sprawdzeniem formy zawodników – nie przyniósł punktów do klasyfikacji Furusiyya FEI Nations Cup. W pierwszym starcie 6 miejsce pozostawiło sporo niedosytu. Meandry zmienionego w tym roku regulaminu rozgrywania tych rozgrywek przyniosły nam w Odense sporo punktów rankingowych i prowadzenie w Europejskiej Dywizji 2, ale z pewnością nie osłodziło to uczucia goryczy po braku kwalifikacji do drugiego nawrotu konkursu Pucharu Narodów.
Poproszony o komentarz na temat tych występów trener Rudiger Wassibauer powiedział: „Tym razem przygotowaliśmy się do tego ważnego sezonu bardzo solidnie. Wcześniejsze starty kontrolne pokazały, że zawodnicy i ich konie byli w doskonałej formie. Nie może więc nikogo dziwić, że do pierwszego startu w Furusiyya Cup podeszliśmy z wielkimi oczekiwaniami. Muszę przyznać, że coś dziwnego stało się z końmi podczas konkursu Pucharu Narodów w Linz. Dwa konie nagle zaprezentowały bardzo złą kondycję, czego nie było ani wcześniej, ani później w konkursie GP. Efekt wszyscy znamy. Nie wracajmy do tego. Czasem podobne historie się zdarzają. Mam tylko nadzieję, że wyciągnięte z tego zdarzenia wnioski zapadną w niektórych głowach na dłużej. W Odense mieliśmy naprawdę pecha, który nie dał nam powalczyć w drugim nawrocie. W sumie dużo drużyn weszło do drugiego nawrotu z wynikiem 12 pkt karnych. Od awansu do drugiego nawrotu dzielił więc nas jeden błąd. Najpierw Andrzej złapał co najmniej jedną zrzutkę za dużo. Po naprawdę niewielkich błędach. Los wybaczał innym znacznie poważniejsze uchybienia nie karząc ich zrzutką. Na koniec Mściwoj z Urbane złapali wodę. Przecież ta klacz nie miała problemów z tą przeszkodą. Tym razem było inaczej. Siwy Radka obdarzony jest wielkim sercem do walki i odbiciem, ale niestety nie jest to zbyt dokładny koń. Myślę, że jesteśmy blisko, by notować przejazdy z jednym błędem lub na czysto. Trzeba tylko dalej konsekwentnie pracować. Mam wielką nadzieję, że widzowie będą mieli okazję zobaczyć to podczas zawodów w Sopocie. W jakim zestawieniu ostatecznie wystąpi polska drużyna, ciężko mi w tej chwili powiedzieć. Decyzję podejmiemy na miejscu. Myślę, że może to być skład: Jarek Skrzyczyński, Piotr Morsztyn, Andrzej Głoskowski i prezentujący ostatnio doskonałą formę Grzegorz Kubiak. Ale proszę nie traktować tego jako ostateczne typy. Równie dobrze w czwórce może znaleźć się Krzysztof Ludwiczak. Mam nadzieję, że dokonam w Sopocie najlepszego z możliwych wyboru”.
Skoro już jesteśmy przy nadchodzących zawodach w Sopocie, to nie ma co ukrywać, że wszyscy czekają na walkę naszej drużyny o zwycięstwo w konkursie Pucharu Narodów. Na własnym podwórku zakwalifikowanie się do drugiego nawrotu kibicom z pewnością nie wystarczy. Choć jak pokazuje historia i zeszłoroczny start naszej drużyny na tych zwodach, nie zawsze jest to osiągalne. Pamiętamy jednak nie tak odległe czasy, kiedy to na sopockim hipodromie w rozgrywce tego konkursu walczył o zwycięstwo Łukasz Jończyk. Ze zgłoszeń wynika, że na starcie konkursu Pucharu Narodów stanie 10 ekip. Ponieważ 7 z nich rywalizuje w ramach Europejskiej Dywizji 2, to minimum 50 kolejnych punktów do rankingu Furusiyya FEI Nations Cup wydaje się pewne. Warunkiem jest ukończenie konkursu przez naszą drużynę. Spośród 8 ekip, które wcześniej zadeklarowały chęć walki o punkty rankingowe, zabraknie w Sopocie drużyn z Czech i Słowacji. O zwycięstwo nie będzie jednak wcale łatwo. Norwegowie i Duńczycy będą chcieli z pewnością podreperować swój bilans punktowy, stąd w ich składach europejskiej klasy zawodnicy. Dobry skład ekipy Włoch, Belgii i Niemiec to zapowiedź sporych emocji podczas drużynowej rywalizacji w Sopocie. O ile o dorobek punktowy naszej drużyny po tych zawodach jestem w miarę spokojny (liczę, że przekroczymy 200 pkt w łącznej klasyfikacji), to wydaje mi się, że o miejsce „na pudle” tego konkursu będzie bardzo trudno.
„Nie obiecuję żadnych konkretnych miejsc. To jest tylko sport i takie wróżenie z fusów nie bardzo jest uzasadnione. Proszę spojrzeć, co działo się w konkursie Pucharu Narodów w Rzymie. Mocny zespół brytyjski kończy pierwszy nawrot z zerowym kontem, by w drugim nawrocie złapać 20 pkt. Czy ktoś ośmieli się twierdzić, że ci zawodnicy nie potrafią jeździć? Myślę, że nikt rozsądny tego nie zrobi. Mogę za to obiecać, że nasi reprezentanci zrobią wszystko by jak najlepiej wypaść przed polską publicznością. Liczę więc na bezbłędne przejazdy. Bo do tej pory mieliśmy tylko jeden taki przejazd Krzysztofa Ludwiczaka. Oczekuję na trzy bezbłędne przejazdy spośród czterech startów w pierwszym nawrocie” – powiedział Krzysztof Koziarowski.
Zgodnie z jego zapewnieniami wszystko idzie zgodnie z wcześniej nakreślonym planem. Z par, które zostały określone przed sezonem, budowany jest skład drużyny na poszczególne starty. Niemniej jednak z zapowiadanych wcześniej zawodników brakuje mi Andrzeja Lemańskiego oraz Aleksandry Lusiny. Siwy Bishof L to koń w tej chwili 17-letni, którym jego jeździec musi maneżować niezwykle ostrożnie. Dobre starty w konkursach 150 cm na początku kwietnia w Arezzo i późniejsza przerwa w startach mogą nie wystarczyć do znalezienia miejsca w drużynie na Normandię. Będzie jeszcze, co prawda, poważny sprawdzian w lipcu, czyli Mistrzostwa Polski w Warce, ale biorąc pod uwagę zawirowania związane z funkcją trenera kadry narodowej może się okazać, że doświadczonego Andrzeja Lemańskiego zabraknie w polskiej drużynie. Dwukrotna zdobywczyni złota podczas Mistrzostw Polski w Skokach – Aleksandra Lusina – w stawce koni posiadanych w tej chwili nie ma takiego, który pozwoliłby tej walecznej amazonce na podjęcie wyzwania i próby zakwalifikowania się do składu drużyny.
Czy uda się więc zrealizować ambitne plany? Trudno mi znaleźć jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że najprawdopodobniej po zawodach w Sopocie z kadrą narodową pożegna się Rudiger Wassibauer. Kto go zastąpi? PZJ nie zdradza żadnych informacji na ten temat. Wątpię jednak, czy będzie to zagraniczny szkoleniowiec o uznanej pozycji w jeździeckim świecie, który otworzy przed nami parkury Europy. Nas po prostu nie stać na zatrudnienie z zewnątrz takiej osoby. Jeśli więc do zmiany dojdzie, będzie to ktoś z krajowego podwórka. Czy zmiana ta będzie w stanie cokolwiek poprawić? Nie wiem. Wiem natomiast, co powiedział mi pytany o najbliższą przyszłość Rudiger Wassibauer: „W odniesieniu do WEG Normandia 2014 czuję, że mamy w tym roku możliwość stworzenia naprawdę dobrego zespołu. Mamy przed sobą starty w Sopocie i później podczas Mistrzostw Polski w Warce. Mam nadzieję, że pozwolą one wybrać pięciu zawodników, którzy stworzą dobry, profesjonalny team i w Normandii osiągną wynik na miarę naszych obecnych możliwości i może trochę za wielkich nadziei. Nie chcę w tej chwili specjalnie wybiegać w przyszłość. Powiem raz jeszcze, że polski zespół podąża w dobrym kierunku. Co będzie po zawodach w Sopocie? Zobaczymy. W każdym razie sercem jestem z polskim zespołem i będą mu kibicował do końca”.
Wypada na koniec przyłączyć się do tego kibicowania i bycia razem z polskimi zawodnikami. Bycia z nimi bez względu na osiągnięte wyniki, bo taka jest chyba istota bycia prawdziwym kibicem. Kibic powinien mieć zawsze nadzieję na lepsze jutro. I nadzieję na to, że nie będzie więcej „cudownych” odnów biologicznych – takich jakie podczas zawodów w Linz-Ebelsberg niektórzy członkowie polskiej drużyny zaserwowali swoim koniom, a które nie przyniosły wcale cudownych efektów. Przeciwnie, konie nie miały już sił, by kontynuować starty w drugim nawrocie. Wypada więc mieć nadzieję, że na drodze kolejnych przygotowań do udziału w WEG Normandy 2014 tradycyjna praca, a nie cudowne środki będą podstawą polskich sukcesów.
Szukaj
Zaloguj się








