Niezwykłe w stajni prowadzonej przez małżeństwo O. i znajdującej się w miejscowości Wolica, leżącej 3 km na południe od Buska Zdroju było to, że ze stada około 20 koni cześć zaczęła znikać. Konie znikały bezpowrotnie a na ich miejsce pojawiały się kolejne. 

Co ważne w całej sprawie, znikające konie pozyskiwane były przez dzierżawców tego gospodarstwa na drodze adopcji, przekazania czy kupna (pewnie za symboliczne kwoty) w odpowiedzi na zamieszczone przez nich ogłoszenie:
"Przekaż nam swojego konia bez względu na stan jego zdrowia i wiek. Są dla nas tylko przyjemnością, na którą nas stać. Jeśli jesteście zainteresowani przekazaniem do nas konia to proszę o kontakt."
Jednak zamiast szczęśliwej emerytury konie przekazane do stajni „Ranczo w Wolicy” zaczęły znikać i nikt oprócz dzierżawców nie wiedział gdzie i dokąd.
Jakiś czas rotacje koni udało się dzierżawcom tłumaczyć na różne sposoby. Kolejni chętni zgłaszali się do państwa O. z końmi po kontuzjach czy w podeszłym wieku.

Dlaczego tak się działo? Dlaczego miłośnicy koni dali się zwieść iluzji, że ktoś bezinteresownie zaopiekuje się ich końmi, które nie mogły już im służyć do sportu czy rekreacji?
Trudno dzisiaj jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Pewnym tylko usprawiedliwieniem dla tych decyzji był fakt, że stajnia „Ranczo w Wolicy” cieszyła się doskonałą opinią w lokalnej prasie.
„Rancho na Wolicy” znowu tętni życiem.” - donosił Tygodnik Ponidzia w artykule sponsorowanym w dniu 13 lipca 2016 roku. Dzierżawcy stajni przedstawiali się w nim jako ludzie, którzy do Wolicy przyjechali z dalekiego Kołobrzegu. „Mini Zoo i obozy letniskowe w Rancho na Wolicy” donosił w kolejnym artykule sponsorowanym ten sam tytuł w dniu 6 sierpnia 2016 roku. W tekście, krótki wywiad z państwem O., w którym budowanie obrazu „sielanki” trwało dalej. Z tekstu wynikało, że 20 koniom, a ilość ich miała wkrótce zwiększyć się o kolejne 10 rumaków, towarzyszą kozica, baranek, owieczka oraz świnki wietnamskie. Niebawem do Mini Zoo dołączyć miały daniele, jelenie, strusie, lama, osiołek oraz owce kameruńskie.
Kolejny tekst opublikowany w Tygodniku Ponidzia w dniu 7 września 2016 roku pod tytułem „Rancho na Wolicy rośnie w siłę!” ustami, a raczej słowami pani O. informował o tym, że „Każde zwierzę, które do nas trafiło nie znalazło się tu bez powodu. Każde jest wyjątkowe, ma swoją historię. My chcemy im zapewnić nie tylko komfort ale i spokój”.

Powstanie iluzji doskonałego miejsca na końską emeryturę miało jednak choć w części swoje racjonalne przesłanki.
Z czasem jednak zaniepokojeni właściciele przekazanych koni zaczęli coraz głośniej domagać się od najemców stajni wyjaśnień. Wokół stajni atmosfera zaczęła się zagęszczać i ...najemcy któregoś dnia spakowali kilka pozostających w stajennych boksach koni i zniknęli.
Jak się okazuje, zniknęli z Wolicy tak samo i w takich samych okolicznościach jak zniknęli w styczniu 2016 roku ze stajni w Jodłowej (woj. Podkarpackie).

W sprawę zaangażowała się fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt "Viva". Jak się okazało państwo O., dzierżawcy gospodarstwa w Wolicy będąc jeszcze w Jodłowej adoptowali 2 konie z tej fundacji. Jej przedstawicielka odwiedzała to gospodarstwo by sprawdzić czy adoptowane konie mają zapewnione odpowiednie warunki. Wizyty te wykazały drobne problemy, które były od razu poprawiane. Już wtedy przedstawicielka Vivy zwróciła uwagę na dużą fluktuację pozostałych w Jodłowie koni. Ponieważ fundacyjne 2 konie wyglądały na zadbanie a zgłoszone niedociągnięcia były poprawiane, nie było podstaw do interwencji przedstawicieli fundacji.

Kiedy w styczniu 2016 roku przedstawicielka Vivy ponownie pojechała na kontrolę, okazało się, że gospodarstwo w Jodłowej jest puste. Państwo O. bez żadnych uzgodnień z Vivą przenieśli się do Wolicy. Jak mówi przedstawicielka Vivy, ich telefon milczał, nie było z nimi żadnego kontaktu.
Dopiero po jakimś czasie państwo O. odebrali telefon i poinformowali o nowym miejscu przebywania dwójki koni, będących własnością fundacji.

W Wolicy przedstawicielka fundacji nawiązała kontakt z sąsiadami stajni „Ranczo w Wolicy”. Od nich dowiedzieli się o panującej atmosferze, o awanturach pomiędzy dzierżawcami gospodarstwa a właścicielami powierzonych im koni. Któregoś dnia telefonicznie fundacja Viva została poinformowana o tym, że państwo O. znowu pakują się by porzucić kolejne miejsce. Szybko zorganizowano transport i odebrano fundacyjne konie. Jeden z nich został w Wolicy w nowej adopcji, a drugi wrócił do Viwy.
„Koń przyjechał w fatalnym stanie. Nie mógł chodzić. Widać po nim było, że ktoś go najzwyczajniej w świecie bił.” - opowiada w rozmowie z nami Ilona Dąbrowska, przedstawicielka Vivy, która jeździła do państwa O. na kontrole i zna całą sprawę od początku.
Po opuszczeniu przez małżeństwo O. gospodarstwa w Wolicy koło Buska Zdroju w internecie rozpętała się prawdziwa burza. Do Vivy zaczęły napływać drogą telefoniczną zgłoszenia osób poszkodowanych przez małżeństwo O. Osób, które w swojej naiwności dały się złapać na haczyk „końskiej idylli” stworzony przez pana i panią O. Tych telefonów do Vivy było około 50 tylko jednego dnia!

Gdzie się podziały znikające ze stajni prowadzonej przez państwo O.?
Ilona Dąbrowska w rozmowie z nami rozumie żal i rozpacz dzwoniących. Ale nie we wszystkich sprawach fundacja może pomóc. W niektórych na pomoc jest za późno, bo bardzo prawdopodobne jest to, że konie te zostały sprzedane na rzeź. Tak przynajmniej wynika z informacji uzyskanych w PZHK, gdzie część „zaginionych” koni przy numerze swojego paszportu ma status: "ubój”. Uboju dokonywano w Krakowie, Rawiczu i Katowicach. Dlaczego tak się stało pomimo faktu, że państwo O. w wielu przypadkach nie mogli dysonować końmi ani ich sprzedawać? Nie wiadomo. Prawnicy współpracujący z Vivą badają każdy zgłoszony przypadek. Z pewnością należy oczekiwać ciągu dalszego tego wątku sprawy.

Co dalej w tej bulwersującej sprawie?
Po pierwsze państwo O. przenieśli się do kolejnego gospodarstwa. Tym razem w Naszacowicach w gminie Podegrodzie. Po drugie, jak powiedziała w rozmowie Ilona Dąbrowska, działając w imieniu fundacji złożyła poprzez Komendę Policji w Toruniu zawiadomienie o popełnionym przestępstwie. Zostało ono przesłane do Komendy Policji w Dębicy i stamtąd skierowane do Komisariatu Policji w Brzostku. To właśnie temu komisariatowi podlega Jodłowa, gdzie państwo O. działali do stycznia 2016 roku. Jak się dowiedzieliśmy w tym komisariacie sprawa będzie zwrócona do Torunia, skąd pewnie trafi do Komendy Policji w Busku Zdroju.
Komendy, która jak się dowiedzieliśmy u źródła, prowadzi w tej chwili sprawę o znęcanie się nad zwierzętami przez państwo O. poprzez pozostawienie bez opieki przez nich w Wolicy dwóch świnek wietnamskich. Dowiedzieliśmy się również, że komisariat policji w Stopnicy prowadzi przeciwko tym ludziom sprawę o przywłaszczenie przyczepy do przewozu koni.

„Czarne chmury” zbierają się więc nad głowami osób jawiących się do tej pory wielu ludziom jako prawdziwi miłośnicy koni.  
Jak jednak w tej sprawie wypadliśmy my wszyscy? My, czyli miłośnicy koni, którzy zwiedzeni ułudą „końskiego Edenu” oddali, przekazali czy sprzedali za symboliczną złotówkę państwu O. swoje wysłużone lub kontuzjowane konie? Rozumiejąc złożoność dzisiejszego życia i trudne sytuacje mamy jednak pod tym względem mieszane odczucia ...
Będziemy śledzić rozwój wydarzeń w tej sprawie.

Sławomir Dudek