Rok 2018 był dla tego zawodnika ostatnim sezonem w grupie wiekowej młodych jeźdźców. Rok 2019 rozpoczął na 9. miejscu rankingu łącznego dla wszystkich kategorii wiekowych w dyscyplinie skoków PZJ. Mimo młodego wieku ma już za sobą udane występy w drużynie podczas konkursów Pucharu Narodów. Co nowego dzieje się u Andrzeja Opłatka, bo o nim właśnie jest mowa?

 

Zapraszamy do lektury krótkiej rozmowy z przedstawicielem młodego pokolenia reprezentantów Polski.

 

Andrzej, czego mogą spodziewać się w 2019 roku Twoi kibice? Jakie są Twoje najbliższe plany?

Po krótkim pobycie w domu, związanym ze Świętami Bożego Narodzenia i Sylwestrem zostałem w Polsce jeszcze na pierwszy miesiąc 2019 roku. Był to czas lekkiego odpoczynku, ale i również treningów, które zakończyliśmy startami na międzynarodowych zawodach rozgrywanych w hali Hipodromu Sopot oraz podczas lubelskiej edycji Cavaliady. Teraz wracam do miejscowości Wangi w Szwajcarii, gdzie spędzę pewnie co najmniej kilka miesięcy. Kto wie, może też tak się ułożyć, że pobyt tam trochę mi się wydłuży.

 

Czy Twój wyjazd do Szwajcarii mamy traktować jako coś bardziej stałego?

Szczerze mówiąc sam jeszcze nie wiem jak mam traktować ten wyjazd. To nie jest z mojej strony jakieś krygowanie się czy coś w tym klimacie. Do Szwajcarii wyjechałem już jesienią w ubiegłym roku. Po powrocie Martina z USA, z Tryon. W grudniu wróciłem do Polski na święta i zostałem na jakiś czas. Teraz pora, by wrócić do Szwajcarii. Jest tu cisza i spokój, i można się skupić na pracy. Fakt, że czasem odnoszę wrażenie, że jest jakby trochę za cicho i spokojnie, ale w końcu do miasta nie jest daleko.

 

Skąd wziął się pomysł na Twój pobyt w Szwajcarii? Czy kryje się za nim jakaś romantyczna historia?

Oj, moje życie nie jest aż tak romantyczne, niczym z jakiegoś książkowego czy filmowego romansu.
Historia tego wyjazdu jest zwyczajna i prosta. W trakcie realizacji mojego programu Riders Academy poznałem jednego Irlandczyka. Przez niego poznałem kolejnego, dobrego kolegę Martina, który od kilku lat stoi ze swoimi końmi w ich stajni. Spotkaliśmy się później na zawodach w Genewie, zaczęliśmy rozmawiać. Kolejny raz spotkaliśmy się na zawodach w Villach, gdzie znowu wywiązała się między nami rozmowa, podczas której podszedł do nas Martin Fuchs. Faktem jest, że polubiliśmy się wzajemnie z Martinem i dobrze nam się razem rozmawiało.

Wkrótce padła z jego ust propozycja, żebym przyjechał trenować do ich ośrodka w Szwajcarii na jakieś dwa lub trzy tygodnie. Ośrodek ten znajduje się właśnie w Wangi. Pomyślałem sobie, że nie zaszkodzi popatrzeć jak oni to robią i chętnie przystałem na propozycję Martina. Kiedy jednak później zadzwoniłem do niego, żeby zapytać czy propozycja jest nadal aktualna i uzgodnić ostatnie szczegóły, Martin powiedział, żebym przemyślał opcję wyjazdu do Szwajcarii na dłuższy czas. Powiedział, że na pewno więcej wyniosę z wyjazdu kiedy stanę się częścią ich teamu. Przyznam, że pomysł mi się spodobał. Jego realizacja wymagała jednak paru kroków. Wziąłem na uczelni roczny urlop dziekański i w październiku pojechałem. Wangi to niezbyt duże miasteczko leżące niedaleko Berna i pól godziny jazdy samochodem od Zurychu. Ośrodek jeździecki, w którym tam przebywam należy do rodziny Fuchs. Pracuje tam z Martinem Fuchsem i jego ojcem, Thomasem.

 

Widzę, że postawiłeś wszystko na jedną kartę. Czy zamierzasz dokończyć swoją rozpoczętą w kraju edukację? A może celujesz w jakąś szwajcarską uczelnię?

Nie zamierzam rzucać studiów, to pierwsza sprawa. Nie da się jednak zjeść ciastka i je mieć jednocześnie. Dlatego musiałem podjąć decyzję, co w tej konkretnej chwili jest dla mnie istotniejsze. Wydaje mi się, że to była jak najbardziej racjonalna decyzja. Chcąc się realizować w pełni jako jeździec, trzeba takie szanse wykorzystywać.

Sprawdzę też, czy nie będę mógł moich studiów przetransferować do Szwajcarii, powiedzmy do Zurychu. Ale to na razie pozostaje w sferze badania tematu, a nie jakiś konkretnych decyzji. Za wcześnie więc, by mówić w tej kwestii o jakiś konkretach. Rozważam te wszystkie opcje, bo naprawdę bardzo dobrze mi się pracuje w Wangi.

 

 

Czy to z czym się spotkałeś w szwajcarskiej stajni jest dla Ciebie jakąś nowością?

Trudno ująć to w ten sposób. Obserwuję tam ich codzienność jeździecką i uczę się. Nie mogę powiedzieć, że to co tam widzę to jakaś nowość w moim życiu, czy jakaś specjalna rewolucja. Absolutnie tak nie jest. Wydaje mi się, że o sensie tego wyjazdu decydują tak naprawdę mniejsze lub większe niuanse. Ich wypadkowa na dzień dzisiejszy jest powodem dla którego jestem dzisiaj gdzie jestem. W Polsce w tej kwestii zachodzi wiele zmian i myślę, że za jakiś czas powodów dla takich jak mój wyjazdów będzie coraz mniej. Ale dotyczy to bliższej lub dalszej przyszłości. A ja podjąłem decyzję o wyjeździe dzisiaj. To wszystko.

 


Jak będzie wyglądał Twój sezon startowy w 2019 roku? Czy w związku z wyjazdem i faktem, że stałeś się członkiem "Fuchs Team" zmieniły się Twoje priorytety? Będziesz dalej jeździł w polskiej drużynie?

Oj, trochę sporo tych pytań się zrobiło. Postaram się jednak w prosty sposób odpowiedzieć na nie. A więc, oczywiście priorytety Kadry Narodowej pozostają nadal moimi priorytetami. Jeśli na którymś z moich koni, powiedzmy na Stakkatanie, będę prezentował taki poziom, by dobrze jeździć w tych trudnych konkursach, to zrobię wszystko, by drużyna osiągnęła założone cele. Oczywiście jeśli zostanę przez trenera powołany do reprezentacji. Myślę, że wszystko będzie zależało od tego, jaką formę będę prezentował podczas moich startów i czy moje dobre wyniki będą powtarzalne. Decyzje o tym, kto będzie startował w ekipie nie należą przecież do zawodnika, tylko do trenera. Ja z pewnością zrobię wszystko, żeby trener miał podstawy do powołania mnie do naszej drużyny. Co do samego awansu do Igrzysk Olimpijskich, zarówno tego zespołowego jak i indywidualnego, podchodzę z lekkim dystansem i pokorą. Jeśli polski zespół zdoła ten awans wywalczyć, to bez względu na to, czy ja będę jakąś częścią tej ekipy czy nie, będę z tego powodu szczęśliwy. Nie załamię się jednak i nie popadnę w jakąś depresję jeśli tego awansu nie uda się wywalczyć. W sporcie nie zawsze się wygrywa. I trzeba to zaakceptować. Sztuką jest takie przyjęcie porażki, żeby po jej analizie mogła ona być źródłem sukcesu. Ale to chyba całkiem inna historia.

 

Który z koni w Twojej stawce będzie podstawowym koniem na duże konkursy w 2019 roku?

Myślę, że trochę za wcześnie, żeby budować jakąś hierarchię w stawce moich koni. Poczekajmy jeszcze trochę. Pierwsze miesiące tego roku pozwolą na zorientowanie się w możliwościach poszczególnych koni. Wspomniałem już o Stakkatanie. Ma on już 10 lat i powoli będziemy wdrażać go do startów po przerwie. Z całą pewnością posiada on możliwości fizyczne, odpowiednie do najtrudniejszych konkursów, łącznie z Igrzyskami Olimpijskimi. Ale przecież mam w stawce kilka koni, które w tym roku osiągnęły wiek 8 lat i będziemy je próbować w coraz trudniejszych zadaniach.

Oczywiście nie będziemy się specjalnie śpieszyć w tym względzie. Pracując w tej chwili z zespołem "Fuchs Team" wiem, że nie będzie w tej kwestii wpadki. Że nie wystartuję w konkursie, do którego ja i mój koń nie jesteśmy jeszcze gotowi. Dlatego ze spokojem czekam na rozwój wypadków.

 

Wygląda więc na to, że polscy kibice nie będą Cię zbyt często widzieli w tym roku?

Pewnie nie. Ale startowałem w styczniu, w Sopocie i później, w Lublinie. Jednak na ważne imprezy będę przyjeżdżał, jeśli tylko będzie to możliwe. Mówię tu o startach w polskiej drużynie, w konkursach Pucharu Narodów. To będzie dla mnie priorytetem. Podobnie robi trenujący z Thomasem Steve Guerdat. Myślę więc, że kilka okazji do spotkania z polską publicznością w 2019 roku będzie.

 

Czy wyjazd do Szwajcarii i praca w zespole Fuchs Team oznacza zakończenie współpracy z Twoim dotychczasowym trenerem, Krzysztofem Ludwiczakiem?

Nie, absolutnie nie. Z Krzysztofem jestem w dobrym kontakcie. Jak jestem w Polsce pracujemy razem. Konsultuję się z nim w wielu kwestiach jak jestem w Szwajcarii. Zna on doskonale wszystkie moje konie i ma wielką wiedzę jeździecką. Krzysztof dalej pozostaje zawodnikiem HEAA Turek i dalej startuje w jego barwach. Mam nadzieję, że będziemy razem startować w polskiej drużynie.

 

Czego wobec tego życzyć Ci na koniec naszej krótkiej rozmowy? Spełnienia sportowych planów i zdobycia z zespołem lub indywidualnie olimpijskiego awansu?

Myślę, że wystarczy trzymanie kciuków za to, żebym w 2019 roku dalej rozwijał się jako jeździec. Bo po to właśnie pojechałem do Szwajcarii. Jak wcześniej powiedziałem nie napinam się jakoś specjalnie w związku z walką o udział w Tokio 2020.