W którym fotelu chce pani usiąść? Podłożę pani kurtkę, bo tu psy lubią się kłaść. Teraz będzie pani miała czysto – powiedział Andrzej Lemański, kiedy przeszliśmy do biura, żeby porozmawiać. Gentleman, tajemniczy, wyciszony. Mówi spokojnym głosem, spokojnie się rusza. Nawet z konia zsiada tak, jakby to było zadaniem na precyzję. Jeździec kadry narodowej, wielokrotny medalista Mistrzostw Polski, uczestnik Mistrzostw Europy, Mistrzostw Świata i prestiżowych międzynarodowych zawodów. Regularnie prowadzi kliniki skokowe. To mężczyzna, który w jeździectwie siebie nie zawiódł. Mocno stąpa po ziemi i ma do siebie dystans. Wie, że w życiu sportowca są różne etapy i z wyrozumiałością pozwolił sobie na jakiś czas odpocząć od startów. W tym cieniu jest mu dobrze, ale nie zamieszka w nim na stałe. Jego silny uścisk dłoni na pożegnanie zostawił po sobie ślad. Po spotkaniu nie było łatwo pisać prawą ręką, zatem dodajmy, że to mężczyzna, który umie wywrzeć wrażenie. Jakie?...

Ma Pan jakieś iluzje na swój temat?
Andrzej Lemański: Iluzje? Wiem, że krążą różne opinie na mój temat i może dlatego zaczęła pani od takiego pytania. Staram się być naturalny. Pewnie, że człowiekowi zdarza się mieć złe chwile, sądzę, że je trzeba zachować dla siebie i samemu się z nimi męczyć. Na zewnątrz, kiedy wyjeżdżam z domu, staram się być pogodny i uśmiechnięty i wyrzucić z siebie problemy dnia codziennego. Dosyć mocno stąpam po ziemi. Nie zwracam uwagi na iluzje, ważne jest dla mnie bycie sobą.

Z jakimi spotkał się Pan plotkami na swój temat?
Jedną z bardziej absurdalnych plotek, którą słyszałem od znanych postaci w świecie jeździeckim, jest to, że jestem jeźdźcem jednego konia. To było wtedy, kiedy przez lata jeździłem na Wagramie. Myślę, że lata, które spędziłem w siodle pokazując różnego typu konie, dowodzą, że nie jest to prawdą. Starałem się wykształcić na dobrego, poprawnego jeźdźca. To mi się udało m.in. dlatego, że pracowałem z bardzo wieloma końmi.

[...] Widzę, że pali Pan cienkie papierosy. Zwykle widzę je w damskich dłoniach.
Tak? Nie zwróciłem na to uwagi. Ubolewam, że są w produkcji, bo gdyby nie te, dawno rzuciłbym palenie. Marzy mi się taki dzień, w którym nie będę musiał sięgnąć po papierosa. To fatalny nałóg. A dym pani nie przeszkadza?

Nie. Jakoś tutaj pasuje. Jakie zachowanie w sporcie jest typowo męskie?
Męską postawą jest konsekwencja, to, że jeżeli podejmuje się jakieś decyzje, to trzeba je doprowadzić do końca. Na pewno męskie jest znoszenie porażek, wychodzenie z nich z twarzą.

Chłopaki nie płaczą?
Tak, aczkolwiek raz zdarzyło mi się popłakać jak bóbr na zawodach w Łącku. To były Mistrzostwa Polski. Po pierwszym nawrocie finałowym prowadziłem tak dużo do Grzesia Kubiaka, że mogłem zrobić trzy zrzutki i miałem złoty medal w kieszeni. Startowałem wtedy na Wagramie, który był nie do pokonania. Był bardzo szybkim koniem. To na nim tak gnałem. Niestety drugi nawrót spowodował eliminację. Wagram się zatrzymał trzy razy na podwójnym szeregu. Już po pierwszym zatrzymaniu wiedziałem, że to koniec tych zawodów. Jak zsiadłem i odszedłem dalej, to naprawdę się poryczałem jak baba.

Treść całego wywiadu znajdziecie w najnowszym wydaniu naszego miesięcznika. Zapraszamy do lektury.