Zwierzę staje się antropomorfizowanym sportowcem, który większość dnia, wbrew swojej naturze, spędza samotnie. Boks, karuzela, hala to standardowa monotonia, jakiej idzie mu sprostać. Czy autentycznie robimy to dla dobra konia i jego rozwoju?

Zamiecione pod dywan

Jak kontrowersyjny i trudny temat poruszam, przekonałam się gromadząc materiał zdjęciowy. Niby nic się nie dzieje, wszystko jest w najdoskonalszym porządku, ale przychylność znika, kiedy przychodzi prośba o udokumentowanie tego procederu. Paradoksalnie stajnie przekonane o swojej świetności, które na co dzień pozostawiają konie na całe dnie w boksach, nie zgadzają się na użyczenie swojego wizerunku w obawie przed negatywnymi odczuciami. Z tego samego powodu jeźdźcy nie chcą prezentować swoich sylwetek. Przychodzi refleksja. Każdy jest dumny z posiadania takiego tworu jak „koń sportowy”, ale nikt nie chce się przyznać do warunków utrzymania oraz zaprezentować normalny dzień od szatni. To, co dzieje się, kiedy zwierzę nie trenuje i nie startuje, jest owiane tajemnicą. Nie zamierzam zarzucać nikomu złego traktowania, gdyż każdy z tych wierzchowców ma swojego masażystę, fizjoterapeutę, lekarza, regularnie przyjeżdża stomatolog oraz kowal. Nie brakuje im dobrej, specjalistycznej paszy oraz profesjonalnej pielęgnacji. Traktowane są po królewsku... niczym cenne pluszaki. W tej całej trosce większość zapomniała o tym, że koń też ma swoje potrzeby i nie mieszczą się one w „ludzkich” ramach.

To człowiek, a nie natura, stworzył odmianę „konia sportowego”. Czy nie jest trochę tak, że egoistycznie każemy naszym wierzchowcom towarzyszyć nam w drodze do NASZEGO sukcesu? Przecież nikt konia o zdanie nie pyta, czy chce czy nie.
On, według nas, musi, bo wydaliśmy na niego krocie. A jaki on ma z tego profit? Nową derkę, czaprak, ochraniacze? Czy to nie znowu nagroda dla nas?

Przyczyny izolacji

Kiedy decydujemy się na kupno konia, najczęściej jest to świadomy wybór. Jesteśmy ukierunkowani na konkretną dyscyplinę i w jej kryteriach szukamy wierzchowców, które będą spełniały nasze oczekiwania. Cena uwarunkowana jest wieloma czynnikami, jednak przodują pochodzenie, płeć, rasa oraz eksterier. Mając zasobny portfel wybieramy rumaka zdrowego oraz jezdnego. Ponieważ zapłaciliśmy pięciocyfrową kwotę, zaczynamy traktować zwierzę jak drogocenną, prywatną maskotkę. Organizujemy mu dzień od A do Z wedle ludzkich potrzeb, zapominając KIM jest koń. Boimy się o najmniejszą kontuzję, gdyż traktujemy jak kapitał, który za jakiś czas powinien się zwrócić. Najchętniej owinęlibyśmy konia folią i postawili w boksie obitym gąbką, a rozwijali tylko czas na treningu. Jest to bardzo błędne myślenie, gdyż tylko nielicznym uda się odzyskać część pieniędzy. Nie co krok napotykamy klony Totillasa czy Valegro, a zamykając zwierzę w złotej klatce robimy mu ogromną krzywdę. W białych rękawiczkach tworzymy końskie dziwolągi, które nigdy nie zaznają smaku trawy czy ruchu bez kontroli, tkwiąc w przekonaniu, że w akcie szaleństwa wierzchowiec połamie sobie nogi lub skręci kark. Gdyby była to prawda, nie doczekalibyśmy się koni na międzynarodowych arenach – pozabijałyby się nawzajem jeszcze przed udomowieniem.

Złota klatka

Wyobraźcie sobie wymarzone wakacje.
Ciepłe, błękitne morze. Złoty, gorący piasek. Wszystko na wyciągnięcie ręki, bo dosłownie trzy kroki od pięciogwiazdkowego hotelu, w którym się zatrzymaliście. Idylla, nieprawdaż? A teraz dołóżcie do tego pięknego obrazka przepiękny, luksusowy pokój, w którym jesteście zamknięci na cztery spusty. Wygodne łóżko, przepyszne i wykwintne posiłki. Raz lub dwa razy dziennie na godzinkę będziecie mogli wyjść na siłownię, ale nigdy nie przekroczycie murów budynku. Dostaniecie również masażystę, fizjoterapeutę oraz najlepszą opiekę medyczną. Ktoś za Was zaplanuje każdą minutę Waszego życia.
Czy to jest ten upragniony szczyt szczęścia? Będziecie w pełni usatysfakcjonowani?

Patrząc z boku, ludzkim okiem, zwierzak ma wszystko. Komplet derek na każdą pogodę, aby nie było zimno, a czyszczenie przed jazdą trwało kilka minut. Ochraniacze, aby chronić cenne nogi przed urazami. Boks 4x4, aby w szale bycia samowolnym nie zrobił sobie krzywdy. Najlepsza pasza, aby energia i kondycja były na najwyższym poziomie. Karuzela, aby rozruszać stawy przed treningiem. Zapytam przewrotnie: czy odmiana „koń sportowy” nie ma potrzeb takich jak każdy inny wierzchowiec? Oczywiście, że ma. Sportowym czyni go rodowód oraz opiekun, a nie mentalność. To nadal jest czteronożny, roślinożerny, nieparzystokopytny stwór. Płochliwe zwierzę przestrzeni, hierarchii, stada oraz ucieczki. Koń nie chce „ubrań”, bo w nich trudno jest pielęgnować sierść przez regularne tarzanie. Maskowanie, pozostawienie swojego zapachu, ochrona przed owadami, ochłodzenie czy podrapanie w takim pancerzu jest wręcz niemożliwe. Ochraniacze na nogach podczas spoczynku przeszkadzają w swobodnej pracy ścięgien. Wierzchowiec uznaje kończyny za najcenniejsze, bo tego nauczyła go natura – bez nich nie mógłby uciec przed niebezpieczeństwem. Zamknięcie w boksie, bez dostępu do przestrzeni, jest okrucieństwem, bo karuzela nie zaspokoi potrzeby przemieszczania się, a jedynie zaoferuje bezcelowe spacerowanie w kółko.  

I to, co najgorsze może przytrafić się roślinożernej istocie – samotność. Nie ma kompana, który zauważy szybciej, usłyszy więcej, zaprowadzi tam, gdzie rośnie najlepsza trawa oraz pomoże przy pielęgnacji, bo szyja i głowa wszędzie nie sięgają. Stan podwyższonego zagrożenia non-stop, bo tylko jedna para oczu, jedna para uszu jest na straży.


Typowa walka o dominację. Zauważcie, że konie z uwagą i ostrożnością prezentują swoją siłę.

Siła instynktu

Człowiekowi nie udało się tak udomowić konia, aby ten wyzbył się wszystkich swoich pierwotnych instynktów. Tworzymy nowe rasy z naciskiem na pewne cechy charakteru, ale nadal nie jest to zwierzę tak bliskie jak pies. Z przyczyn oczywistych nie może z nami zamieszkać w domu i nie będzie chciał rozumieć naszych potrzeb, gdyż nadal w jego odczuciu jest przekąską mięsożercy. Psychika nakazuje mu uciekać, ale doświadczenie w obcowaniu z homo sapiens uczy jak żyć w brutalnym świecie kariery. Jest to bardziej forma przystosowania i akceptacji narzuconych warunków, niż świadome i dobrowolne wyrażenie zgody na taką kolej rzeczy oraz traktowanie.

Tak też człowiek dosiadł w końcu konia, a ten przywykł do tej czynności. Przez dłuższy czas dzika natura tych zwierząt nam przeszkadzała. Powstały najróżniejsze patenty, aby je okiełznać i odzwyczaić od pierwotnych przyzwyczajeń. Boksy, ogrodzenia, pęta, aby daleko nie wędrowały. Klapki na oczy, aby mniej widziały. Derki, aby notorycznie się nie panierowały. Wszystko po to, aby przystosować je do życia z człowiekiem. Trochę na siłę dopasowujemy konie do naszego trybu życia. Zapominamy, że po posiłku powinny odpocząć, że trzeba zachować ciszę, jak spożywają pokarm. Naruszamy ich azyl czyszcząc i przebywając w boksie. Wypuszczamy uzbrojone w derkę oraz różnego rodzaju ochraniacze na kwaterę 10x10 niczym na więzienny spacerniak, ale samotnie. Tworzymy warunki bardzo odległe od tych, które akceptuje i rozumie. Wszystko w imię troski i miłości. Nie szkodzimy?


Tarzanie to naturalna pielęgnacja sierści, maskowanie, ochłoda oraz ochrona przed owadami.

Kiedy trzeba powiedzieć stop

Skrajny przypadek izolowania koni prezentuje Aleksander Nevzorov – rosyjski dziennikarz, który na pewnym etapie swojego życia przebranżowił się w szkolenie koni, tworząc szkołę Nevzorov Haute Ecole. Może trudno w to uwierzyć, ale jego podopieczni, z którymi występuje, nigdy nawzajem siebie nie widzieli. Więź i porozumienie, jakie osiąga, są imponujące, jednak co kryje wielka, czerwona kurtyna? Osobne stajnie, odizolowane boksy, sam trener dokładnie myje się oraz przebiera pomiędzy poszczególnymi treningami, aby wyzbyć się zapachów innych koni. Po pewnym czasie kontrowersyjnie rezygnuje z jeździectwa, dostrzegając jego negatywny wpływ na zdrowie zwierząt. Jego metoda to idealny przykład wykorzystania bardzo silnego instynktu stadnego. Dowodzi tego, że zwierzęta te na tyle nie radzą sobie z samotnością, że wbrew naturze zdolne są przyjąć do grupy mięsożercę. To nie jest ani trochę naturalne i zgodne z istotą roślinożerności, więc polecam nevzorovać się! Idealny przykład na to, jak bardzo egoistyczny jest człowiek i co potrafi zrobić, aby zaspokoić swoje potrzeby i zasilić portfel.

Kursy czy szkolenia dadzą nam tylko namiastkę takiej więzi, bo nikt o zdrowych zmysłach, kochający konie, nie skaże ich na wieczną samotność celem swojej satysfakcji. Konsekwencje takiego traktowania bywają kosztowne i najczęściej nieodwracalne. Tkanie, łykawość, kopanie w drzwi boksu – są to skutki uboczne izolacyjnej opieki. Zwierzęta stają się poddenerwowane, zestresowane. Zaczynają podupadać na zdrowiu nie tylko pod względem kostno-stawowym, ale również na tle alergicznym. Stają się wrażliwe na otoczenie. Przecież chorobę wrzodową żołądka koń zawdzięcza człowiekowi, bo ten zapewnia życie w ciągłym stresie oraz spożywanie sztucznych granulatów nafaszerowanych najróżniejszymi suplementami.


Koń pozostawiony sam w stajni staje się apatyczny i nieszczęśliwy.

Stado – idealna wychowalnia

Dbając o zdrowie fizyczne zapominamy o tym, jak ważna jest psychika naszego sportowca. Szczęśliwy i zrelaksowany dużo szybciej się uczy oraz chętniej współpracuje.
Nie przejawia zachowań stresowych, jest spokojny i łatwiej aklimatyzuje się w nowych warunkach. Stado uczy go być koniem, a czerpiąc wzory z zachowań wśród rówieśników łatwiej uzna człowieka za przewodnika. Rzadziej doznaje kontuzji, gdyż jego układ motoryczny jest zadbany poprzez stały ruch w naturalny sposób. Spędza czas bezpieczny, jak było za źrebięcych lat przy matce.


Swobodny ruch zapewnia idealną kondycję zdrowotną konia.

Najczęstszym argumentem opiekunów, aby nie wypuszczać koni razem, jest fakt, że wzajemnie są dla siebie zagrożeniem. Nie jest to dobre wyjaśnienie. Przecież chowamy konie w sztucznych warunkach, także mamy możliwość takiego doboru osobników, aby zminimalizować ryzyko urazów podczas walki o dominację. Wierzchowce możemy łączyć etapami, a nie na „hura do przodu!”. Najpierw na sąsiednich padokach, a z czasem coraz bliżej, ostatecznie wspólnie. Ponadto od jednego kopniaka czy ugryzienia nie umierają i śmiem twierdzić, że większe ryzyko kontuzji prowokuje człowiek trenując trudne elementy ujeżdżenia czy skacząc wysokie przeszkody. To nasze stalowe ogrodzenia i boksy wyrządzają więcej szkód końskim nogom niż atakujące kopyta czy zęby. Kiedy izolujemy i zamykamy zwierzę w małej przestrzeni, paradoksalnie narażamy je na kontuzje i przeciążenia podczas intensywnych treningów. Dobroczynnego, swobodnego ruchu nie zastąpi żadna karuzela, oprowadzanka czy lonża, która nie daje możliwości wyboru kierunku, tempa czy spoczynku.


Typowa kwatera dla konia. Jest to idealny pomysł jeżeli nie chcemy konia trzymać w stadzie, a jednocześnie nie chcemy krzywdzić go brakiem ruchu zamykając na stałe w boksie.

Trzeba uwierzyć, że nasz koń nie jest psychopatąi nie zrobi sobie krzywdy będąc na swobodzie. On się dopiero nim stanie jak zabronimy spełniać mu jego naturalne potrzeby i pozbawimy przestrzeni. Optymistycznie nastraja mnie obserwacja, że spora rzesza sportowców wycofuje się ze stosowania izolacji.

Koń to nie inwestycja – to żywe zwierzę!
Zapamiętajmy to.

Artykuł ukazał się w kwietniowym wydaniu miesięcznika Świat Koni 2015