Futrzasty problem w relacjach damsko-męskich

Zabiera czas, pieniądze i uwagę. Niekoniecznie w tej kolejności. Do konia trzeba pojechać, wyczyścić, pojeździć lub potrenować. Najczęściej trzymany jest poza miastem, więc czas dojazdu to pół godziny, godzinę czy półtora. Dla przeciętnego mieszczucha wracamy po stajni “pachnąc intensywnie”, a razem z nami ubrania, szafa, samochód. A koszty przyprawiają o zawrót głowy. Wszystkie zarobione pieniądze idą na konie. Z samochodu odpada zderzak, buty mają dziurawe podeszwy, ale koń musi mieć nową derkę polarową, bo się przeziębi. Trzeba go zaszczepić. Odrobaczyć. Podkuć. Rozkuć. Prześwietlić. Listę można wydłużać...

Uczymy!

Zakładając, że “jak poznają, to pokochają”, właścicielki koni zaczynają uczyć. Sama to robiłam z różnym skutkiem. Najpierw odpowiedni koń. Potem czyszczenie. Okrzyk przerażenia, jak nasz “uczeń” bezstresowo staje pomiędzy zadnimi nogami dwóch ogierów. Pierwsze lonże i zachęcanie: Świetnie sobie radzisz, nauka jazdy konnej zajmuje czas, a później dokładne oglądanie grzbietu konia, czy rzucający się ukochany worek kartofli nie narobił jakiś trwałych uszkodzeń. Kończąca się szybko cierpliwość, bo chciałoby się pojechać razem w teren, a wiesz, że on potrafi za mało, a on już by chciał pogalopować w siną dal, a na razie z trudem anglezuje. W końcu coraz rzadsze wizyty w stajni, bo dla obojga jest to męczące. Znam dziewczyny, które wykupywały jazdy indywidualne dla swoich facetów, uważając, że relacja nauczyciel-uczeń odbije się niezdrowo na związku. 

Pomysł “pozna, to pokocha” najczęściej ma dwa zakończenia. Albo partner na tyle pozna jazdę konną, że czasem potowarzyszy swojej kobiecie na konnym spacerze, albo zrazi się i przeklnie konie do końca swego życia. Osobiście nawet ze słyszenia nie znam historii, w której on “połknął bakcyla” i jazda konna stała się jego pasją.

Historie, jakich wiele

Martyna (28 lat): Moje marzenie to partner, który potrafi jeździć w trzech chodach, rozumie czyszczenie, siodłanie i prowadzenie w ręku. Próbowałam uczyć mojego byłego chłopaka, ale problemem był mój koń, który absolutnie nie nadaje się na profesora. To była tragedia. Koń się wściekał, ja nie dawałam sobie rady z uczeniem faceta, który też nie wiedział, o co chodzi. Konie, zamiast nas zbliżyć, oddaliły. On nie rozumiał, co ja widzę w kontakcie z moją kobyłką. Stawał się zazdrosny. Później nastąpił czas, że każdy z nas poświęcał się własnemu hobby, a w końcu - nie mieliśmy czasu dla samych siebie. Choć myślę też, że nie każdy związek jest w stanie przetrwać układ mistrz-uczeń. Związek z facetem jeżdżącym, tzw. koniarzem - wykluczony. Próbowałam i to stało się nieznośną rywalizacją o to, kto jeździ lepiej, kto ma większe sukcesy, kto ma lepszego konia. Teraz jest dla mnie najważniejsze, by mój partner akceptował moje hobby. Przyjechał ze mną do stajni i się nie nudził. I nie kręcił nosem na to, że wracam ze stajni koniem śmierdząca.

Hania (26 lat): Chciałabym, żeby ten sport stał się wspólnym zainteresowaniem. Najgorsze, co może być, to gdy wracamy wieczorem do domu i jedyną wspólną rozrywką jest bierne oglądanie telewizji. Są takie rzeczy, które powinny łączyć, żeby wspólnie spędzać aktywnie czas. Prowadzimy osobne życia, więc warto by ten czas wolny spędzać razem, a nie osobno. Zwłaszcza, że obcowanie z koniem daje dużo przyjemności, uczy pokory i wytrwałości w dążeniu do celu. Uważam, że to wspomaga więzi partnerskie w związku.

Agnieszka (32 lata): Każdy mój facet przynajmniej próbował jeździć konno. Nigdy nie było to tak, że ja ich namawiałam. Sami chcieli spróbować zbliżyć się do mojej fascynacji. Bardzo szybko się orientowali, że konie to moje życie i mogą albo związać się ze mną całkiem, albo w ogóle. Z jednym jeździliśmy na długie tereny po lasach. Inni - to było parę prób na lonży. Chwilowe wyzwanie. Nie przetrwał ani związek, ani jazda. Czasem mam wrażenie, że to jest jakaś rywalizacja; facet nie może pogodzić się z faktem, że jego kobieta jest w czymś znacznie lepsza i on jest w tym momencie całkowicie zależny od jej umiejętności.

Zazdrość o futrzaka

Brzmi absurdalnie? Ale zdarza się. O czas i uwagę, które kobieta poświęca swojemu wierzchowcowi. Od częstego: Nie pójdę z Tobą na spotkanie/kolacje/imprezę, gdyż mam trening/mój koń coś kiepsko wyglądał/już dwa dni nie jeździłam, po Nie możemy wyjechać na wakacje na długo i zbyt daleko, bo co będzie, jak pływając w Egipcie dowiem się, że koń ma kolkę? Trzeba będzie natychmiast wrócić.
Koń postawiony zawsze na pierwszym miejscu może zniszczyć każdy związek. Nie należy przesadzać w żadną stronę. Posiadając konia należy dzielić czas między niego a partnera... Czasem mam wrażenie, że status “właścicielka konia” wyklucza wszelkie relacje międzyludzkie z wyjątkiem relacji z pozostałymi “właścicielkami koni”. A z drugiej strony, sama usłyszałam kiedyś, gdy koń zakolkował mi w Sylwestra, że obiecałam przecież iść na imprezę i zaraz potem, że dokonałam wyboru. I że zawsze będę sama.
Zazdrość czasem przyjmuje zupełnie niespotykaną formę. Spotkałam się kiedyś ze znajomą, która uczyła swojego partnera jeżdżenia konno. Wiedziałam, że całkiem nieźle im szło, jeździli razem w tereny, on sam “połknął końskiego bakcyla”. Dowiedziałam sie, że niestety musiała się rozstać z facetem, gdyż... jej klacz wolała jego od niej. Znajoma nie mogła znieść tej sytuacji i zerwała dwuletni związek. Z facetem oczywiście. Koń pozostał.

Bo cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało na raz…

Jeździć konno? Nie. Akceptować siebie i swoje życie nawzajem. Wiem, że akceptowanie konia to nie to samo co psa czy kota. Ale nie wynika to z wielkości zwierzęcia ani obowiązków. Chyba raczej z faktu, że mimo wszystko nadal mało osób ma kontakt z końmi, natomiast w większości domów był czy jest jakiś pupil. My, kobiety, staramy się na siłę zainteresować końmi, które stanowią część naszego życia. Błąd. Nie róbmy tego. Starajmy się o akceptację. Facet nie musi z nami jeździć konno. Nasza pasja nie musi być jego pasją (czy jeżdżąc konno mamy czas uczestniczyć także w jego hobby? Uczymy się wspinaczki, sklejamy modele czy przygotowujemy się do maratonu?). Ale musimy mieć wspólne tematy rozmów. Nasz świat, wchodząc w relacje z innymi ludźmi, też staje się jego światem. Facet nie musi jeździć z nami na dzikie galopy po lesie. Ale wieczorem może wysłuchać, że nasz ulubieniec świetnie spisał się na treningu, wysłuchać ze zrozumieniem, ucieszyć się albo doradzić. A przede wszystkim rozumieć, o czym my, jako “amazonki”, mówimy i co przeżywamy.

Marta Nowakowska
artykuł opublikowany w Świat Koni 1/2014