Czy nie zechciałby Pan odnieść się do tego co dzieje się w Polskim Związku Jeździeckim po rezygnacji ze swojej funkcji złożonej przez pana Łukasza Abgarowicza?
Rezygnacja Prezesa Abgarowicza trochę mnie zaskoczyła. Myślałem i mówiąc szczerze miałem nadzieję, że nie będzie on przy tej decyzji trwał i uda się nam go przekonać, że to nie jest dobry pomysł. Stało się jednak inaczej. Pan Łukasz Abgarowicz jest przecież poważnym człowiekiem, politykiem i osądził, że takie postępowanie będzie lepsze. Sam jednak nie wiem czy lepsze dla niego samego, czy lepsze dla Związku. Ja zgadzając się na kandydowanie do Zarządu PZJ w listopadzie 2014 roku zgodziłem się na pracę dla Związku w ujęciu takim pozytywistycznym, od podstaw. Większość życia spędziłem w Wielkopolsce, tutaj są również moje rodzinne korzenie i takie właśnie pozytywistyczne podejście do pracy mam wpojone od pokoleń. My tutaj na takich właśnie wzorcach wyrośliśmy. Dlategow odniesieniu do PZJ ponad własne ambicje przedkładam interes Związku, czyli środowiska jeździeckiego. Jego rozwój. W tym kontekście nie do końca mogę zrozumieć ruch pana Prezesa Abgarowicza.
Czyżby nie przeczytał Pan zamieszczonego na naszej stronie wywiadu z panem Łukaszem Abgarowiczem? Wynika z niego jednoznacznie, że podczas głosowania członkowie Zarządu PZJ wybrali pomiędzy Prezesem i Sekretarzem Generalnym. Opowiedzieliście się państwo za Łukaszem Jankowskim.
Wywiad oczywiście przeczytałem, ale nie ekscytuję się nadmiernie jego treścią. No cóż pan Prezes jest politykiem. Wywiad więc jest bardzo gładki, jednak nie wszystkie poruszone w nim sprawy są takie jak je przedstawia Łukasz Abgarowicz. Nie chciałbym jednak swoją wypowiedzią polemizować z tym wywiadem. Po prostu nie warto wywoływać kolejnej „wojny”. To naprawdę nie służy polskiemu jeździectwu. Zarząd PZJ ma co robić i trwonienie energii na tego typu działania to strata cennego czasu. Nadmienię może tylko bardzo krótko, że powód, o którym Prezes Abgarowicz mówi, że był bezpośrednią przyczyną nie jest taki prosty i oczywisty jak podaje. Przecież to właśnie on, a nie kto inny powołał na stanowisko Sekretarza Generalnego pana Łukasza Jankowskiego. Przez te wszystkie miesiące miał przecież okazję by ocenić jego pracę i podjąć stosowne do tej oceny działania. Zdaje się, że ocena jego pracy była zdecydowanie pozytywna. Zasadnym więc byłoby zapytać co też takiego stało się między obydwoma panami, że teraz pan Prezes postawił sprawę na przysłowiowym ostrzu noża? Przyznam, że zabrakło mi tej informacji w wypowiedzi pana Łukasza Abgarowicza. Nie ma sensu rozgrzebywać tych spraw publicznie.
No dobrze, nie rozgrzebujmy ich. Jednak może warto by wobec tego wyjaśnić kwestię, czy w Pana ocenie i pozostałych członków Zarządu PZJ praca Biura PZJ jest taka jak być powinna? Czy odpowiedzialny za nią pan Łukasz Jankowski robi to tak jak być to powinno?
W mojej w sumie krótkiej pracy w Zarządzie PZJ oraz wcześniejszych doświadczeniach Łukasz Jankowski jawi się jako na wskroś uczciwy człowiek. Ostatni okres był niełatwym dla niego etapem. Zarząd nieustannie audytował sytuację w biurze, często kwestionując stan zastany. Działał pod naprawdę wielką presją. Złożenie przez pana Jankowskiego wypowiedzenia wiązało się z kilkoma tematami. W swoim wywiadzie pan Prezes Abgarowicz wspomina, że Łukasz Jankowski wstrzymał prace testowe nad systemem Artemor. Ta informacja nie jest może nieprawdziwa, co może bardziej należałoby ją określić ją jako niedokładną. Rzecz w tym, że działając w trosce o interes PZJ, pan Jankowski nie zgodził się na kolejną płatność (około 180 tysięcy zł) za system, za który Związek zapłacił już 320 tysięcy zł. To naprawdę duża kwota i zrozumiałe, że oczekiwaliśmy za nią funkcjonalnego produktu. Czy system Artemor takim produktem jest? Przed kolejną płatnością warto by chyba uporządkować te sprawy. Zamiarem pana Sekretarza było zatem nie tyle hamowanie projektu co raczej dokonanie audytu mającego na celu określenie aktualnej wartości oraz prognozy co do kosztów wdrożenia, niegotowego ciągle programu Artemor. W mojej ocenie determinacja, z jaką Jankowski walczył o interes PZJ w tym temacie, zasługuje na uznanie. Przedłożył wyraźnie dobro PZJ nad bezpieczeństwo swojego stanowiska pracy. Oczywiście nikt nie stwierdził na tym etapie, że program Artemor nie ma wartości, nikt nie powiedział, że to błędny projekt i nikt na tym etapie nie chciał go wycofać. Niepokojące były rosnące koszty związane z jego wdrażaniem. Koszty, które finalnie nie były znane i pewne. Zarząd uznał, że słuszne jest dokonanie audytu przed kolejnymi płatnościami. Chciałbym w tym miejscu podkreślić, że podejmując się działania na rzecz PZJ, podstawowa myśl, jaka przyświecała mi przy podejmowaniu tej decyzji to odpowiedzialność za związek. Odpowiedzialność ta dotyka wielu obszarów działalności PZJ. Wyjątkową kwestią jest odpowiedzialność za finanse związku. Temat o tyle istotny, że w odniesieniu do własnych finansów może nas stać na fantazję. Tutaj jednak środowisko daje nam ogromny mandat zaufania co do tego, że w sposób maksymalnie odpowiedzialny będziemy gospodarować finansami jeździeckiej rodziny. Finansami niezwykle ograniczonymi. W mojej ocenie wszystkie decyzje o znaczących wydatkach, w szczególności tak dużych jak te na program Artemor powinny być podejmowane z wielką rozwagą i ostrożnością. Mam świadomość, że jako Zarząd PZJ jesteśmy odpowiedzialni za finanse związku jako stowarzyszenia skupiającego całe środowisko jeździeckie i wydajemy wspólne pieniądze.
Pyta Pan czy praca biura funkcjonuje idealnie. Otóż gdyby tak było nie dokonywalibyśmy jako Zarząd zmian w pracy biura. Czy udało się w te kilka miesięcy stworzyć sprawnie funkcjonujący mechanizm? Zapewne praca w tym zakresie wymaga jeszcze dużego wysiłku i nieustannego reagowania na potrzeby, na zmieniające się okoliczności. W zakresie działalności biura priorytetem było zabezpieczenie jego funkcjonowania przy jednoczesnym zracjonalizowaniu wielkości zasobów ludzkich, tak aby pohamować notowany w ostatnich latach przyrost etatów i związanych z tym trendem przyrost kosztów.
Warto by chyba posłuchać co mają do powiedzenia w tej kwestii ludzie z regionów, którzy w ramach swoich obowiązków muszą kontaktować się z Biurem PZJ. A te głosy znacznie odbiegają od Pana opinii w tej sprawie. Czy jednak utajnianie dokumentów, jak choćby sprawa Projektu Statutu, to działanie, które powinno cechować Sekretarza Generalnego? Czy to tak właśnie powinien on wypełniać swoje obowiązki? Przecież pozostaje to w jawnej sprzeczności z tym o co zabiegaliśmy podczas Zjazdu Delegatów w 2012 i 2014 roku, czyli z transparentnością działań organów władzy Związkowej.
Ma Pan całkowicie rację, że transparentność działań to kwestia o którą zabiegaliśmy i która jest nam bardzo potrzebna. Faktycznie źle się stało, że Projekt Statutu został tak późno opublikowany. Co prawda został on skonsultowany podczas spotkania z przedstawicielami WZJ, co nie zmienia faktu, że powinien być jak najszerzej konsultowany z całym środowiskiem. Zgadzam się z Panem, że w działaniach władz Związku tej transparentności brakuje. Bardzo bym chciał, żeby było jej więcej. Zdaję sobie sprawę, że pozwoliłoby to uniknąć wielu trudnych spraw trapiących nasze środowisko. Ja pojmuję charakter pracy w stowarzyszeniu takim jakim jest PZJ nie jako pracy w jakiejś korporacji finansowej czy przemysłowej. Tak się po prostu nie da. Związek sportowy to nie korporacja! Wiem, że są ludzie, którzy twierdzą inaczej. Sądzę jednak, że na poparcie swoich tez nie mogą podać przykładu żadnego tak działającego związku sportowego zarówno w Polsce jak i poza jej granicami. Niedawno całą naszą rodziną wybraliśmy się prywatnie do Badminton, gdzie rozgrywane są jedne z największych imprez WKKW na świecie. To była bardzo pouczająca wycieczka. Proszę sobie wyobrazić, że przy organizacji tych zawodów pracuje bardzo dużo ludzi robiących to społecznie, bez wynagrodzenia. A przecież nikt chyba nie zarzuci tym zawodom braku profesjonalizmu. Mówię to by uzmysłowić wszystkim, którzy będą czytać tę naszą rozmowę, że w działaniach takich jak organizacja sportu nie wszystko musi się wiązać z pracą świadczoną za pieniądze i bardzo często za spore pieniądze. Bez pasji, która spaja ludzi, bez ich zaangażowania nie da się stworzyć takich miejsc i takich imprez jak Badminton. Ale nie trzeba wyjeżdżać z Polski by dostrzec to zjawisko. Proszę spojrzeć na honorowe wyróżnienie „Teraz Polska” jakie ostatnio spotkało Międzynarodowe Targi Poznańskie za organizację cyklu Cavaliada Tour. Dzisiaj wiele osób chętnie dopina się do tego sukcesu, choć w przeszłości nie zawsze wspierały ten projekt i ludzi przy nim pracujących. Tymczasem za tym wyróżnieniem stoi oczywiście profesjonalizm Targów Poznańskich, ich determinacja w tym, aby było to wspaniałe wydarzenie będące wizytówką Polski na arenie międzynarodowej, ale równocześnie potrafiono w jakiś magiczny sposób pobudzić wiele osób, które często bezinteresownie stają do budowania tego wydarzenia, stają w pasji i z marzeniami o czymś wielkim. MTP udało się nie tylko zbudować Cavaliadę, ale zbudować społeczność, która otoczyła ten piękny projekt. To właśnie ta praca, o której już wspominałem w naszej rozmowie. Naprawdę mrówcza, pozytywistyczna praca włożona w każdą edycję Cavaliady. To dowód na to, że można inaczej, można dojść do sukcesu dzięki wizji i wytrwałej pracy. Czy bez miłości do jeździectwa, bez pasji w działaniu powstawałyby takie wydarzenia jak CSIO5* w Sopocie, czy np. CSI4* w Poznaniu? Jestem przekonany, że w tych wszystkich nowych miejscach na mapie wydarzeń jak Jakubowice i Ciekocinko, także nikt nie liczy godzin pracy, nikt nie szczędzi trudu. Bo sport, który nas łączy, to przede wszystkim pasja. Choć ta pasja, o czym nikt nie zapomina, oczywiście musi być osadzona w pewne formalne ramy, profesjonalne zarządzanie. Wspominam o tym tylko dlatego abyśmy nie zgubili czegoś co według mnie jest równie ważne. Coś co będąc najczystsze w mojej ocenie jest najsilniejszym impulsem do działania. Ludzka pasja.
Wpadnę Panu w słowo. Wspomniał Pan o pracy społecznej, jednak w przypadku Sekretarza Generalnego PZJ mówimy o osobie naprawdę suto wynagradzanej z naszej wspólnej kiesy i świadczącej swoją pracę na poziomie zupełnie nieadekwatnym do pobieranej gaży. Czy Pan przyjmie to do wiadomości czy nie, to Biuro PZJ działa coraz gorzej. Takie są fakty.
Ach, Pan znowu swoje. Zdaję sobie sprawę z faktów, o których Pan mówi. I choć nie we wszystkim się z panem zgadzam, to proszę zauważyć, że nigdzie nie powiedziałem, że są w Związku ludzie nie do zastąpienia. To dotyczy zarówno członków zarządu, jak i każdego innego pracownika biura, także Sekretarza Generalnego. Nigdy i nigdzie nie powiedziałem, że biuro PZJ działa bez zastrzeżeń. Sprawy personalne są zawsze najtrudniejsze. Tutaj decyzje powinny być podejmowane szczególnie roztropnie. Błędem niewątpliwie byłoby dokonywanie ocen personalnych na łamach mediów. Gdyby jednak na chwilę założyć zmianę na stanowisku Sekretarza Generalnego, to w mojej ocenie zmiana dokonywana w tym momencie byłaby błędem. Związek staje w przededniu Walnego Zjazdu i wyboru nowego prezesa. Myślę, że ten krótki czas niewiele zmienia a zasadnym byłoby gdyby decyzję pozostawić Zarządowi z nowym Prezesem.
Pozwoli Pan, że powrócę jeszcze do kwestii transparentności i przejrzystości działań. Na internetowej stronie Związku ukazał się komunikat o rezygnacji pana Łukasza Abgarowicza z funkcji Prezesa Zarządu PZJ wraz z informacją, że zgodnie ze Statutem PZJ obejmuje Pan jako Wice Prezes obowiązki prezesa. Czemu zabrakło w tym komunikacie informacji o tym, że Zarząd zobowiązany jest do niezwłocznego przeprowadzenia Nadzwyczajnego Walnego Zjazdu Delegatów celem wyboru nowego prezesa? Czy ma to sugerować czytającemu, że po objęciu przez Pana obowiązków prezesa wszystko może toczyć się dalej bez przeszkód?
Istotnie w komunikacie na stronie internetowej Związku nie ma informacji o konieczności zwołania Nadzwyczajnego Zjazdu Delegatów. Komunikat odnosi się do faktu rezygnacji. Myślę jednak, że zdecydowanie nadinterpretowuje Pan tę kwestię. Zapis Statutu PZJ jest wyraźny i nie daje tutaj możliwości do jakiejkolwiek manipulacji. Oczywiście kwestią problematyczną jest sama realizacja pojęcia „niezwłocznie”. Musimy zdawać sobie sprawę, że jesteśmy w środku sezonu startowego. Przed nami kolejne, ważne starty polskich jeźdźców na arenie międzynarodowej, ale również krajowej. Musimy znaleźć taki termin, który będzie jak tylko jest to możliwe najmniej kolidował z tymi planami. To wszystko wymaga czasu i spokojnego działania. To z jednej strony. Z drugiej zaś, proszę mi uwierzyć, że nie rozpychałem się łokciami by zająć fotel prezesa PZJ. Jestem naprawdę daleki od parcia na zaszczyty i funkcje. Swoją obecność w Zarządzie PZJ zawsze traktowałem jako swoją służbę dla jeździeckiej społeczności. Może to komuś w dzisiejszych, bardzo skomercjalizowanych czasach wydawać się dziwne i niewiarygodne, ale taka jest prawda. Czy ona się komuś podoba, czy też nie, ale właśnie taka ona jest.
Co zatem czeka nas w bliższej i dalszej przyszłości?
No cóż, jak Pan widzi jeździeckie życie toczy się dalej. Kolejne ważne imprezy odbywają się zgodnie z kalendarzem. Zawodnicy jak trenowali, tak trenują dalej. Organizatorzy imprez jeździeckich spokojnie realizują swoje plany. Hodowcy hodują swoje konie jak czynili to przed niedzielą 7 czerwca. Sport jeździecki na szczęście rozwija się niezależnie od tej czy innej wojny toczonej na większych czy mniejszych szczytach władzy związkowej.
Zdecydowanie lepiej byłoby gdyby środowisko i szeroka opinia publiczna żyła sukcesami polskich zawodników, a nasze rozmowy dotyczyły ich progresu sportowego, a nie personalnych rozgrywek. Warto podkreślić kilka znaczących wyników naszych reprezentantów w ostatnim czasie, jak 4 m-ce drużyny w Pucharze Narodów podczas CSIO5* w Sopocie, jak zwycięstwo Jarosława Skrzyczyńskiego w niezwykle trudnym konkursie podczas tej imprezy czy zwycięstwo Huberta Kierznowskiego podczas CSI4* w Poznaniu. Zdecydowanie niech starty polskich zawodników, ich sukcesy dominują w naszych rozmowach. Oczywiście równie ważne dla środowiska są kwestie tzw. „polityczne” niemniej uważam, że relatywnie za mało w mediach, nawet tych branżowych żyliśmy tym co najważniejsze czyli samym sportem. Jeździectwo rozwija się niezwykle dynamicznie czego dowodzą nie tylko sukcesy sportowe, ale także progres jeśli idzie o organizację zawodów. Tak jeśli idzie o ich liczbę jak i jakość tych, które pojawiają się na tzw. rynku. Mam na myśli m.in. inicjatywę w Ciekocinku, w Jakubowicach ale także należy pamiętać o tym jaką wizytówką dla Polski jest dzisiaj Sopot czy w WKKW w Strzegomiu. To wszystko, zarówno sukcesy sportowe i organizacyjne, dokonuje się ciężką pracą tych, którzy mają marzenia, którzy podejmują ryzyko oraz ogromny (często pewnie niedoceniany) trud. I te wszystkie inicjatywy zasługują na uznanie. Chciałbym, aby wokół jeździectwa panowała pozytywna atmosfera, atmosfera wspólnego budowania. I mam nadzieję, że niezależnie od personalnych decyzji Walnego taki właśnie duch będzie panował nad pracami Zarządu PZJ.
Czy chciałby Pan jeszcze coś dodać w podsumowaniu naszej rozmowy?
Jak powiedziałem, przyszedłem do Zarządu, żeby służyć mu swoją pracą. Przeobrażamy Związek w ciało działające bardziej nowocześnie i adekwatnie do aktualnej sytuacji zgodnie z duchem Zjazdu z 2012 roku. Być może wprowadzane zmiany są zbyt płytkie. Być może tempo zmian jest czasami niezadawalające. Być może transparentność działań władz Związku nie jest jeszcze taka na jaką wszyscy liczymy. Jednak podejmujemy te wszystkie działania na drodze ewolucji, a nie gwałtownej rewolucji.
Dziękuję za rozmowę.