Zapraszamy do lektury krótkiej rozmowy z Adamem Grzegorzewskim, który pod koniec lutego wrócił do Polski z zawodów rozgrywanych w Walencji, a więc z miejsca skąd na Europę rozprzestrzenił się wirus EHV-1.
Jak wygląda na dzisiaj kwestia statusu Twoich koni, które wróciły z Hiszpanii, a dokładnie z Walencji?
Sprawa jest dosyć prosta. Moje konie, tak jak konie innych uczestników zawodów w Walencji i później również zawodów Sunshine Tour w Vejer de la Frontera, zostały przez FEI w oficjalny sposób zawieszone w prawach do udziału w zawodach na okres 21 dni od daty zakończenia zawodów. To bardzo rozsądne i będące OK rozwiązanie. W moim przypadku, w najbliższy poniedziałek muszę przeprowadzić u koni, które były w Hiszpanii test PCR na obecność wirusa EHV-1. Negatywny wynik testu przesłany do Lozanny spowoduje odblokowanie zawieszenia ze strony FEI.
Jak czują się Twoje konie z którymi startowałeś w Walencji? Czy były z nimi jakieś problemy zdrowotne?
Wszystko jest w najlepszym porządku. Nie mieliśmy u nich żadnych objawów chorobowych. Kilka razy losowo badaliśmy testami PCR tę stawkę koni i wszystkie testy były negatywne. W dniu dzisiejszym konie zakończyły kwarantannę. Jak już wspominałem w poniedziałek wszystkie z tej stawki zostaną przebadane testem PCR na obecność wirusa EHV-1, bo taki jest wymóg FEI. Oprócz tego, losowo przebadamy co najmniej kilka pozostałych koni. Tak dla pewności i własnego spokoju.
Jak przebiegała sama kwarantanna?
Od samego początku bardzo staraliśmy się, żeby zapewnić maksymalne bezpieczeństwo pozostałym koniom. Konie z którymi startowałem w Walencji od wyjścia z samochodu zostały odizolowane. Stajnie w której przebywały w okresie kwarantanny obsługiwał tylko jeden pracownik oddelegowany do tego zadania. Nikt inny nie wchodził do tej stajni. Zresztą od samego początku wszystko odbywało się pod dosyć ścisłą kontrolą służb weterynaryjnych. Zresztą trzymaliśmy się tych wszystkich obostrzeń i ograniczeń nie tyle dla wypełnienia narzuconego nam obowiązku, ale bardziej w trosce o nasze pozostałe konie. Pomimo tego, że cały czas konie nie pokazywały objawów chorobowych, ani nie miały żadnych alarmujących symptomów chorobowych, a testy PCR cały czas były negatywne, to nie mogliśmy być na 100% pewni, że wirus z Walencji nie przyjechał razem z nami. Dlatego właśnie bez problemów zrealizowaliśmy wszystkie konieczne zalecenia i restrykcje.
Jak przebiegał Twój powrót z zawodów w Walencji?
Z Walencji wyjechałem w niedzielę 21 lutego. To był normalny, planowy wyjazd, a nie żadna gwałtowna ucieczka. Podróż trwała normalnie. To znaczy pierwszy postój mieliśmy w wyznaczonej dla koni wracających z Walencji stajni we Francji. Drugi postój był w Niemczech. W obydwu przypadkach postoje były w warunkach całkowitej izolacji. Pewnym mankamentem tego było to, że konie prosto z samochodu trafiały do boksów i potem znowu do samochodu. Dla koni po paru tygodniach startów to duży dyskomfort. Normalnie one potrzebują ruchu. Sytuacja jednak nie była normalna i doskonale rozumiem konieczność wprowadzenia tych obostrzeń. Do Polski dojechaliśmy w środę 24 lutego i konie od razu zostały poddane kwarantannie. Ponieważ cała podróż została oficjalnie zgłoszona u organizatora i w FEI, po powrocie do domu od początku nadzór nad kwarantanną sprawował Wojewódzki Inspektorat Weterynaryjny w Opolu.
Szukaj
Zaloguj się








