Już niemal 130 koni padło z powodu grypy w gospodarstwie hodowlanym dzikich koni, prowadzonym przez Bureau of Land Management (BLM) ośrodku Wild Horse and Burro Corrals w Cañon City w stanie Kolorado (USA).

 


Pierwsze przypadki śmierci koni z powodu końskiej grypy zanotowano 23 kwietnia 2022 roku w liczącym 445 sztuk stadzie koni rasy West Douglas. Konie te zostały schwytane jesienią 2021 roku w ramach federalnego programu odłowu dzikich koni i dzikich osłów oraz umieszczenia ich w ośrodkach hodowlanych.

 

Przeprowadzone w dwóch niezależnych laboratoriach testy potwierdziły, że przyczyną zgonów koni jest wirus końskiej grypy typu H3N8 spod linii Florida Clade 1, endemicznego szczepu końskiej grypy w Ameryce Północnej.

Duża ilość przypadków śmiertelnych jest pochodną olbrzymiego zagęszczenia koni w ośrodku Wild Horse and Burro Corrals, w którym w ciasnych boksach przebywa obecnie około 2 500 osobników. Mniejsze zagęszczenie i trzymanie koni na padokach z pewnością w poważnym stopniu ograniczyłoby ilość ofiar śmiertelnych.
Naukowcy uważają również, że nie bez znaczenia jest fakt, że stado dzikich koni rasy West Douglas nie było w większości szczepione przeciwko H3N8. Ponadto zostało ono w ubiegłym roku odłowione w celu ochrony ich życia po serii pożarów lasów. U wielu osobników przyniosło to poważne uszkodzenia ich układu oddechowego.

 

Od początku wystąpienia epidemii H3N8 padło w Cañon City 129 koni. Jak podaje portal horsetalk.co.nz tak duża liczba końskich zgonów wywołała również polityczne zamieszanie. Sprawą zainteresował się kongresmen Steve Cohen (z 9 okręgu Tennessee, prawnik i polityk, członek Partii Demokratycznej).

Kongresmen skrytykował politykę stosowaną przez BLM, która stosując na wielką skalę „polowania” na dzikie konie i dzikie osły z użyciem helikopterów pozbawia je naturalnych siedlisk, gdzie później wypasane jest dotowane bydło gospodarskie. Prowadzi to do tego, że w USA dzikie konie i dzikie osły stały się gatunkiem zagrożonym.

Powinny one mieć na tych ziemiach prawo do wypasu. To amerykański skarb – powiedział senator Steve Cohen.

Podobnie uważa kongreswoman Dina Tytus (z I okręgu Nevada, polityk i politolog, członkini Partii Demokratycznej). Dwójka polityków publicznie zadała pytanie o to, dlaczego pomimo faktu, że stado koni znajdowało się pod opieką BLM od 9 miesięcy, tylko nieliczne osobniki zostały zaszczepione przeciwko wirusowi końskiej grypy? Ponadto wezwali Deb Haaland, sekretarza spraw wewnętrznych USA, do zbadania obiektów przetrzymywania zwierząt i do powstrzymania łapanek na dzikie konie i osły, po niedawnych epidemiach chorób w Kolorado i Wyoming, gdzie wybuchła epidemia w zakładzie BLM w Wheatland w Wyoming.

Działania te poparła Holly Gann Bice, dyrektor ds. relacji rządowych w ramach American Wild Horse Campaign (AWHC), organizacji zajmującej się ochroną dzikich koni, która powiedziała:

Sytuacja w Cañon City jest dowodem na to, jak zepsuty jest system federalny. System, który budzi poważne obawy o dobrostan zwierząt, a mimo to rząd planuje w tym roku zebrać 19 000 koni więcej.

Zdaniem AWHC końskie zgony w Kolorado to tylko „wierzchołek góry lodowej”. Organizacja ta wezwała do natychmiastowego wstrzymania „łapanek” dzikich koni i dzikich osłów oraz do przeprowadzenia pełnego śledztwa w sprawie systemu przetrzymywania dzikich koni przez BLM.

Dokumenty otrzymane na mocy Ustawy o wolności informacji ujawniają, że w obiektach BLM giną co miesiąc dziesiątki koni z przyczyn innych niż choroby zakaźne, takie jak złamania czaszki, złamania nóg, powikłania związane z wyźrebiebieniem i z powodu nieznanych przyczyn, które są po prostu odnotowywane jako „znaleziono martwe”. BLM musi zmienić swoje strategie zarządzania, aby skupić się na wdrożeniu solidnego programu szczepionek kontrolujących płodność, aby utrzymać dzikie konie i osły w stanie dzikim, a przede wszystkim z dala od zatłoczonych boksów.

Placówka w Cañon City jest objęta dobrowolną kwarantanną. Wprowadzono w niej środki bezpieczeństwa biologicznego. Chorym koniom podawane są środki przeciwzapalne i antybiotyki, choć jak opisuje kierownictwo BLM:

Większość zarażonych zwierząt jest dzika i niedelikatna i leczenie ich jest bardzo utrudnione, a niekiedy wręcz niemożliwe. Grozi to dalszym rozprzestrzenianiem się choroby w całym obiekcie, stresując zwierzęta, które mogą zaostrzyć wszelkie bieżące problemy i ryzyko dalszych obrażeń u dorosłych i młodych źrebiąt przebywających w kojcach. Z tych powodów indywidualne traktowanie zwierząt będzie ograniczone. Rozważamy profilaktyczne leczenie poprzez podanie antybiotyków w wodzie, ale obecnie nie jest ono wdrożone. Na bieżąco prowadzone są działania mające na celu ograniczenie pylenia, w tym zwilżanie sąsiednich dróg i obszarów żwirowych.