Dziś rano, w wieku 29 lat odszedł na wiecznie zielone padoki niezwykle zasłużony dla polskiego powożenia wałach rasy śląskiej Bogacz.

 

 

Bogacz urodził się 27 lutego 1992 roku w Stadninie Koni w Strzelcach Opolskich. Jego ojcem był śląski ogier Lansjer, a matką śląska klacz Buczyna po śląskim ogierze Glockner.

Pierwsze sukcesy w sportowym powożeniu zaprzęgami jednokonnymi Bogacz odnosił współpracując z Wiktorem Pietrowskim. Para ta sięgała aż czterokrotnie po złoto podczas Mistrzostw Polski w powożeniu zaprzęgami jednokonnymi (w roku 1998, 1999, 2000 i 2003) i jeden raz „zadowoliła się” medalem srebrnym (w roku 2004).

W roku 2004 podczas rozgrywania Mistrzostw Świata w powożeniu zaprzęgami jednokonnymi w szwedzkim Astorp polska drużyna startująca w składzie:

  • Agnieszka Chwastek – Batalion
  • Wiktor Pietrowski – Bogacz
  • Przemysław Zabłocki - Turek

 

zdobyła brązowy medal w klasyfikacji drużynowej.

 

Po Wiktorze Pietrowskim na koźle powozu ciągniętego przez Bogacza siedzieli jeszcze:

  • Bartłomiej Kwiatek
  • Adrian Kostrzewa
  • Sebastian Bogacz
  • Ryszard Gil
  • Tomasz Jankowiak

 

Niemal każdy z powożących ma do zawdzięczenia Bogaczowi jakiś sukces sportowy. Był on podstawowym koniem startującym przez wszystkie 3 dni rywalizacji kiedy Sebastian Bogacz sięgał w 2006 roku po swój pierwszy tytuł Mistrza Polski w powożeniu zaprzęgami parokonnymi.

Ryszard Gil dzięki niemu stawał dwukrotnie na najniższym miejscu podium Mistrzostw Polski singli w roku 2008 i 2009.

Tomasz Jankowiak zdobył z nim srebro w singlach w roku 2010 i brąz w parach w roku 2012.

 

Po zakończeniu swojej kariery w „dużym sporcie” Bogacz startował w konkursach powożenia razem z amatorsko traktującym tę rywalizację profesorem Andrzejem Lange.

 

Jeszcze kilka lat temu Bogacz z radością ciągnął powóz z gośćmi odwiedzającymi ośrodek jeździecki Agro-Aves w Gajewnikach. W miejscu, gdzie spędził swoje ostanie, szczęśliwe niemal 20 lat.

Ostatni okres, otoczony wspaniałą opieką i troską spędzał na padokach. 

Dzisiaj rano pogalopował na wiecznie zielone łąki, gdzie bez trosk będzie pędził przed siebie.

 

Choć ja sam nie zdobyłem z Bogaczem medalu MP, to mam do niego wielki sentyment. Był wspaniałym koniem, który oddał polskiemu sportowi tak wiele serca. Bardzo podziwiam tego konia i miło go wspominam - powiedział Bartłomiej Kwiatek.

 

Bogacz to wielka „postać” polskiego powożenia. Koń, który niesamowicie dużo dał każdemu powożącemu, z którym pracował. To dzięki jego doświadczeniu mogłem skupić się w 2006 roku i podczas próby zręczności powożenia sięgnąć po złoto w parach. Pan Andrzej Kubik mówił o nim, że jest koniem, któremu wystarczy nie przeszkadzać. I było w tych słowach dużo prawdy. A jak ktoś chciał, to mógł się od niego bardzo dużo nauczyć. Informacja o jego śmierci bardzo mnie zasmuciła. Cieszę się, że mógł dożyć tak pięknego wieku otoczony troską ludzi - powiedział Sebastian Bogacz.

 


 W maju 2017 roku na łamach miesięcznika "Świat Koni" ukazał się artykuł poświęcony Bogaczowi, autorstwa Marka Hołdy. Zapraszamy do jego lektury:

 

Saga o Bogaczu

 

Wertując nieco pożółkłe już dziś strony dzieł naszych hipologów sprzed 30-50 lat we fragmentach dotyczących koni rasy śląskiej raczej trudno znaleźć dla tych koni optymistyczne prognozy na przyszłość. Wydawało się wtedy, że dynamicznie postępująca mechanizacja rolnictwa znacznie zmarginalizuje tę hodowlę, a być może nawet położy jej kres, bo jaka przyszłość mogła czekać te typowo rolnicze konie w pędzącym ku nowoczesności świecie? 

 

Dwadzieścia pięć lat temu, kiedy te tezy brzmiały jeszcze zupełnie wiarygodnie, w Państwowej Stadninie Koni Strzelce Opolskie urodził się bohater tej opowieści, a jego dzieje i kariera są żywą ilustracją nowej historii tej rasy. Rasy, która od tego czasu nie dość, że nie zanikła, to   znalazła swój nowy sens, znacznie poszerzyła terytorialny zasięg i liczebność, przetrwała kryzys naszej hodowli koni ras szlachetnych na początku XXI wieku, a nawet przyniosła polskiej hodowli wiele znaczących sukcesów sportowych w pięknej i widowiskowej, lecz niezwykle trudnej dyscyplinie powożenia.

 

Bogacz (Lansjer - Buczyna/Glockner) 2017 rok, fot. Anna Pawlak

 

 

POCZĄTEK

Bohaterem tej opowieści jest urodzony w 1992 roku w Państwowej Stadninie Koni Strzelce Opolskie wałach rasy śląskiej – Bogacz. Niektórzy powiadają, że imiona koni należy dobrze przemyśleć, albowiem często niosą ze sobą wróżbę przyszłych losów. Bez wątpienia stało się tak w tym przypadku, a bogactwo dorobku i historia tego konia sprzęgła się z losami wielu ludzi i jak to w życiu bywa – radość przeplata się ze smutkiem.

 

O jego pochodzeniu i pierwszych latach najlepiej opowie pracująca wtedy w Strzelcach Opolskich pani Maria Szymańska: Ogiera Bogacz poznałam dopiero kiedy miał dwa lata i przygotowywałam go na sprzedaż do Stada Ogierów. Jasnogniady, urodzony w 1992 roku, był przedstawicielem pierwszego rocznika źrebiąt po ogierze Lansjer. Bogacz pochodzi z rodziny klaczy Babica, z której do 1998 roku odchowano i sprzedano do Stad 28 ogierów. W linii żeńskiej, daleko z tyłu, ma wyhodowanego w Rzecznej i zasłużonego w hodowli ślązaków ogiera pełnej krwi Wiking (Solista – Wikinga po Bafur). Tak matka – Buczyna  po  Glöckner Schweres Warmblut, jak i babcia (Bunia śl. po Fez śl.) były jasnogniadej maści, niepopularnej u hodowców rasy śląskiej. Ojciec Bogacza – Lansjer, po wyhodowanym w Niemczech Centimo rasy Schweres Warmblut, jest synem mającej 75% folbluta w rodowodzie  klaczy Lewizna po Zefir xx. Matka Lewizny, Legenda, była córką wspomnianego wcześniej ogiera Wiking xx. Rodzina Lansjera,  wywodząca się od klaczy Lizbona, pozostawiła w hodowli 34 ogiery, w tym ogiera Largis, ojca znanego wszystkim Lokana. Połączenie tych dwóch rodzin zaprocentowało w osiągnięciach Bogacza jako sportowca, a inbred na ogiera Wiking xx  miał duże znaczenie w jego późniejszym użytkowaniu. Pamiętam go jako typowego przedstawiciela koni po Lansjer – z piękną szyją i dobrym ruchem. Nie sprawiał trudności w czasie przygotowań do naboru do Stada Ogierów w Książu. Uzyskał przeciętną ilość 78 punktów przy pierwszej bonitacji.

Niestety hodowcy ślązaków nawet do tej pory nie lubią koni maści gniadej, szczególnie jasnej, a taki był Bogacz i większość koni po Lansjer, ponadto maść tę dziedziczył i z żeńskiej strony, dlatego też nie miał, mimo wielu zalet, wielkiego wzięcia w hodowli. Maść gniada występująca w linii męskiej ogiera Centimo spowodowała prawie całkowity zanik tego rodu w hodowli ślązaków, ale nie tylko w niej, podobnie stało się również w rejonie Moritzburga, gdzie również był czynny w hodowli. Hodowcy z tamtych okolic do dziś poszukują koni z Centimo w rodowodzie, ponieważ ogier ten, tak niedoceniany ze względu na maść, przekazywał mocno bardzo dobry ruch.

 

 

UKOCHANY KOŃ PANA WIKTORA

Bogacz jako reproduktor używany był przez trzy sezony, nie cieszył się, jak wspomniano, popularnością u hodowców. Dał niespełna dwadzieścia źrebiąt, z czego sporo nielubianej jasnogniadej maści, a co gorsza – kilka źrebiąt kasztanowatych, która to maść jest w Księdze Stadnej koni śląskich zupełnie niedopuszczalna. Nie wiadomo, jaka byłaby jego przyszłość, gdyby nie przypadek, a może zrządzenie losu.

 

 

Nieodżałowanej pamięci Wiktor Pietrowski był bez wątpienia jedną z najbarwniejszych postaci polskiego sportu zaprzęgowego, a zarazem  jednym z najbardziej utalentowanych i powszechnie lubianych zawodników i trenerów tej dyscypliny. Urodził się w Racocie, nic więc dziwnego, że jako dziecko zamiast lekcji na pianinie wolał niezupełnie legalne wycieczki do stadniny. Karierę sportową zaczynał od skoków, ujeżdżenia i WKKW, a pierwsze nauki powożenia odbierał u Adama Musiała. Został przy tej dyscyplinie, a w 1998 roku pracując w Gnieźnie wybrał się do Stada Ogierów w Książu w poszukiwaniu konia. Wybrał jednego, ale okazało się, że jest jeszcze jeden do sprzedania na punkcie u hodowcy. Był nim Bogacz. Po sprawdzeniu konia w ruchu wprawnym okiem fachowca dostrzegł w nim niewątpliwy talent i do stajni sportowej zamiast tego pierwszego pojechał właśnie ten, który stał się koniem jego życia i największą końską miłością.

Już pod koniec czerwca tego roku w wystąpili razem na rozgrywanych po raz pierwszy w dynamicznie rozwijającej się dyscyplinie  zaprzęgów jednokonnych Mistrzostwach Świata w Ebbs w Austrii, gdzie wywalczyli indywidualnie 30 miejsce, a ekipa polska, na którą składali się, oprócz naszej pary Jacek Kozłowski i Andrzej Szymczyk, uplasowała się zespołowo na ósmym miejscu. Na Mistrzostwach Polski w Racocie Wiktor Pietrowski i Bogacz wywalczyli swój pierwszy złoty medal otwierając pasmo sukcesów, jakich przypadło w udziale niewielu polskim koniom.

 

 

W GAJEWNIKACH

Domem dla pary Wiktor Piotrowski i śląski wałach Bogacz stał się ośrodek sportowy  stowarzyszenia „Agro-Aves” w Gajewnikach pod Łodzią, dzieło życia wielkiego miłośnika koni i zaprzęgów pana Andrzeja Kubika. Zbudowany od podstaw ośrodek, spełnienie wieloletnich marzeń i starań, stał się dzięki pasji i wytrwałości pana Andrzeja szybko jednym z najważniejszych punktów na jeździeckiej mapie Polski. Każdy, kto choć raz odwiedził Gajewniki podczas zawodów, którym pan Andrzej zawsze umiał nadać formę barwnego, pełnego radości i muzyki festiwalu ściągającego nieprzebrane tłumy publiczności, zawsze pozostanie pod ich wrażeniem.

W sierpniu 2000 roku w Bydgoszczy Wiktor Pietrowski i Bogacz w barwach Gajewnik ponownie wywalczyli tytuł Mistrzów Polski, ale najlepszym sezonem w historii startów tej pary był rok 2003. Na Mistrzostwach Polski w Jarantowie znów byli najlepsi i wyjeździli następny złoty medal. We wrześniu na Mistrzostwach Świata w szwedzkim Astorp ekipa polska wystąpiła w składzie: Wiktor Pietrowski i Bogacz, Agnieszka Lulis Chwastek i Batalion oraz Przemysław Zabłocki i Turek. Przyszło im walczyć z silną konkurencją, w nie najlepszych warunkach i przy padającym deszczu. Po bardzo dobrych przejazdach ujeżdżeniowych zajmowali drugą pozycję, niestety po próbie terenowej spadli na czwarte miejsce. Na szczęście bardzo dobre, podobnie  jak w pierwszym dniu, precyzyjne przejazdy w próbie zręczności dały im w efekcie brązowy medal i tytuł drugich zespołowych wicemistrzów świata, ustępując ekipom Szwecji i Finlandii, a pokonując silne ekipy Niemiec, Wielkiej Brytanii i Holandii. Indywidualnie Agnieszka Lulis Chwastek była dziewiąta, Pietrowski i Bogacz zajęli trzynaste miejsce, a Przemysław Zabłocki był dwudziesty trzeci.

W lipcu 2004 roku na Farmie Sielanka w Warce Wiktor Pietrowski i Bogacz wywalczyli na Mistrzostwach Polski następny, tym razem srebrny medal. Był to ostatni wspólny sukces tej pary. Pan Wiktor wyjechał do pracy do Austrii, a Bogacz przeszedł w znajome poniekąd ręce, bo do Adriana Kostrzewy, który właśnie u pana Pietrowskiego uczył się powożenia. Wcześniej pan Adrian uprawiał skoki i ujeżdżenie, pracował z młodymi końmi za granicą, a w arkana powożenia wprowadzał go także znakomity zawodnik i trener – Kazimierz Andrzejewski.

 

 

W NOWEJ ROLI

W życiu naszego bohatera rozpoczął się nowy rozdział, albowiem rozpoczął starty w zaprzęgu parokonnym mając do pomocy klacz Hawela i wałacha Lir nieustalonego pochodzenia. Z tymi końmi Adrian Kostrzewa wywalczył już we wrześniu 2004 roku w Bielinie brąz w Mistrzostwach Polski zaprzęgów parokonnych, powtórzył ten sukces w lipcu 2005 roku w Jarantowie, a jadąc w reprezentacji Polski na Mistrzostwach Świata w Salzburgu w Austrii we wrześniu zespołowo, wraz z Jackiem Kozłowskim i Przemysławem Sroką, uplasowali się na czwartej pozycji.

 

Nowe zmiany przyniósł rok 2006. Miejsce na koźle zajął Sebastian Bogacz, który wcześniej zdobył sobie renomę bardzo elegancką, stylową jazdą, zdobywając w 2004 roku Puchar imienia Zbigniewa Prusa-Niewiadomskiego. Na zawodach w Gajewnikach dobrą jazdą zwrócił uwagę Andrzeja Kubika, a ten zaproponował mu miejsce w swoim teamie. Natomiast towarzyszem Bogacza z drugiej strony dyszla został… jego syn,  również gniady śląski Bond od klaczy Bonza po Burbiton, wyhodowany przez Dariusza Śmichurę. Choć Bond nie był tak waleczny jak ojciec, to stanowili dobry zespół i powożąc nimi w lipcu tego roku na Mistrzostwach Polski w Jarantowie Sebastian Bogacz wywalczył złoty medal, pierwszy w swej karierze.

 

Początek roku 2007 przyniósł bardzo smutną wiadomość – 31 stycznia, po dwuletnich zmaganiach z ciężką nieuleczalną chorobą odszedł Wiktor Pietrowski. Tym, którzy żegnali Go na cmentarzu w Sierakowie i wszystkim, którym dane było się z Nim zetknąć, trudno było uwierzyć, że to już ostatnie spotkanie z tym wiecznie pogodnym,  zawsze skorym do pomocy Mistrzem.

Na Mistrzostwach Świata zaprzęgów dwukonnych w Warce na przełomie sierpnia i września Bond był koniem rezerwowym, a wspomagał Bogacza zakupiony wcześniej przez Wiktora Piotrowskiego lepszy w maratonie Lir. Startujący indywidualnie Sebastian Bogacz, jak sam twierdził, nie wytrzymał olbrzymiej presji tej imprezy i dlatego nie uważał tego występu za szczególnie udany, zajął osiemnaste miejsce w klasyfikacji końcowej.

 

Rok 2008 to kolejna zmiana w karierze Bogacza. Ponownie wrócił do startów w pojedynkę, tym razem z powożącym Ryszardem Gilem – hodowcą, który za namową Pawła Mazurka nauczył się powozić, by lepiej pokazywać i sprzedawać swoje konie rasy śląskiej. Także i jemu Bogacz dorzucił następne dwa brązowe medale z Mistrzostw Polski do kolekcji – w lipcu tegoż roku w Warce i wrześniu roku następnego w Gogolewie. Było też i brązowy medal, który żona pana Ryszarda, Krystyna, wywalczyła parą Bogacz i Bastion na Mistrzostwach Polski Amatorów w październiku 2008 roku w Warce. Ryszard Gil i Bogacz odnotowali też start na Mistrzostwach Świata w tym samym roku w Jarantowie, gdzie uplasowali się na 29 pozycji.

 

3. miejsce w ujeżdżeniu (49,66 pkt.) i brązowy medal na Mistrzostwach Polski w Powożeniu Zaprzęgami Jednokonnymi – Warka 2008, fot.: Anna Pawlak


Bogacz podczas próby maratonu, powożący Ryszard Gil – Mistrzostwa Świata w Powożeniu Zaprzęgami Jednokonnymi – Jarantów 2008, fot.: Anna Pawlak

 

 

OSTATNIA SPORTOWA KARTA

Powożącym, który zapisał ostatni, piękny rozdział w karierze sportowej Bogacza, był Tomasz Jankowiak. Wychowany od dziecka z końmi w Pępowie, gdzie jego dziadek był koniuszym, zaczynał od skoków, lecz swoją drogę znalazł w zaprzęgach, a co ciekawe – jednym z jego nauczycieli tej trudnej sztuki był właśnie Wiktor Pietrowski. Może to przypadek, a może pan Wiktor gdzieś tam z góry pilnował, by koń, którego tak kochał, poszedł w dobre ręce. Pan Tomasz, mimo młodego wieku, zyskał sobie renomę  świetnego fachowca od trudnej i często niewdzięcznej pracy z młodymi końmi. Niewdzięcznej, bo bywa – tak jak na jednych z Mistrzostw Polski, że konie, z którymi startował, zostały sprzedane już w pierwszym dniu zawodów. To, co nie udało się wcześniej, udało się w lipcu 2006 roku, kiedy Tomasz Jankowiak z końmi Jantar i Ekspresjo wywalczył brązowy medal Mistrzostw Polski w powożeniu zaprzęgami dwukonnymi w Jarantowie. W roku 2010 otrzymał angaż w mających najwyraźniej wielką siłę przyciągania sportowych talentów Gajewnikach. Już w kwietniu zadebiutował z Bogaczem na międzynarodowych zawodach w Conty we Francji, gdzie razem wywalczyli 11 miejsce. Pechowy okazał się wyjazd na Mistrzostwa Świata do Włoch – po przybyciu na miejsce Bogacz niespodziewanie zachorował, szybko wrócił do siebie, ale o starcie nie było już mowy. Następny sezon to znów starty w parze, tym razem z wyhodowanym przez Tadeusza Lipińskiego wałachem Bastion sp (Insider old. – Bastylia sp po Lord Alexander). Rezerwowym koniem był ogier Jedlinek sp (Power Prince westf. – Jedlina m po Jehol m), którego wyhodował Andrzej Lange, a który zastępował Bogacza w maratonie. Jak opowiada pan Tomasz: „Bogacz to prawdziwy zawodnik; ma wielkie serce, walczy do końca. Wiem, że dałby z siebie wszystko i dlatego nie chciałem już ze względu na wiek forsować go w maratonie”. Na Mistrzostwach Polski w Kwiekach w roku 2012 dwudziestoletni Bogacz wywalczył ostatni w swej karierze medal. Tomasz Jankowiak z Bogaczem i Bastionem objęli prowadzenie po konkursie ujeżdżenia. Maraton rozgrywany w deszczu, na bardzo trudnych przeszkodach i śliskim podłożu poszedł Bastionowi i Jedlinkowi gorzej,  Tomasz Jankowiak zajął w nim 8 miejsce i spadł w ogólnej klasyfikacji na 4 miejsce. Bogacz i Bastion pokazały jednak klasę w ostatnim konkursie – zręczności, w którym ekipa zajęła drugie miejsce, co w końcowym efekcie przyniosło jej brązowy medal. W lipcu 2013 r. na Mistrzostwach Polski w Książu Tomasz Jankowiak z Bogaczem, Bastionem i Jedlinkiem zajęli szóste miejsce i to był już ostatni sportowy występ bohatera tej opowieści. W roku 2014 Bogacz przeszedł na zasłużoną sportową emeryturę. Dwa, trzy razy w tygodniu był jeszcze zaprzęgany do lekkich przejażdżek z innymi końmi, służył jako nauczyciel. Zapytany o lepsze i gorsze strony Bogacza pan Jankowiak odpowiada: „Nie miał słabszych stron, we wszystkim był dobry. Wspaniały charakter, waleczny, niczego się nie bał, a jednocześnie bardzo przyjazny dla ludzi. Świetnie pracował sam i z innymi końmi. Prawdziwy profesor i dla ludzi, i dla koni. Ma bardzo dobre nogi, zawsze o nie bardzo dbałem, po tylu latach ciężkich startów nadal wyglądają jak u pięciolatka”.

 

 

POŻEGNANIE

W roku 2015 niestety przyszedł czas na następne pożegnanie. W nocy z 15 na 16 marca wieku 70 lat odszedł pan Andrzej Kubik – wspaniała postać, która poprzez swoje dzieło – wspaniały ośrodek i miejsce, gdzie rozwijać się mogło wiele sportowych talentów, bez wątpienia zapisze się w annałach polskiego sportu jeździeckiego jako jedna z najważniejszych.

Rok później, w swoisty sposób pożegnał go i Bogacz. Na Festiwalu Koni i muzyki Country Jeździeckim podczas zawodów noszących imię Memoriału Andrzeja Kubika, w ramach specjalnego pokazu Bogacz po raz ostatni wystąpił zaprzęgu, a towarzyszył mu Bastion.

Pokazał się pięknie, jak za dawnych lat. Kiedy tylko usłyszał dzwonek, uniósł dumnie swą piękną szyję i zachwycił jak niegdyś – prezencją, ruchem i charyzmą – opowiada Kamila Smoderek, która się nim opiekuje na co dzień. I dodaje: Przyjechałam do Gajewnik trzy lata temu, żeby prowadzić sekcję woltyżerki. Pan Andrzej oprowadzał mnie wtedy po stajni i na samym początku pokazał mi swoją dumę – dostojnego gniadego konia. Było w nim coś urzekającego, od razu zapadł mi w serce. Potem pan Tomasz Jankowiak namówił mnie, żeby spróbować powożenia. Pierwszą przejażdżkę odbyłam właśnie z Bogaczem, to była niezapomniana chwila. Kiedy skończył karierę, to baliśmy się, czy takiemu przyzwyczajonemu od lat do ruchu koniowi całkowite odstawienie od pracy nie zaszkodzi, ale radzi sobie w tej nowej sytuacji zupełnie nieźle. To wyjątkowy koń, jest pełen życia, ale bardzo miły w obejściu, grzecznie czeka na swoją kolej przy karmieniu. Uwielbia, kiedy krzątają się koło niego dzieci i jest taką naszą wizytówką.

 

Obecnie Bogacz wiedzie spokojny żywot dwudziestopięcioletniego już sportowego emeryta. Wychodzi na padok ze swoim stajennym kolegą Haszyszem, kiedy tam sobie stoi, to widać, że ma już trochę lat, ale jeśli tylko coś zwróci jego uwagę, to w jednej chwili wraca dawny sportowiec. Czasem gdy podniesie głowę i zapatrzy się w dal, wydaje się, że wspomina łopot flag i turkot kół za sobą. Pomimo tego, że w pewnym sensie był w hodowli śląskiej niechciany, bez wątpienia zasłużył sobie na miano jednego z jej największych ambasadorów.

 


„Tort urodzinowy” na 25. urodziny Bogacza, fot.: Kamila Smoderek

 

Artykuł opublikowany w Świecie Koni - 5/2017