Pod hasłem „ostroga” w Słowniku Języka Polskiego przeczytać można, że jest to „metalowy kabłąk z kolcem lub zębatym kółkiem, przypinany do butów, ułatwiający jeźdźcom prowadzenie konia; bodziec, zachęta do działania; wyrostek kostny pokryty warstwą rogową, znajdujący się na tylnej stronie kości śródstopia niektórych ptaków; budowla wodna w postaci przegrody wysuniętej z brzegu w poprzek rzeki lub prostopadle do brzegu morza; szpiczasty wyrostek u nasady kielicha lub płatków korony niektórych kwiatów”. Wśród osób czynnie uprawiających jeździectwo z hasłem tym wiąże szereg mniej lub bardziej prawdziwych mitów czy też przesądów. Wszyscy wiedzą, że ostrogi zakwalifikowane są do tzw. „sztucznych pomocy jeździeckich”. Że zbudowane są z kabłąka obejmującego but na pięcie i dołączonej do niego na środku szyjki (nazywanej też szenklem) zakończonej główką. Szyjki mogą mieć różne długości, a główki różne kształty. Traktowane przez część jeźdźców jako swoisty fetysz, oznaka przynależności do kasty „wtajemniczonych” lub jak ktoś woli „profesjonalnych” jeźdźców. Przez innych uznawane za przedmioty niemal „z piekła rodem”, służące li tylko zaspokajaniu sadystycznych ciągotek człowieka.
Kto ma rację i jaka jest prawda?
Próbowałem ją znaleźć w rozmowie z doświadczonym zawodnikiem i trenerem – Stanisławem Marchwickim. Człowiekiem, który przez wiele lat swojej jeździeckiej drogi „z niejednego pieca chleb jadał”, na niejednym parkurze startował i niejednego, trenowanego przez siebie zawodnika doprowadził do medalu Mistrzostw Polski.
Czym dla Ciebie są ostrogi jeździeckie?
No cóż, ostrogi to pomoc w pracy z końmi, choć nie dla każdego konia.
Nie dla każdego konia i chyba nie dla każdego jeźdźca?
Tak, to oczywiste, nie dla każdego jeźdźca. Wrócę jednak do mojej poprzedniej myśli. Często to podkreślam w naszych rozmowach, że są różne konie. Całkiem tak jak ludzie. Zrównoważony koń, który przyjął pomoce, bywa czasem nieco opieszały. Jeździec potrzebuje wtedy dodatkowego środka, żeby przypomnieć takiemu wierzchowcowi, jak ma prawidłowo reagować na sygnał jego łydki. Jednak uważam, że nie na wszystkie konie środek taki jak ostroga jest potrzebny. Dla niektórych koni jest całkowicie niepotrzebny, a nawet szkodliwy. Konie te lepiej będą funkcjonowały, kiedy ich jeździec całkowicie zrezygnuje z zakładania ostróg.
Jak zapatrujesz się na stosowanie ostróg w pracy z młodymi końmi?
Nigdy ich nie stosuję w trakcie zajeżdżania konia. Przez pierwsze kilka miesięcy, a czasem i przez pierwszy rok pracy, zajeżdżane przez nas konie nie wiedzą, co to jest ostroga. Podstawą takiej pracy jest to, żeby koń przyjął i zaakceptował pomoce naturalne, czyli łydkę, dosiad jeźdźca i jego rękę. Ostroga to pomoc, którą można, ale nie trzeba, stosować w pracy z bardziej zaawansowanymi końmi. Końmi, które nie są zbyt impulsywne i chętnie idące do przodu. To nie jest też tak, że są to jakieś złe konie. Po prostu wymagają one w niektórych sytuacjach nieco mocniejszego bodźca. W naszych rozmowach używam często określenia, że dobrze zrobiony koń powinien reagować na muśniecie nogawki spodni swojego jeźdźca. Nie wszystkie konie jednak są aż tak czułe. Te mniej będą oprócz tego muśnięcia wymagały w niektórych sytuacjach mocniejszego muśnięcia ostrogą. Swojego rodzaju przywołania do porządku i wysłania sygnału: jak nie pasuje ci moje delikatne działanie łydką, to dostaniesz mocniejszy bodziec.
A co z jeźdźcami? Czy każdy powinien stosować ostrogi?
Jak już powiedziałem, oczywistym jest fakt, że nie każdy. Przede wszystkim jest to pomoc, którą stosować może jeździec bardzo dobrze siedzący na koniu w pełnej równowadze. Czasem żartujemy sobie, że ktoś, gdyby nie miał ostróg, to by spadł z konia, bo tylko wbicie ich w koński bok utrzymało takiego delikwenta w siodle. Ale to tylko żart.
Tutaj trochę się z Tobą nie zgodzę. Przecież ten żart, jak powiedziałeś, poparty jest przykładami z rzeczywistości.
No tak. Niestety masz rację. Tego typu obrazki niestety zdarza nam się obserwować wspólnie na wielu zawodach regionalnych i nie tylko. Kiedy równowagi jeszcze brakuje, jeździec wbija przy każdym skoku ostrogi w koński bok i tak przedostaje się na drugą stronę przeszkody. Jak jednak wiesz, ja tego typu jazdy nie kwalifikuję jako skoki przez przeszkody. Wyobraźmy sobie, jak może czuć się taki koń, kiedy każdemu oddanemu skokowi, każdemu lądowaniu po nim towarzyszy ból. Z czym mogą mu się kojarzyć skoki na treningu czy podczas startu w zawodach? Przecież to dla niego jakiś koszmar, a każdy skok będzie kojarzony jako niedobre, niosące ból przeżycie. Jak długo taki koń będzie skakał? Jak sam wiesz konie, takie znikają w pewnym momencie z parkurów na jakiś czas, kiedy ktoś je odrobi lub już na stałe. Ten sport, piękny sport, polega na tym, że koń musi chcieć współpracować. Siłowe rozwiązania na dłuższą metę tę współpracę wykluczają. Jeździec, dobrze siedzący i pozostający w równowadze z prawidłowo ułożoną nogą, nie będzie wbijał w skoku ostrogi w koński bok. Dosiadany przez niego koń może chętnie oddawać kolejne skoki, bo wolny będzie od bólu. Wydaje się to bardzo logiczne i proste. Wyobraźmy sobie samych siebie, kiedy przy prawidłowym wykonaniu jakiejś pracy nagradzani bylibyśmy bodźcem bólowym. Czy chętnie byśmy wtedy pracowali? Z końmi jest dokładnie tak samo. Do znudzenia powtarzam, że można konia nauczyć tak, żeby reagował na bardzo subtelne, wręcz przyjazne pomoce. Praca z każdym koniem polega na wskazywaniu mu, co jest dobre, a co złe w jego reakcjach.
Może do lepszego zrozumienia, czym jest ostroga, trzeba większej świadomości, jak działa ta pomoc, jak może odbierać to koń?
Z pewnością masz rację. Trzeba zdawać sobie sprawę, że bodźce ostrogi działają na mięśnie końskiego brzucha, które są powiązane z pozostałymi mięśniami. Mocne lub nawet brutalne działanie ostrogi spowoduje w odpowiedzi usztywnienie końskich mięśni. A wiesz o tym, że nie ma nic gorszego niż sztywny koń. Mając tę wiedzę każdy świadomy jeździec powinien stosować tę pomoc jedynie jako przypomnienie dla konia: musisz właściwie odpowiedzieć na moją łydkę, bo jeśli tego nie zrobisz, dostaniesz mocniejszy sygnał.
Z tego, co mówisz, należy wyciągnąć wniosek, że działanie ostrogi nie może być działaniem ciągłym. Nie można każdego foule w galopie popierać sygnałem ostrogi, każdego skoku konia przez przeszkodę. Powinno to być działanie incydentalne, sprowadzające konia do stanu właściwych reakcji na subtelne sygnały jeźdźca.
Dokładnie o tym mówię. Nadmierne lub zbyt mocne używanie bodźca wysyłanego za pomocą ostrogi dewaluuje go, wytrąca z gamy dostępnych dla jeźdźca środków komunikacji z koniem. Z czego będzie taki jeździec korzystał, kiedy tak jeżdżony koń podniesie sobie próg tolerancji na ból? Założy ostrogi z dłuższymi szenklami? Ile trzeba będzie czekać na to, by boki takiego konia zaczęły ociekać krwią? To jest już czyste barbarzyństwo. A przecież jazda konna jest sztuką. Nie wolno nam o tym zapominać. Z drugiej strony, musimy też mieć na uwadze, że pracując z koniem mamy do dyspozycji system nagród i kar. W repertuarze tych drugich mieści się działanie ostrogi czy palcata. Ukaranie konia bezpośrednio po zdarzeniu wymagającym takiej reakcji to normalna codzienność pracy jeźdźca. Ale temat stosowania systemu nagród i kar omawialiśmy już kilkukrotnie przy okazji klinik Świata Koni. Nie ma chyba potrzeby, byśmy ponownie do niego wracali teraz.
Czy można wobec tego powiedzieć, że dla zdecydowanych przeciwników stosowania ostróg alternatywą będzie użycie palcata? W sytuacji braku odpowiedzi na łydkę można użyć uderzenia palcata jako przypomnienia swojemu wierzchowcowi o właściwych reakcjach?
Odpowiem może w ten sposób: jak mówiłem, każdy koń jest inny. Przez wszystkie lata mojej pracy z końmi nie spotkałem dwóch identycznych koni. Bywały mniej lub bardziej podobne w swoich charakterach i reakcjach, ale takich samych nigdy nie spotkałem. Zachęcam wszystkich, żeby w pracy ze swoimi końmi szukali optymalnych dla konkretnego konia rozwiązań. Rozsądek i analiza swoich zachowań i odpowiedzi konia podpowie nam, czy dany koń lepiej będzie reagował na sygnały palcata czy ostrogi.
Chciałem teraz poruszyć nieco inny temat. Chodzi mi o zakładanie ostróg jako swoistej manifestacji osiągniętego przez jeźdźca poziomu. Takiego wyraźnego wskazania swojemu otoczeniu: jeżdżę z ostrogami, bo jestem dobrym jeźdźcem.
Tak masz rację. To dosyć powszechne zjawisko. Kiedyś praktykowało się wręczanie początkującym jeźdźcom ostróg jako sygnału, że osiągnęli już pewien poziom, znaleźli prawidłowe miejsce w siodle i potrafią jeździć w równowadze. To takie nawiązanie do dawnych tradycji pasowania na rycerza. To chyba w jakiejś formie pozostaje w naszej świadomości i pokutuje dzisiaj zachowaniami, o jakich mówisz. Uważam jednak, że jeździectwo od tamtych czasów się zmieniło. Wypadałoby więc, żeby zmieniły się również niektóre z dawnych kanonów zachowań. Jestem święcie przekonany, że nie na każdego konia są potrzebne ostrogi, że niektórym koniom będą one szkodzić, o czym w naszej rozmowie mówiłem.
To prawda, mówiłeś już o tym. Ale popatrzmy na to również z innej strony. Początkujący adepci jazdy konnej, obserwując zawody od szczebla regionalnego poprzez zawody ogólnopolskie aż po transmisje telewizyjne z największych zawodów, widzą zawodników jeżdżących z ostrogami. To w jakiś sposób powoduje ten pęd do ich zakładania. Ostroga staje się synonimem dobrego jeźdźca, sportowego jeżdżenia czy jeźdźca-profesjonalisty. Zgodzisz się z tym, że ten schemat działa bardzo mocno?
Absolutnie się zgadzam z tym, co powiedziałeś. Nie oznacza to jednak, że uważam, że to jest dobre.
Poza tym, w tym, co powiedziałeś, jest jedna nieścisłość. Często oglądam relacje z zawodów dostępne w telewizji, np. na kanale Eurosport i z przyjemnością obserwuję, jak dużo jeźdźców światowej klasy w dużych konkursach startuje bez ostróg. Jest ich coraz więcej i coraz więcej się o tym pisze i mówi. Tak więc są też i inne wzorce, niż powiedziałeś. I tutaj dochodzimy do tematu roli i odpowiedzialności ludzi uczących jazdy konnej. Ich rozsądku i poważnego traktowania wykonywanego zajęcia. Jak sam wiesz, z tym nie jest najlepiej. Ale dotknęliśmy kolejnego zagadnienia, które choć powiązane z ostrogami, odbiega od tego, o czym mamy rozmawiać. Może kiedy indziej porozmawiamy i o tym.
Tak, masz rację. To inny i bardzo obszerny, wielowątkowy temat. Wróćmy zatem do ostróg i ich stosowania lub odrzucenia. Czy możliwe jest, żeby na zawodach, kiedy rozprężasz swoich zawodników na placu treningowym, podszedł do ciebie ktoś z prośbą o ocenę, czy powinien na swoim koniu jeździć z ostrogami czy bez?
Znamy się długo i jak wiesz, nikomu nie odmówiłem pomocy. Kiedy ktoś by się do mnie zwrócił z takim pytaniem, na pewno bym nie zostawił go bez odpowiedzi. Jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że w trakcie kilkuminutowej obserwacji trudno jest skusić się o postawienie sensownej i pełnej diagnozy. By taka rada była pełniejsza, powinno się z takim koniem i jeźdźcem trochę popracować. Ale na pewno jakieś sugestie w takim przypadku bym pytającemu przekazał. Opowiem tutaj o tym, jak podczas tegorocznych MP w Drzonkowie po obejrzeniu parkuru przed finałem podjechała do mnie Ewa Mazurowska z pytaniem, czy na swojego konia Pablo I powinna założyć ostrogi. Byłeś tam i sam widziałeś, że przeszkody po 155 cm robiły duże wrażenie. Ponieważ pracowaliśmy razem ponad rok, to doskonale znam zarówno Ewę, jak i jej konia. Sam ją namawiałem, żeby pracowała na nim i startowała bez ostróg. Rozumiałem jej obawy i chęć sięgnięcia po ostrogi, ale w rozmowie wyjaśniłem, że skoro do tej pory było dobrze, to założenie ostróg w finale może spowodować, że koń się skurczy i usztywni. A tego parkuru nie da się pojechać sztywnym koniem. Zasugerowałem jazdę bez ostróg i Ewa mnie posłuchała. W sumie skończyła zawody na ósmym miejscu, co uważam za bardzo dobry wynik tej pary. Pablo I to jeszcze młody koń i ukończył tegoroczne mistrzostwa z bardzo dobrym wynikiem.
Zapewne zadziałał tutaj mechanizm, że duże przeszkody i trudny technicznie parkur budzą respekt jeźdźca i w głowie rodzi się pytanie, co zrobić, jak koń nie będzie chciał skoczyć „takich wagonów”. Po prostu jeździec swoje obawy przenosi na konia. O ile jednak w opisanym przez Ciebie przypadku ma to jakieś uzasadnienie, to w sytuacji kiedy obawy jeźdźca dotyczą startu w konkursach niskich klas, to zakładanie ostróg jako fetyszu gwarantującego pokonanie przeszkód o wysokości od 100 do 120 cm nie ma chyba większego sensu?
Dotknąłeś chyba tutaj sedna problemu stosowania ostróg przez niedoświadczonych jeźdźców. W takich przypadkach jak opisałeś zakładać ostróg po prostu nie wolno. Start zawodnika w jakimkolwiek konkursie nie może opierać się o jakiś cudowny fetysz, który zastąpi pracę i uczciwe przygotowanie go do udziału w rywalizacji sportowej. Jeśli ktoś pokłada wiarę w tym, że tylko dzięki ostrogom będzie zdolny do pokonania przeszkody w klasie L, to mamy do czynienia z przypadkiem, kiedy jego poziom jeździecki na pewno nie uzasadnia założenia przez niego ostróg, osoba taka nie jest jeszcze gotowa do startu w takim konkursie, koń nie jest przygotowany do takiego startu lub mamy do czynienia ze wszystkimi czynnikami jednocześnie. Powtórzę więc raz jeszcze: jeśli jeździec stosuje ostrogi jako swojego rodzaju placebo, bez którego nie jest w stanie przejechać parkuru, to z całą pewnością trener go prowadzący powinien mu je zdjąć.
Jeśli jednak zostaną spełnione wszystkie racjonalne przesłanki do zastosowania ostróg, to jakie te ostrogi powinny być? Czy w bogatej ofercie sklepów jeździeckich są jakieś lepsze i gorsze modele?
Faktycznie oferta jest bardzo bogata. Producenci prześcigają się w tworzeniu nowych modeli, które bardzo często różnią się od innych naprawdę drobnymi szczegółami. To można bez problemu zrozumieć. Każdy z nich chce sprzedać swój produkt i zaprzęga do tego cały mechanizm marketingowy. Jednak my, mądrzy ludzie pracujący z końmi, powinniśmy umieć wybrać te modele, które są praktyczne, pasujące do konia, na którym je będziemy używać i nie kaleczące go. Mówiąc krótko, mają one spełniać swoje zadanie i być bezpieczne dla konia. To, czy będą miały mniej czy bardziej wymyślny kształt, krótsze czy dłuższe szenkle, taką czy inną główkę czy też kabłąk z osadzonymi kryształkami Swarovskiego, wszystko to nie ma znaczenia. Dla jednego konia może być potrzebne użycie ostrogi z dłuższymi szenklami, dla innego wystarczą te bardzo krótkie z kulką na końcu. Jak powiedziałem, ostrogi powinno się dobierać do konia, a nie do jeźdźca i tego, jak bojowo z nimi wygląda. W mojej pracy z końmi stosuję ostrogi, ale są to zawsze ostrogi ze stosunkowo krótkimi szenklami, zakończonymi na ogół kółkami. Ze względów praktycznych można stosować ostrogi z kabłąkami z ochronną gumą lub taką gumę założyć. Oszczędzimy w ten sposób buty. Podsumowując – powinniśmy, jak już powiedziałem, dobierać ostrogi do konkretnego konia uwzględniając budowę anatomiczną jeźdźca. Długość kości udowej czy piszczelowej może wpływać na dobór długości ostróg. Dobrze by było, żeby dokonywał tego ktoś z odpowiednim doświadczeniem i wiedzą. Jeśli sytuacja zmusza kogoś do podjęcia w tej kwestii samodzielnej decyzji bez możliwości konsultacji z taka osobą, to pozostaje mu metoda prób i błędów. Nie bójmy się próbować pod warunkiem, że nie będziemy ślepo trwać w swoim wyborach, tylko analizować zyski i straty. Pamiętajmy o celu, jaki nam przyświecał, kiedy po ostrogi sięgnęliśmy, czyli o skutecznym i bezpiecznym działaniu wspomagającym sygnały łydki.
No dobrze, powiedzmy teraz parę słów na temat tego, jak powinno się ostrogi zakładać, jeśli dojdziemy do wniosku, że zachodzi taka konieczność i wybraliśmy typ odpowiedni do budowy konia i jeźdźca.
Stary podręcznik kawalerii i wszystkie stare publikacje podają, że ostroga ma być założona u góry szklanki wysokich butów kawaleryjskich czy oficerek. Tak byłem ja uczony i pewnie tak kiedyś uczyłem innych. Pamiętasz zresztą doskonale te czasy. Po latach doświadczeń dzisiaj się z tym jednak nie zgadzam. Tak się przyjęło, że ten sposób jest elegancki. Z tym nie będę dyskutował, bo ponoć o gustach się nie powinno dyskutować. Praktyka jednak mówi, że jeśli mamy do czynienia z przypadkiem, kiedy zarówno koń, jak i jego jeździec nie do końca dobrze zrównoważony na koniu wymagają zastosowania czasem ostrogi, to upuszczenie jej na paskach jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Wzorzec książkowy z pewnością na tym ucierpi, ale koń i jeździec zyska. Trzeba, mając szacunek dla tradycji, umieć ją adaptować do współczesnych potrzeb. Weźmy na przykład pokutujące do dzisiaj we wszystkich szkółkach jeździeckich hasło „pięta na dół”. Pamiętasz, że mnie i ciebie również tak uczono. Jak jednak można opuścić bardziej piętę? Ona jest już na dole i bardziej na dole nigdy nie będzie! Można co najwyżej ciągnąć palce stopy do góry. I to właśnie kryje się za tym hasłem. Ale nie tylko. Kryje się za nim również usztywnienie co najmniej stawu skokowego jeźdźca. A często i całego ciała. Nie może być nic gorszego niż sztywny jeździec. Bo sztywny jeździec nigdy nie będzie dosiadał rozluźnionego konia. Podobnie sprawa wygląda z kolejnym kanonem książkowym, czyli wyprostowaniem się w siodle. Zgadzam się, że wygląda to pięknie, ale... jeśli ma oznaczać usztywnienie jeźdźca, to przynosi to szkodę i żadnego pożytku. Mam na myśli choćby siebie, bo należę do grupy jeźdźców „garbusów”. Pamiętam, jak wszyscy trenerzy próbowali na siłę mnie prostować i jakie to przynosiło efekty, czyli zamieniałem się na koniu w sztywnego manekina.
Znowu troszkę zaczęliśmy uciekać od naszego zasadniczego tematu.
Niekoniecznie. Mówię o tym dlatego, żeby pokazać, że myślenie kategoriami doktrynalnymi nie zawsze jest najlepszym, najbardziej efektywnym rozwiązaniem. Nie bójmy się więc mądrze eksperymentować i szukać optymalnego położenia ostrogi.
No dobrze. Poruszamy się jednak cały czas w obrębie dyscypliny skoków. Tymczasem w wyższych klasach dyscypliny ujeżdżenia startujący zawodnicy muszą wyjechać na czworobok w ostrogach i mocnym kiełźnie, jakim jest munsztuk.
Tak, to prawda. To przejaw konserwatyzmu w jeździectwie. Powiem szczerze, że ja osobiście się z nim nie zgadzam. Wszystko wokół się rozwija, idzie do przodu. Tymczasem dawno temu zostało tak zapisane, że koń musi iść na munsztuku, a jeździec mieć ostrogi. I w ten sposób sobie na czworoboku podróżują. Moim zdaniem, w niektórych przypadkach mogliby to robić równie skutecznie, a może i lepiej, na zwykłym wędzidle i bez ostróg. To taka moja mała dygresja, bo nie chciałbym się specjalnie wtrącać w sprawy ujeżdżenia jako dyscypliny sportowej. To nie mój świat, jak doskonale wiesz.
Myślę, że pora już na jakąś konkluzję.
Skoro tak, to powiem, że ostrogi są pomocą jeździecką, po którą należy sięgać wtedy, kiedy koń tego będzie wymagał i stosować z umiarem i rozwagą. Koń musi wiedzieć, że trening czy start w zawodach nie jest jakąś okropna torturą. Dobrze prowadzone konie chętnie wychodzą na trening, chętnie skaczą i wracają do boksu zadowolone. Nie wolno nam swoimi nieprzemyślanymi działaniami tego w koniach zabijać. Wszelkie skrajności są w jeździectwie tym, czego powinniśmy unikać, jak tylko na to nam pozwala stan naszej wiedzy i umiejętności. Myślę, że mamy coraz więcej dobrych trenerów i instruktorów i w związku z tym przypadki torturowania koni ostrogami będą coraz rzadsze.
Chciałoby się to skwitować krótkim amen.
O nie! Jeździectwo jest sztuką, w której doktryny i wiara nie mają szczególnego zastosowania. Podstawą osiągania sukcesów jest praca i analiza efektów, które ona przynosi. Czytam właśnie książkę Władysława Byszewskiego i Michała Wierusz-Kowalskiego „Besson i Demona”, gdzie na wstępie umieszczono arabskie powiedzenie: „Zdobądź serce swego konia, potem dotrzyj do jego umysłu, wtedy będziesz mógł użyć jego siły według swojego zamysłu”. To piękne słowa oddające istotę jeździectwa.
Zakończmy nimi wobec tego naszą dzisiejszą rozmowę. Dziękuję bardzo.
Ja również dziękuję mając nadzieję, że czytelnikom przyda się ona do czegoś i wzbogaci ich pojmowanie jeździectwa.
Artykuł opublikowany w Świat Koni 10/2013 - dostęp do wersji z ilustracjami po kliknięciu na zdjęcie.