Środowisko jeździeckie Polski to zadeklarowani miłośnicy koni, którzy swoje życie związali z tymi pięknymi zwierzętami. Karmieni latami przez klasyczną narodową literaturę synonimem romantycznego Polaka – Jeźdźca zbudowaliśmy całkiem sielankowy jego obraz. Czy słusznie?

 

By poszukać odpowiedzi na to pytanie chciałem się bliżej przyjrzeć tematowi traktowania przez koniarzy swoich kopytnych partnerów w chwili kiedy nie mogą już wypełniać swoich użytkowych funkcji. Czyli mówiąc inaczej, kiedy koń po latach noszenia na swoim grzbiecie człowieka, pracy w szkółkach jeździeckich, jazd rekreacyjnych czy startów w zawodach nie może już podołać tak dużym obciążeniom lub w przypadku użycia go w hodowli, przestaje być dla niej pomocny.

W jaki sposób właściciele i użytkownicy koni traktują je „po przejściu na emeryturę”.

 

Większość koni wykorzystywanych przez człowieka przynosi mu konkretne korzyści. W szkółkach jeździeckich i stajniach rekreacyjnych są to przychody z jazd. Konie znajdują w nich miejsce w boksie dotąd, dopóki są w stanie pracować.

W zmienionej po 1989 roku w Polsce rzeczywistości uniwersalnym słowem dotykającym każdego aspektu naszego życia stał się „rachunek ekonomiczny”. A ten w bezlitosny sposób nakazuje rozstanie z koniem, który z racji swojego wieku czy odniesionej kontuzji do pracy się już nie nadaje.

W miejsce „bezproduktywnego” rumaka trzeba jak najszybciej wprowadzić konia zdolnego do pracy. Karuzela musi się kręcić by ogólny bilans miał szansę wykazać dochód prowadzonego przedsięwzięcia.

 

Najgorzej chyba wygląda sprawa w sezonowych stajniach rekreacyjnych powstających w okresie letnich wakacji. Ich właściciele na ogół nastawieni na osiągnięcie maksymalnego zysku, niezbyt chętnie planują w swoim „biznes planie” konieczność ponoszenia takich kosztów jak opieka weterynaryjna, werkowanie kopyt (o kuciu należy w takich przypadkach raczej zapomnieć) czy suplementacja. Konie do takich stajni najczęściej kupowane są tuż przed wakacjami ze stajni rekreacyjnych, gdzie zdobyły podstawowe przygotowanie do pracy z ludźmi, by po zakończeniu sezonu trafiać do ... No właśnie, gdzie takie konie mają szansę trafić. Wyeksploatowane do granic możliwości, co tu dużo ukrywać – zaniedbane odbywają na ogół swoją ostatnią podróż.

Mógłby ktoś powiedzieć, że ten niezbyt przyjemny scenariusz możliwy jest tylko w odniesieniu do niemal anonimowych stajni sezonowych i takich samych ich koni.

Jednak nie tylko.

 

Kiedy podczas IO odbywających się w 2012 roku w Londynie Michał Rapcewicz dosiadał swojego podstawowego konia Randona reprezentując wraz z drużyną nasze barwy na wielkiej imprezie jeździeckiej, ojciec jego konia – ogier Czuwaj doprowadzony został przez swojego właściciela niemal na skraj wyczerpania fizycznego.

Czuwaj zakupiony został w 2011 roku ze SO w Bogusławicach do SK Analop. Celem zakupu zaawansowanego już w latach ogiera była chęć użycia go w hodowli i zapewnienie godziwych warunków „na stare lata”.

Ten zasłużony w sporcie i hodowli ogier urodził się 22 lutego 1992 roku w SK w Nowielicach (o. Windwurf  m. Czubata). Jego sportowa aktywność przyniosła uczestnictwo i medale MP w ujeżdżeniu oraz udział w ME. W hodowli mógł poszczycić się jedną z najwyższych bonitacji i doskonałym wskaźnikiem ilości uznanych potomków spośród których każdy chyba zna wspomnianego Randona i doskonałego skoczka Rubikona czy Efeza. Nowy właściciel skalkulował cenę stanówki na 800 zł (rozbite na dwie raty po 400 zł, pierwsza przed pierwszym skokiem i druga po potwierdzeniu źrebności).

Miało być więc pięknie i sielankowo. A wyszło ...

 

Już w zeszłym roku docierały do nas sygnały, że w tym miejscu nie jest dobrze. Konie w nie najlepszych warunkach. Obserwowaliśmy więc hodowcę i kiedy pojawił się alarm natychmiast pojechaliśmy na miejsce. Opiekunów nie było. W jednej ze stajni z kranu przy boksie lała się woda. Prawdopodobnie koń zaczepił kantarem o kran. Obok leżał rozwalony kantar a koń miał świeże rany na głowie. Ogólnie warunki w boksach fatalne. Konie stały w swoich odchodach, ani śladu słomy czy jakiejkolwiek innej ściółki. Zadzwoniliśmy więc po właścicielkę i po jej przyjeździe, wspólnie po kolei sprawdzaliśmy bok za boksem. Nigdzie nie było pościelone, brak było siana i wody. Kiedy właścicielka pokazała mi konia w tragicznym stanie i powiedziała, że to jest Czuwaj nie mogłam uwierzyć. Znam tego konia z dni jego świetności. Kto go zresztą ze środowiska prawdziwych koniarzy nie zna lub choćby nie słyszał o nim? Trudno mi było uwierzyć, że ten koński szkielet obciągnięty skórą i oblepiony odchodami to ten sam koń. To był jakiś horror. Mimo swoich 20 lat nie powinien on tak wyglądać. Nieco tylko lepiej prezentował się inny znany i wielce zasłużony dla polskiej hodowli 19-letni dziś ogier - Le Valtaire. Łzy mi stanęły mi w oczach. Coś we mnie się złamało. Nie wiem co, może wiara w ludzi?

Wszystkie konie w tym miejscu były chude, może z wyjątkiem jednej kasztanowatej klaczy, na której właścicielka stajni startowała w zawodach. Ale stan Czuwaja to już było absolutne dno rozpaczy. W wyniku naszej interwencji Le Voltaire został przez właściciela, czyli SO w Łącku odebrany z tego miejsca i przekierowany do nowego dzierżawcy. Niestety Czuwaj zniknął i nie wiemy na dzień dzisiejszy gdzie przebywa. - opowiadała Krystyna Kukawska z Pogotowia dla Zwierząt z Trzcianki.

 

ogier Czuwaj
Ogier Czuwaj – kariera sportowa przyniosła mu medale MP w ujeżdżeniu i udział w ME. Hodowlana jedną z najwyższych w Polsce bonitacji i doskonały wskaźnik ilości uznanych potomków, jak choćby dwukrotny olimpijczyk Randon, wspaniały skoczek Rubikon czy Efez. Niegdyś zachwycający swoją muskulaturą (zdjęcie po lewej) został doprowadzony do takiego stanu, że chyba nikt nie rozpoznałby w nim dawnego atletę (zdjęcie po prawej).

 

Szkoda, naprawdę szkoda, że tak to wszystko wyszło. Gdyby właścicielka SK Analop zwróciła się do nas o pomoc z pewnością wspólnie z nią poszukalibyśmy jakiegoś sensownego rozwiązania. Z pewnością Czuwaj i Le Voltaire znalazły by swoje boksy u naszych hodowców na krótszy czy dłuższy okres, tak by właścicielka SK Analop stanęła na nogi. Rozumiem, że można przechodzić przejściowe problemy finansowe. To przecież normalna, życiowa sytuacja. Nie rozumiem jednak jak można dopuścić do sytuacji, że ofiarami tych problemów będą zagłodzone niemal na śmierć konie. Na dzień dzisiejszy nie wiem gdzie się Czuwaj znajduje. Jednak zbliża się termin corocznego przeglądu zarejestrowanych w naszym związku ogierów. Wtedy właściciel będzie musiał wskazać miejsce jego pobytu.” powiedział Piotr Helon, członek Zarządu Związku Hodowców Koni Ziemi Lubuskiej.

 

Przyznam, że zastanawia mnie co w tym przypadku robił odwiedzający SK Analop lekarz weterynarii: Gdzie był Powiatowy Inspektorat Weterynarii?

 

Jednak gdyby ktoś pomyślał, że opisany powyżej przypadek ogierów Czuwaja i Le Voltaira w pełni określa scenariusz końskiej emerytury w naszej rzeczywistości to popełnił by duży błąd. Na przeciwnym biegunie znajduje się bowiem postawa pełna poświęcenia, altruizmu i miłości do koni.

Przykładów jest wiele.

 

Podczas Dni Konia Arabskiego w roku 2012, końcowym ich akordem były pokazy hodowlane SK w Janowie Podlaskim, Białce i Michałowie. Ostatni z pokazów otwierały 28- letni siwy ogier Eldon, 21-letni siwy ogier Kulig i o rok starszy ciemno gniady ogier Wachlarz. Muszę powiedzieć, że oglądałem trójkę „starszych panów” z wielką przyjemnością. Z pewnością nie prezentowały się tak ekspresyjnie jak ich potomkowie i młodsze konie. Jednak nienagannie wypielęgnowane, w doskonałej kondycji z błyskiem w oku cieszyły oczy i duszę licznie zgromadzonej publiczności.

Skąd tak drastyczna różnica? Może najlepiej wytłumaczą ją słowa Jerzego Białoboka byłego dyrektora SK w Michałowie:

 

Stosujemy taką politykę, że nasze konie hodowlane staramy się w wieku 16-17 lat sprzedawać za przystępne pieniądze w dobre, znane nam ręce. Wiemy, że znajdują u nowych właścicieli dobry dom i opiekę. Jednak szczególnie zasłużone dla naszej stadniny konie znajdują u nas zasłużoną emeryturę do końca swoich dni. Dlaczego tak? Po pierwsze nie stanowi problemu przy stanie ok 400 koni utrzymanie 3 czy 5 emerytów. To tak z punktu widzenia ekonomicznego. Po drugie zaś pozostaje przecież coś takiego jak sentyment, przywiązanie do koni. To kwestia nie tylko budowania dobrego imienia. To również kwestia trwania i dokumentacji swojej własnej historii i tożsamości. Każdy z tych koni znajdzie u kresu swoich dni tabliczkę na pamiątkowym kamieniu na terenie stadniny. Inaczej po prostu nie można postąpić. Wysłanie ich w podróż z biletem w jedną strunę nie wchodzi w ogóle w rachubę. To byłoby nieuczciwe.

 

Sięgając pamięcią wstecz przychodzi mi na myśl olimpijczyk z Moskwy, startujący pod Janem Lipczyńskim w dyscyplinie wkkw - Bastion xx. Kiedy wszedł w wiek kiedy każdy dzień oznaczał kolejny dzień bólu, właściciel czyli klub Wola podjął decyzję o wysłaniu go do ubojni. Jednak członkowie klubu (w tym startujący na nim Jan Lipczyński) zrzucili się by wykupić konia, uśpić go i pochować na terenie Woli. Przykład szacunku, przywiązania i miłości do koni.

Kolejny przykład to 26-letni dzisiaj ogier Czad. Wyhodowany w SK Nowa Wioska przez lata stanowił świadectwo myśli hodowlanej i sukcesów sportowych rodziny Bobików. Lista sukcesów sportowych Jacka i Czada jest długa i pełna medali i zwycięstw. Dzisiaj Czad jest w dożywotniej dzierżawie u Anny Banaszczyk w Brzeźnie. Od pięciu lat nie zna ciężaru siodła i jeźdźca. W pełni fizycznie sprawny, szczęśliwy wiedzie żywot końskiego emeryta.

 

Ogier Czad – listę sportowych sukcesów jakie koń osiągnął razem z Jackiem Bobikiem z pewnością trudno byłoby zmieścić w tym tekście. W latach 90-tych ubiegłego wieku para ta zwyciężała w wielu konkursach GP, zdobywając wszystkie trzy medale MP oraz uczestnicząc w ME. Na zdjęciu po lewej ogier Czad pod Markiem Lewickim na ostatniej przeszkodzie konkursu barier w 2000 roku podczas zawodów CSIO Poznań. Zdjęcie po lewej pokazuje w jakiej kondycji utrzymywany jest Czad kiedy nie zna już ciężaru siodła i jeźdźca u Anny Banaszczyk w Brzeźnie.

 

Jest takie miejsce w Polsce, gdzie hodowca postawił sobie chyba za punkt honoru stworzenie swojego rodzaju azylu dla doświadczonych, zmęczonych nieco sportowymi harcami i czynnych w hodowli ogierów. Mam na myśli gospodarstwo Andrzeja Osiczko i jego córki Gabrysi. To tam w 2006 roku, znalazł się 22- letni wówczas małopolski ogier Grey. Kiedy skończył się okres dzierżawy, pan Andrzej postanowi, że „Dziadek” pozostanie na bieszczadzkich połoninach, gdzie żyło mu się jak w bajce do maja 2012 roku. Ciepły majowy wieczór był ostatnim w jego ziemskim życiu. Zasnął spokojnie na padoku.

 

No cóż, szacunku do koni a zwłaszcza koni starszych nauczyłem się na początku mojej z nimi przygody w SK w Słubnie. Mam też w pamięci słowa Józefa Pekańca, który mówił mi, że w startym piecu diabeł zawsze dobrze grzeje. Stąd moja estyma do koni w zaawansowanym wieku. To żart oczywiście. Ale mówiąc bardziej poważnie, to chciałbym żeby w naszej stajni znalazły swoją spokojną przystań konie, które mają już za sobą blichtr chwały i błyski fleszy. Które oddały już człowiekowi swoje najlepsze lata i często życie funduje im na finiszu niezbyt godne warunki. Przez 6 lat był z nami Grey i jesteśmy z córka mu wdzięczni za ten czas. Teraz towarzyszy nam przez długie lata najlepszy małopolski  skoczek, 24-letni dzisiaj Saganek oraz jego równolatek, pięciokrotny chyba medalista MP w skokach Burgund. Oczywiście, tak długo jak stan zdrowia obydwu „dżentelmenów” na to pozwoli będziemy używali ich w hodowli. Jednak nie jest to kwestia priorytetowa. Trzeba oczywiście poświęcać im więcej uwagi i troski. Ale trzeba naprawdę samemu doświadczyć wdzięczności jaką okazuje taki koń.  Kryjący ogier z ufnością podchodzi, przymila się, szuka smakołyków po kieszeniach. Myślę, że każdy koń, który całe życie służył człowiekowi zasługuje na to by dokonać go w godnych warunkach. - powiedział Andrzej Osiczko.

 

Zwykło się uważać, że prawdziwą miarą naszego człowieczeństwa jest stosunek do istot słabszych, zależnych od nas samych. Konie jak w doskonałym szkle powiększającym lub czułym mikroskopie pokazują kim tak naprawdę jesteśmy. Jak więc wypadło w tym teście środowisko polskich miłośników koni? Myślę, że w swojej przytłaczającej większości zdajemy nasz egzamin z człowieczeństwa. Jakby się uważniej przyjrzeć naszemu bezpośredniemu otoczeniu zobaczymy osoby pieczołowicie opiekujące eis końmi nasto, dwudziesto i więcej letnimi. Z pewnością każdy z nas zna osobę posiadającą końskiego emeryta, który swoim wyglądem, kondycją i stanem psychicznym stanowi jej pozytywną wizytówkę. Niestety, zdarzają się też obrazki inne. Takie jak w przypadku sezonowych stajni wakacyjnych czy w przypadku Czuwaja. By były one tylko niechlubnymi wyjątkami musimy cały czas być wyczuleni na końską krzywdę.

 

Artykuł opublikowany w miesięczniku Świat Koni 9/2012