* Stanisław Marchwicki – absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, dyplomowany trener jeździectwa II klasy, Halowy Mistrz Polski z 1995 r., Halowy I Wicemistrz Polski z 1996 r., zwycięzca rankingu PZJ w skokach w 1996 r., trener wychowawca wielu medalistów MP oraz członków Kadry Narodowej MP Juniorów. Jeździec doskonale pracujący z młodymi końmi, czego efektem są zwycięstwa podczas finałów MPMK w skokach we wszystkich kategoriach wiekowych.
Strach jest pierwotną cechą wspólną dla świata ludzi i świata zwierząt, której genezy należy upatrywać w instynkcie przetrwania. Silne emocje i napięcie gotowych do akcji mięśni towarzyszące chwilom zagrożenia (realnego lub tylko wyimaginowanego) to zachowania realizowane bez świadomego udziału mózgu. W przypadku zwierząt emocje te wywoływane są dzięki zdolności do zapamiętywania podobnych okoliczności wcześniejszego zdarzenia. Sam strach jest uczuciem subiektywnym, związanym z osobniczymi skojarzeniami i doświadczeniami.
Co łączy strach i konie? Do redakcji naszego miesięcznika nadszedł list, którego najistotniejsze fragmenty przedstawiamy poniżej.
Droga Redakcjo!
Mam na imię Agnieszka i mieszkam w (…). Od 3 lat jeżdżę konno, a od roku mam już swoją klacz, która nazywa się Tanita. Jest ona bardzo kochana i grzeczna, ale podczas jazdy bardzo się boi i płoszy. Na przykład teraz, kiedy jeździmy na hali nie mogę podjechać do narożnika, gdzie zawsze stoją stojaki od przeszkód (…). Jak poradziły mi koleżanki, próbowałam zmusić ją do podjechania do rogu używając palcata. Niestety nie udało się. Nie pomogło też kiedy próbowałam pieszo ją do rogu zaprowadzić. Boi się i już z daleka ucieka (…). Droga redakcjo, może w ramach którejś z Klinik Świata Koni moglibyście pokazać ćwiczenia, jakie mogłabym wykonać z moją Tanitą i pokonać nasz problem? (…)
Bardzo proszę o pomoc w moim problemie.
Agnieszka
Problemu przedstawionego w liście Agnieszki nie da się rozwiązać na drodze wykonania jednego ćwiczenia czy ich jakiegoś zestawu. Jak już sobie powiedzieliśmy na wstępie, kwestia ucieczki konia w sytuacji kiedy czuje się on zagrożony związana jest bowiem z jego naturalnym zachowaniem. Ucieczka to typowa reakcja obronna roślinożerców, która w ich konfrontacji z drapieżnikiem gwarantowała przeżycie lub wydatnie zwiększała na nie szanse.
Nie chcąc jednak zostawić listu naszej młodej czytelniczki bez odpowiedzi i jej samej bez pomocy postanowiłem poruszyć ten temat w kolejnej rozmowie z doświadczonym jeźdźcem, uznanym zawodnikiem i trenerem – Stanisławem Marchwickim. Człowiekiem, który przez wiele lat swojej jeździeckiej drogi niejednokrotnie stykał się z końmi bojącymi się jakiś przedmiotów czy określonych miejsc.
Czy możemy w jakiś sposób pomóc Agnieszce, autorce nadesłanego do redakcji Świata Koni listu? Czy według Ciebie strach u konia jest wyłącznie negatywnym zjawiskiem?
Pytasz o dwie sprawy, które jednak są ze sobą powiązane. Zacznę wobec tego od pierwszej z nich. Niestety nie wiemy z treści nadesłanego listu, czy Tanita jest młodym koniem, dopiero uczącym się współpracy z człowiekiem, w którego warto włożyć pracę, by zaprocentowała ona w przyszłości. Czy może jest to już starsza klacz, która przyjęła właściwie pomoce jeździeckie i przez swoją nadmierną płochliwość nie będzie spełniać oczekiwań swojego jeźdźca. Wiedza ta potrzebna jest, by podpowiedzieć Agnieszce konkretne rozwiązania. Skoro jednak jej nie posiadamy, to omówmy sobie problem nieco szerzej i bardziej ogólnie.
Strach, płoszenie się czy nadpobudliwość, bo spotkałem się z różnymi określeniami tego zjawiska, to jak wiedzą wszyscy zajmujący się końmi, wpisany w ich geny mechanizm obronny. Mechanizm, który pozwolił tym zwierzętom otwartych przestrzeni wychodzić cało w przypadku bezpośredniego spotkania z drapieżnikiem. A mówiąc bardziej dokładnie, pozwalał na to tym osobnikom, które potrafiły szybciej odpowiedzieć ucieczką na bodziec. Te wolniejsze pozwalały na przetrwanie drapieżnika stanowiąc podstawę jego diety. Czy zatem możemy traktować go jako element negatywny?
Odpowiedź na to pytanie wydaje się prosta. To pozytywny odruch, dzięki któremu zwierzęta te przeżyły tysiące lat. Jednak dzisiaj na ogół nie wiodą życia, w którym muszą się martwić o te sprawy. Przecież to człowiek, zabierając im wolność, dał im w zamian opiekę i ochronę.
Tak oczywiście. A może raczej powinieneś powiedzieć, że powinien im to dać. Bo jak sam wiesz, z tą opieką i ochroną bywa różnie. Pisałeś już w tym roku o pewnej sprawie, która stanowi całkowite zaprzeczenie tej ochrony. Ale nie odchodźmy od zasadniczego tematu. Pracując z końmi musimy po prostu wiedzieć o tym, skąd się wziął i jaką rolę w życiu konia strach pełni. Mając świadomość tych spraw musimy pracę z koniem rozpocząć już w boksie.
W boksie przekonamy go, żeby nie bał się stojaków zgromadzonych w rogu krytej ujeżdżalni? Zrobimy mu pogadankę czy przeprowadzimy długi, scholastyczny wywód?
Widzę, że trochę sobie żartujesz, a sprawa Agnieszki jest poważna i spróbujmy poważnie jej w naszej rozmowie pomóc, bo jak sam na wstępie powiedziałeś, jej problemu nie rozwiążemy na drodze jakichś ćwiczeń. Koń jest zwierzęciem stadnym, w którym dla celów przetrwania wytworzył system odpowiedniej hierarchii. Na jej szczycie jest albo klacz dominująca, albo dominujący ogier. Najczęściej w dziko żyjących stadach z tyłu stada jest ogier, a na przodzie klacz, która stado prowadzi. To są osobniki dominujące. Pozostałe są w hierarchii im podporządkowane. Nie mają prawa wyprzedzać prowadzącej klaczy. Ogier dominujący karci zuchwałe młode osobniki, nie zezwala innym samcom na krycie klaczy. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to swoją pozycję dominującą klacz i ogier utrzymują za pomocą naprawdę siłowych metod, używając zębów czy kopyt. Oprócz przywódców w stadzie funkcjonują również strażnicy. Konie te pełnią bardzo istotną rolę w stadzie. Ich zadaniem jest obserwacja otoczenia pasącego się stada i alarmowania w momencie wykrycia zagrożenia. Dlaczego o tym mówię? Ano dlatego, że zajmując się końmi musimy o tym wiedzieć i potrafić wiedzę tę wykorzystywać. Z poszytym w końskich genach zachowaniem nie ma co walczyć. Dotyczy to również hierarchii życia w końskim stadzie. Człowiek, a dokładnie mam na myśli jeźdźca, powinien przejąć rolę osobnika dominującego lub chociaż strażnika. Oczywiście mówiąc o dominacji nie mam na myśli brutalnego narzucania koniowi swojej woli. Chodzi o wskazywanie koniowi, co jest dobre, a co złe.
Z tego, co powiedziałeś wynika, że niekoniecznie musimy stać się przewodnikiem stada. Do powodzenia wystarczy nieco niższa pozycja w hierarchii, czyli bycie strażnikiem. Możesz to rozwinąć?
Oczywiście. Jak powiedziałem, rolą strażników jest obserwacja otoczenia w swoim sektorze. Kiedy konie pasące się w stadzie usłyszą jakiś niepokojący sygnał, to pierwszą rzeczą jest obserwacja zachowania strażnika w tym rejonie. Jeśli on ucieka, ucieka całe stado prowadzone przez klacz dominującą. Jeśli strażnik jest spokojny, stado powraca do jedzenia. To normalne zachowanie również dla ludzi. Jeśli bodziec wywołujący strach wygasa, wtedy reakcja zanika, a organizm przystosowuje się do zaistniałej sytuacji. W sytuacji kiedy działanie bodźca trwa, przeżycie strachu rozwija się i nasila. Wróćmy więc do zachowań człowieka w obecności konia. Jeśli człowiek będzie potrafił umiejętnie wykorzystać wzorce postępowania konia w stadzie, to może z powodzeniem w pracy z nim osiągnąć wiele rzeczy. Między innymi przeprowadzić konia przez miejsca, gdzie znajdują się jakieś niepokojące go bodźce. Tymczasem, jak sam wiesz, bez problemu możemy obserwować obrazki, w których to nie człowiek prowadzi konia, a całkiem odwrotnie – koń wyprowadza człowieka na padok czy na jazdę.
Jak jednak powiązać to, co powiedziałeś, a jest to słuszne, z treścią listu Agnieszki i jej problemu?
Jak powiedziałem, praca z koniem zaczyna się już w boksie. On nie może na człowieka napierać, nie może być niegrzeczny przy siodłaniu czy dosiadaniu. To ważne szczegóły. Z takich właśnie „drobnych puzzli” składa się większa całość, jaką jest budowanie wzajemnych relacji jeźdźca i jego konia. Z treści nadesłanego listu niestety nie możemy się nic dowiedzieć o wzajemnych relacjach pomiędzy Agnieszką i Tanitą. Skoro jednak problem, o którym pisze autorka listu występuje, to możemy wyciągnąć wniosek, że nie jest ona dla Tanity osobnikiem dominującym, którego sygnały Tanita musi wykonać ani też nie jest strażnikiem, którego spokojne zachowanie w sytuacjach zagrożenia wyhamuje bodziec ucieczki i uspokoi konia. Dlatego w przypadku, kiedy mamy do czynienia z koniem ponadprzeciętnie niespokojnym, ważne jest, żeby dosiadał go spokojny jeździec, dysponujący odpowiednimi umiejętnościami jeździeckimi. Jeździec potrafiący przewidzieć reakcje konia.
Jakimi środkami powinniśmy się posługiwać, by osiągnąć właściwe relacje z koniem?
Repertuar jest całkiem spory. Zacznijmy od głosu. Dzisiaj to bardzo często niedoceniany przez młodych ludzi środek przekazu. Może wstydzą się „rozmawiać” ze swoimi końmi? Nie wiem. Tymczasem ton, w jakim mówimy do konia, to doskonały kanał, którym możemy mu przekazać, czy jego zachowanie jest dobre czy złe. Dotyczy w takim samym stopniu zachowań w boksie podczas czyszczenia czy siodłania, jak również samej jazdy na nim. Głosem możemy konia skarcić i nagrodzić. W boksie, kiedy koń na nas napiera, możemy konia nacisnąć, puknąć czy lekko uderzyć. To nic zdrożnego. W stadzie konie, jak mówiłem, posługują się zębami i kopytami, to są ich naturalne środki komunikacji. Stosowane bezmyślne i ponad miarę i potrzeby są bezsensowną brutalnością. Z umiarem i adekwatnie do zachowań konia normalnym postępowaniem. W porę przyłożony koniowi klaps może być właśnie tym sygnałem, który właściwie ustawi hierarchię w jego układzie ze swoim jeźdźcem. Kolejnym środkiem służącym osiągnięciu właściwych relacji z koniem jest warsztat jeździecki człowieka go dosiadającego. O tym, że konie bywają bardzo zróżnicowane nie tylko pod względem budowy anatomicznej czy maści, ale również pod względem swoich charakterów, mówiłem wielokrotnie podczas naszych rozmów czy prowadzonych klinik Świata Koni. Bywają konie spokojne czy nawet wręcz flegmatyczne. Bywają odważne i takie, które nazwiemy raczej tchórzami. Bywają stonowane w swoich reakcjach i te wybitnie nadpobudliwe. W przypadku kiedy mamy do czynienia z tymi nadpobudliwymi, niezbyt odważnymi i niepewnymi, to właśnie jeździec powinien wykazać się większym spokojem, większa odwagą czy pewnością siebie. Dobre lub wysokie umiejętności jeździeckie są doskonałą bazą, na której można budować tę pewność i spokój. Ich brak jest naturalnym, jak sądzę, powodem do braku pewności siebie i niepokoju. Usztywnienie się jeźdźca w takiej stresowej sytuacji jest sygnałem dla konia zachęcającym go do ucieczki. To analogia do sygnału wysłanego przez zwiadowcę w stadzie. Kiedy on ucieka, ucieka całe stado. O umiejętności przewidywania reakcji konia wspominałem przed chwilą. Pracując z koniem poznajemy jego charakter i wiemy, czy faktycznie przestawienie jakiejś przeszkody w inne miejsce może być powodem, że będzie się jej bał. Mając tę wiedzę musimy wyprzedzać reakcję konia. Sygnałami, że coś jest nie tak, jest podnoszenie przez konia głowy, ruch uszu w kierunku niepokojącego bodźca, usztywnienie. W takich sytuacjach jeździec powinien zachować spokój, a jego odpowiedź dana koniowi musi być jasna i precyzyjna. Podstawą każdej długotrwałej i owocnej współpracy z koniem jest jego zaufanie do człowieka. Harmonia jeźdźca z koniem jest ogólnym celem, do którego wszyscy dążymy. Jednak droga do niego bazuje przede wszystkim na zaufaniu. Przez zaufanie do posłuszeństwa. Wiem, że to truizm i że powtarzam to niemal przy każdym naszym spotkaniu. Taka jednak jest prawda.
Zgodzisz się jednak ze stwierdzeniem, że bywają konie szczególnie pobudliwe czy też płochliwe? Być może Tanita jest właśnie takim koniem?
Jak najbardziej się z tym twierdzeniem zgodzę! Ba, sam przecież to wielokrotnie w naszych rozmowach podkreślałem. Jednak zwróć proszę uwagę, że dosłownie przed chwilą mówiłem o konieczności przewidywania przez jeźdźca zachowań dosiadanego przez niego konia. W trakcie mojej kariery jeździeckiej jeździłem na koniach, które praktycznie niczego się nie bały. Jasne, że w sytuacji, kiedy ktoś nagle wpadł na halę podczas jazdy, to się płoszyły. To, jak już mówiliśmy, ich naturalny odruch samoobrony. Dosiadałem jednak również koni, o jakich powiedziałeś, nad wyraz płochliwych. Jak dobrze pewnie pamiętasz, jeździłem kiedyś na Haliku, który mimo startów w konkursach GP, których sporo wygrał, mimo startów w MP, był koniem bardzo płochliwym. Jak pamiętasz, trybunki w Łódzkim Klubie Jeździeckim bał się całe swoje życie. Nie było takiej sytuacji, żeby w tym rejonie nie przeszedł usztywniając się i bocząc na nią. Bał się również orkiestr dętych. Kiedyś, w dawnych czasach, na dużych zawodach organizowane były defilady uczestników, którym towarzyszyły na ogół orkiestry dęte. To stara kawaleryjska tradycja. Podczas takiej właśnie defilady w Łącku nie byłem w stanie zapanować nad Halikiem, który się tak zestresował, jak orkiestra zaczęła grać. Kiedy zobaczyłem w Gnieźnie, że jest orkiestra dęta, to szybko zawróciłem do stajni i zrezygnowałem z defilady. Wiedziałem już po Łącku, że Halik przeżyje olbrzymi stres i nie da się opanować. Plac konkursowy w Gnieźnie był dosyć daleko od stajni, ale i tak Halik w boksie zachowywał się bardzo źle. Jednak znając i przewidując jego zachowanie zdołałem uchronić i jego i siebie od niepotrzebnego stresu i ryzyka. Mówię to po to, żeby pokazać, że to człowiek przejmując przywództwo w układzie z koniem winien przewidywać możliwe skutki zachowania konia. Kiedy jest to w stanie zrealizować, to w wielu wypadkach konie nadpobudliwe czy też nadmiernie płochliwe mogą mu to zrekompensować, tak jak było w przypadku mnie i Halika. Jak wiesz, konia naprawdę wspaniałego.
Pozwól jednak, że ponownie wrócę do listu, który jest kanwą naszego spotkania i rozmowy. Jak odnieść to co powiedziałeś do sytuacji Agnieszki i Tanity?
Wydaje mi się, że w ich wzajemnych stosunkach nie ma właściwej hierarchii. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że klacz jest rozpieszczona i to ona jest przewodnikiem w tym małym stadzie.
Dobrze by było, gdyby Agnieszka zdecydowała się na skonsultowanie swojego problemu z kimś doświadczonym. Trzeba mieć świadomość, że takiej diagnozy nie da się postawić w sposób wirtualny. Na szczęście rynek oferuje w tej kwestii spore możliwości. Jeśli Agnieszka nie jest w stanie sama zbudować właściwej hierarchii, to być może uda się to zrobić doświadczonemu trenerowi czy instruktorowi, który spowoduje, że na najniższym szczeblu znajdzie się Tanita, wyżej Agnieszka i trener jako przewodnik takiego małego stada. Jeśli to młoda klacz płosząca się na widok nieznanego przedmiotu, to bardzo ważną rzeczą, o której często zapominamy, jest odpowiednia ilość ruchu. Wszyscy, którzy dużo jeździmy, wiemy, że jeżeli koń jest dobrze karmiony, jest wypoczęty i ma za mało ruchu, na przykład w związku ze świętami, to następnego dnia on nie jest pokorny. On wtedy wszystko widzi, często się płoszy. Zapewnienie odpowiedniej ilości ruchu, wypuszczenie konia na padok czy choćby tylko przed jazdą puszczenie go na halę, tak żeby mógł się wybiegać, wybrykać, rozluźnić, jest doskonałym rozwiązaniem. Rozwiązaniem powodującym, że w pracy koń nie będzie się płoszył i skoncentrowany chętnie będzie współpracował ze swoim jeźdźcem. Chciałbym podkreślić wyraźnie, że powinniśmy unikać jakiejkolwiek walki z koniem. Jeśli Tanita jest młodą klaczą, to sugerowałbym rozważenie wyboru innego miejsca do pracy. Jeśli koń nie przyjął jeszcze pomocy, to nie ma sensu na siłę pakowanie go w miejsca wywołujące u niego strach i ucieczkę, którą w tej sytuacji trudno opanować. Znowu wracamy do kwestii poruszanej przeze mnie zawsze przy okazji naszych rozmów czy Klinik Świata Koni – prawidłowe przyjęcie łydki przez konia jest fundamentalnym zagadnieniem. Bo w jaki sposób możemy konia poprosić o jazdę w kierunku czegoś, czego się boi, jeśli nie rozumie on sygnałów? W takim przypadku lepiej jest wybrać inne miejsce pracy i skupić się nad nauczeniem go właściwej reakcji. Kiedy nabierze on równowagi i przyjmie pomoce jeździeckie, zyskamy możliwość skutecznego oddziaływania na niego w sytuacjach stresowych. Wydaje się to całkiem proste rozumowanie, prawda?
A co sądzisz o wykorzystaniu w sytuacji opisanej przez Agnieszkę w swoim liście pomocy w postaci jazdy w towarzystwie bardziej doświadczonego, spokojnego konia?
To doskonały pomysł i bardzo często stosowany w pracy z młodymi, płochliwymi końmi. To kolejny przykład na wykorzystywanie instynktu stadnego koni. Nie ma sensu szarpać się z uciekającym koniem w sytuacji, kiedy można poprosić koleżankę czy kolegę, by można było za ich niebojącym się tego miejsca koniem spokojnie kilka razy przejechać problematyczne miejsce. Warto jednak przy tym wiedzieć o paru sprawach. Jeżeli koń rozluźni się, jest posłuszny i właściwie odpowiada na działanie łydek, pozwala mu się na energiczny ruch naprzód w stępie, kłusie i potem w galopie. Zwiększonym napięciem i ciągnięciem za wodze jeździec pogarsza tylko sytuację, kiedy koń ze strachu przestaje podążać w oczekiwanym kierunku, chodzie i tempie, i powoduje nieświadomie narastanie oporu konia. Jadąc więc za innym, spokojnym koniem należy zrobić to tak, żeby problematyczne miejsce czy przedmiot budzący niepokój naszego konia pozostawić na zewnątrz. Przypomnę tutaj klinikę prowadzoną w Polsce przez pana Nelsona Pessoa, kiedy pokazywał właśnie postępowanie, podkreślając, że jeśli koń się czegoś boi, to nie wolno ostawiać go frontem do tego miejsca.
Jeśli dobrze pamiętam, to poruszaliśmy ten temat i omawialiśmy dokładnie podczas Kliniki Świata Koni, w której pomagałeś amazonce pokonać na Drapaczu przeszkody z imitacją rowu z wodą, tak zwane „liverpoole”. Drapacz „od zawsze” bał się takich dodatków na parkurze.
Tak, masz rację. Podczas tamtej kliniki Świata Koni wykorzystałem to, czego nauczyłem się w Józefinie od Nelsona Pessoa. Jak wiesz, w jeździectwie zawsze można się czegoś nauczyć nowego. Lubię brać udział w tego typu spotkaniach czy szkoleniach. Mimo niemałego bagażu własnych doświadczeń chętnie patrzę i słucham, co mają do powiedzenia inni. Zwłaszcza jeśli mówią to czy pokazują tak uznane na świecie autorytety. Ale nie odbiegajmy od tematu naszej dzisiejszej rozmowy, bo kwestia mojego ciągłego uczenia się koni trochę od niego odbiega. Agnieszka powinna więc próbować przejechać feralny narożnik krytej ujeżdżalni za innym koniem, ale tak aby konie były ustawione do niego bokiem. Za którąś próbą po podjechaniu do straszących Tanitę stojaków bokiem należałoby dać jej powąchać to, co ją straszy.
Pora kończyć tę naszą rozmowę, dla której pretekstem stał się list naszej młodej czytelniczki, w którym prosiła nas o pomoc w postępowaniu z bojącym się czegoś koniem. Co mógłbyś jej jeszcze powiedzieć, czego do tej pory nie poruszyliśmy?
Na koniec już chciałbym powiedzieć, że może być też tak, że Tanita jest koniem za bardzo pobudliwym, za bardzo płochliwym. Że jeżdżenie na niej przez niedoświadczoną, młodą amazonkę jest niepotrzebnym kuszeniem losu i wcześniej czy później skończy się to wypadkiem. Wypadkiem, który może okazać się groźny tak dla Agnieszki, jak i dla samej klaczy. W takim wypadku należałoby rozważyć opcję jej sprzedaży i zakup konia bardziej odpowiedniego dla poziomu i możliwości jeździeckich Agnieszki. Czasem zamiana konia z innym jeźdźcem okazać się może najlepszym wyjściem z tej trudnej sytuacji.
Dziękuję zatem za rozmowę.
Ja również dziękuję. Oczywiście życząc Agnieszce i innym osobom z podobnymi problemami jak najlepiej, mam nadzieję, że nasza rozmowa choć trochę im pomoże.
Tekst opublikowany w numerze styczniowym 2014 roku.