Niesamowite historie wielkich koni, jeźdźców i trenerów w opracowaniu Roberta Zielińskiego, eksperta Służewiec iTV.

 

Derby. To słowo przyciąga na tory wyścigowe ludzi na całym świecie. Magiczny wyścig. Walczyć o zwycięstwo w Nagrodzie Łuku Triumfalnego, czy Wielkiej Warszawskiej można wielokrotnie, ale w Derby w danym kraju koń może biegać tylko raz, jako trzylatek. To sprawia, że emocje, dramaturgia, są niezwykłe. Trzeba mieć nie tylko klasę, umiejętności, ale i szczęście, by wygrać Derby, zwykle w licznej, kilkunastokonnej stawce.

 

Transmisja LIVE - Zapraszamy

 

Skąd nazwa Derby? W 1780 roku dwóch dżentelmenów, Sir Charles Bunbury i dwunasty lord Derby, wpadło na podobny pomysł, aby rozgrywać wyścig dla trzyletnich koni pełnej krwi angielskiej (rok wcześniej, w 1779 roku, na wzgórzach Epsom został rozegrany Oaks, gonitwa tylko dla klaczy, zapoczątkowana przez małżonkę lorda Derby). Ustalili, że gonitwa zostanie nazwana imieniem tego, który wygra rzut monetą. Los był łaskawy dla lorda Derby. Bunbury pocieszył się tym, że pierwsze Derby wygrał jego koń - kasztanowaty Diomed. W Anglii Derby rozgrywane są nieprzerwanie od 1780 roku do dziś, nie zakłóciły ich nawet wojny.

W większości krajów przyjęto nazwę Derby dla najważniejszej gonitwy dla trzylatków, choć np. Francuzi, którzy często manifestują swoją odrębność w stosunku do Anglików, oficjalnie używają nazwy Prix du Jockey Club, choć powszechnie wyścig określany jest mianem francuskiego Derby.

W większości krajów, w tym w Polsce, Derby są rozgrywane na dystansie 2400 m (czyli w Anglii mila i cztery furlongi), ale jest sporo odstępstw. Słynne Kentucky Derby w  USA odbywają się na 2000 m, włoskie Derby na 2200 metrów, a w 2005 roku Francuzi skrócili dystans swojego Derby z 2400 do 2100 metrów. Wtedy triumfował na torze Chantilly słynny koń szejka Mohammeda, władcy Dubaju - Shamardal, którego dosiadał wybitny dżokej Lanfranco Dettori.

W Polsce Derby (w których klacze niosą 57 kg, a ogiery 59 kg) rozegrano pierwszy raz w 1896 roku na Polu Mokotowskim w Warszawie. Wygrał kasztanowaty Wrogard, należący do śpiewaka operowego Jana Reszkego. Wrogard wygrał też nagrody Rulera i Prezydenta RP. Derby były rozgrywane na warszawskim torze przy Polnej do 1938 roku, gdy triumfował trójkoronowany Jeremi.

Od 1939 roku polskie Derby odbywają się na Służewcu (wygrał wtedy syn świetnego reproduktora Bafura - Colt, trenowany przez Michała Molendę, a dosiadany przez Zenona Nowaka), oczywiście z przerwą na II wojną światową – w latach 1940-1945 nie zostały rozegrane. Pierwsze powojenne Derby w 1946 roku wygrała na Służewcu w treningu Andrzeja Matczaka klacz Bystra II (córka przedwojennej oaksistki – Dziwo II), dosiadana przez Stefana Michalczyka.

Tradycją jest, że w Polsce Derby są rozgrywane w pierwszą niedzielę lipca i tylko niecodzienne wydarzenia – jak w tym roku pandemia koronawirusa – sprawiają, że są odstępstwa od tej reguły. Wraz z klasycznym majowym wyścigiem o Nagrodę Rulera (w Anglii 2000 Guineas Stakes) na dystansie 1600 m oraz rozgrywanym w sierpniu lub wrześniu innym klasykiem – St. Leger (2800 m), Derby stanowią tzw. potrójną koronę. Zwycięzca Rulera, Derby i St. Leger zyskuje miano konia trójkoronowanego.

Popularne jest powiedzenie, że Rulera wygrywa koń najszybszy, Derby najszczęśliwszy, a St. Leger najlepszy (choć chyba najbardziej miarodajna jest Wielka Warszawska, bo w niej z ogierami z kilku roczników ścigają się też najlepsze klacze, rzadko biegające w St. Leger), ale często w Rulera, czy zwłaszcza w Derby, także triumfują najlepsze konie w roczniku.

W historii polskich wyścigów było 19 koni trójkoronowanych. Trzy przed drugą wojną światową – Liege (w 1917 roku gościnnie w Odessie), Mat (1934) i Jeremi (w 1938 roku, ostatnim sezonie na starym torze przy Polnej w Warszawie).

14 koni było trójkoronowanych na Służewcu: 1948 – Ruch, 1961 – Solali, 1972 – Dipol, 1974 – Czerkies, 1989 – Krezus, 1992 – Mokosz, 2000 – Dżamajka, 2002 – Dancer Life, 2005 – Dżesmin, 2007 – San Moritz, 2011 – Intens, 2015 – Va Bank, 2017 – Bush Brave, 2018 – Fabulous Las Vegas.

Dwa konie polskiej hodowli zdobyły potrójną koronę za granicą – wyhodowany w Strzegomiu przez rodzinę Romanowskich i Konarskich Age of Jape w Czechach w 2009 roku oraz golejewski Tankred na Słowacji w 2003 roku.

Rekordzistą pod względem liczby zwycięstw w Derby w Polsce jest trener Andrzej Walicki, którego konie triumfowały na Służewcu aż 13 razy, a jego Korab w 1985 roku, oprócz Polski, błękitną wstęgę Derby zdobył również w Austrii. Dziewięć razy Derby na Służewcu wygrywały konie trenowane przez Stanisława Molendę.

Wśród dżokejów rekordzistą jest nieżyjący już niestety Mieczysław Mełnicki, który wygrał Derby na Służewcu 6 razy, a na dodatek w 1984 roku dokonał wyczynu bez precedensu w historii światowych wyścigów – w ciągu trzech zaledwie tygodni wygrał na Nemanie Derby nie tylko w Warszawie, ale także w Wiedniu, a na Jurorze Derby w Pradze. Wygrał też na Korabie austriackie Derby, triumfował również w Derby w Belgii.   

Pięć razy w Derby na Służewcu zwyciężał dżokej Tomasz Dul. Po raz pierwszy w 1989 roku na Krezusie, który do dziś dzierży rekord jeśli chodzi o najlepszy czas w służewieckim Derby – 2 min 28 s. Pięć razy triumfowali w Derby także – genialny dżokej Jerzy Jednaszewski oraz Kazimierz Jagodziński, który zaczął triumfem jeszcze przed II wojną na Polu Mokotowskim w 1935 roku na Impecie, a skończył  w 1951 roku już na Służewcu na Arrasie.

Wśród hodowców absolutny rekord, chyba nie do pobicia, należy do stadniny w Golejewku, która wyhodowała 19 derbistów, ale ostatnim był aż 30 lat temu Aksum w 1990 roku. Przez lata wspaniałą pracę hodowlaną w Golejewku wykonywał Maciej  Świdziński, w czym sprzyjał mu świetny genetycznie materiał, zarówno klaczy jak i ogierów, głównie tych, które Niemcy w czasie wojny zrabowali Włochom, w tym od legendarnego Federico Tesio. 

 

 

Derby to też legendy, mnóstwo historyjek, anegdot, ciekawostek, niesamowitych wydarzeń, sensacji, fuksów i niespodziewanych porażek faworytów, barwne postaci dżokejów, trenerów, hodowców i właścicieli. Przygotowałem subiektywny, osobisty przegląd najciekawszych wydarzeń w Derby w ostatnich dziesięcioleciach. Galopem przez historię polskiego Derby… 

1953 – Przecudnej urody Dorpat
Przed laty zobaczyłem w „Koniu Polskim” zdjęcie kasztanowatego ogiera Dorpat. Był przecudnej urody, kapitalnie zbudowany, sierść aż lśniła, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Pseudonimem Dorpat od lat posługuję się często w artykułach o wyścigach konnych, na forach internetowych.
Wyhodowany w Golejewku Dorpat, trenowany przez Konstantego Chatizowa, wygrał Derby w 1953 roku pod dżokejem Walentym Stasiakiem, a także St. Leger. Koniem trójkoronowanym nie został, bo… w 1953 r. nie rozegrano Nagrody Rulera.
Był urodzony w purpurze, od włoskich rodziców – zarówno jego ojciec Ettore Tito, jak i matka Acquasparta, zostały wyhodowane przez Federico Tesio, najwybitniejszego hodowcę wszech czasów na świecie.
Do legendy przeszło zwycięstwo Dorpata o dwie długości podczas Mityngu Państw Demokracji Ludowej nad wspaniałym rosyjskim Charkowem w Nagrodzie Moskwy. Dwa tygodnie później, w gonitwie o Puchar, Charków wygrał o długość z Dorpatem, ale po crossingu dżokeja Nasibowa. Wkurzony dżokej Stasiak w rewanżu zdzielił batem po plecach radzieckiego jeźdźca.
Dorpat okazał się też wybitnym reproduktorem. Jego syn Cross wygrał Wielką Warszawską, a córki Dorpata były przecenne w hodowli.  Dostojna urodziła trójkoronowanego Dipola i Dixielanda, który wygrał WW z miejsca do miejsca, a Intrada derbistkę Irandę, prababkę Intensa.  

1961 – Pechowa Dziwaczka i trójkoronowany Solali
Do legendy przeszedł pech w Derby dla folblutów znakomitego dżokeja i trenera Stanisława Sałagaja, który wygrał wszystkie najważniejsze gonitwy oprócz Derby koni pełnej krwi.
Legenda głosi, że pech zaczął się od Dziwaczki, która w 1961 roku podobno wygrała o krótki łeb Derby pod Sałagajem, ale sędzia na celowniku orzekł zwycięstwo kozienickiego Solaliego (syn Soliny), na którym jechał Władysław Biesiadziński (nie było jeszcze wówczas fotokomórki), choć większość osób uważa, że jednak pierwszy był Solali, który został później koniem trójkoronowanym. 

1964 – Słynna para: Demona i Mełnicki
To były narodziny dwóch gwiazd. Mieczysława Mełnickiego, który wygrał swoje pierwsze Derby na Służewcu oraz Demony, która jako pierwszy polski koń w erze PRL wygrała, w treningu Stefana Michalczyka, znaczący wyścig na Zachodzie (St. Leger w Wiedniu) i niedawno została wybrana koniem 80-lecia Toru Służewiec. Jako pierwsza klacz po wojnie wygrała dwa razy Wielką Warszawską, bijąc w 1965 roku wybitnego golejewskiego derbistę – Epikura.
Porządek w Derby był do rymu: Demona – Gerona (wygrała Oaks). Obie wyhodowane w Mosznej, obie po czeskim derbiście Masisie. Demona urodziła ogiera Demon Club, który wygrał na Służewcu Derby w 1981 roku, również pod Mełnickim.  
Ciekawostka hodowlana. Demona jest prawnuczką klaczy Gaff, której syn Forward wygrał polskie Derby w 1925 roku, triumfował też w Wielkiej Warszawskiej i trzy razy w Nagrodzie Prezydenta RP, a wnuczką Gaff była pierwsza powojenna derbistka na Służewcu – Bystra.
Z kolei pradziadkiem Demony był Jeremi, ostatni koń trójkoronowany na Polu Mokotowskim (1938). Jego matkę Igłę, wybrakowaną ze stadniny w Kozienicach, kupił leśniczy Mieczysław Czarnecki, pokrył Bafurem, i tak narodził się Jeremi. 

1969 – Kadyks z m do m
Jerzy Jednaszewski, „Jerzyk”, być może najlepszy dżokej w historii polskich wyścigów. Znakomity technicznie i taktycznie, jeżdżący elegancko, mało używający bata. Zrobił też w czasach komuny karierę  w Niemczech, dwa razy na Windwurfie wygrał prestiżową Nagrodę Europy w Kolonii. Legendarny francuski dżokej Yves Saint-Martin powiedział, że Jednaszewski był lepszy od niego, że gdyby urodził się na Zachodzie, byłby europejskim championem.
W 1969 roku Jednaszewski  dokonał niebywałego, śmiałego wyczynu. Wygrał Derby na Służewcu na wyhodowanym w Golejewku Kadyksie (brat Kasjopei, która urodziła derbistki Konstelację i Kosmogonię), prowadząc od startu do celownika, z miasta do miasta, jak mawiają służewieccy bywalcy!

1971 - Daglezja i Durango, sensacja i fortuna na błocie
To były pierwsze Derby wygrane przez trenera Andrzeja Walickiego, ale do legendy przeszły ze względu na niezwykłe okoliczności. Poprzedziły je burze i ulewy. Tor był ciężki, choć na wyścig wyszło słońce, na trybunach komplet, kilkadziesiąt tysięcy osób.
Pierwszy raz na żywo Derby transmitowane były w TVP, komentował legendarny Jan Ciszewski, który uwielbiał futbol, żużel i wyścigi konne. Wiedział, że mała, drobna Daglezja, choć nie była faworytką, fruwa po miękkiej bieżni. Od zaprzyjaźnionego Stanisława Dzięciny Ciszewski dowiedział się, że Durango również powinien poprawić po błocie. To były mega fuksy. Ciszewski jako jeden z nielicznych postawił w totalizatorze porządek Daglezja – Durango. Wyhodowana w Golejewku córka Negresco, siostra świetnego Doryanta, rzeczywiście pofrunęła, wygrała pod wybornym rumuńskim dżokejem Vasile Hutuleacem o 5 długości! To był szok, za porządek z Durango płacono 4128 zł za 20 zł. Przebitka – ponad 200 razy za stawkę. Ciszewski obstawił to dość grubo. Jak mówił – przyjechał na wyścigi tramwajem, mógł wyjechać samochodem. 

1976 – Dylemat Sałagaja: Iranda, czy Jurystka
Stanisław Dzięcina miał rękę do klaczy. To w mojej ocenie, obok Andrzeja Walickiego, najwybitniejszy polski trener w historii, choć Stanisław Molenda, trenując znakomite konie z Golejewka, wygrał więcej.
Tego roku miał dwie wybitne trzyletnie klacze z Mosznej. Jurystka wygrała z ogierami Nagrodę Iwna, Iranda pokonała klacze w Soliny. Sałagaj, jako dżokej nr 1 u „Dzięcioła”, miał prawo wyboru, znał obie klacze. Siedział i dumał. Wybrał Jurystkę (matkę Jurora, który wygrał Derby Czech), bo ograła ogiery. Derby (po raz pierwszy ze start maszyny) wygrała Iranda pod Janem Filipowskim przed znakomitą Smużką, Jurystka pod Sałagajem była czwarta. Iranda miała fenomenalne przyspieszenie po ojcu, sprinterze Deer Leapie, i trzymała dystans. Założyła znakomitą rodzinę. Jest czwartą matką trójkoronowanego Intensa.

1977 – Spotkanie na szczycie. Konstelacja bije Pawimenta w Derby
Wyścig, który wywołuje ciarki. Ironia losu sprawiła, że w jednym Derby spotkały się dwa być może najwybitniejsze konie w historii polskiej hodowli. Konstelacja pod Bolesławem Mazurkiem pobiła w Derby Pawimenta, na którym jechał sam Mełnicki. To był pojedynek gigantów. Oba konie po multichampionie reproduktorów – Meharim.
W tym samym roku  Konstelacja pod Bolesławem Mazurkiem zajmuje 5. miejsce w Yorkshire Oaks w Anglii w gronie najlepszych klaczy w Europie. Do drugiej na celowniku Dunfermline (klacz królowej angielskiej, dla której wygrała St. Leger, bijąc dwukrotnego zwycięzcę Łuku – Allegeda) traci tylko dwie długości. A Mazurek na Konstelacji przez pół prostej był zamknięty w klatce, nie miał przejścia. Gdyby nie to, polska derbistka mogła pokonać Dunfermline.
Konstelacja okazuje się wybitną matką. Jej syn Korab wygrywa Derby w Warszawie i Wiedniu, Karina polski Oaks, a Księżyc Wielką Warszawską.
Co ciekawe, w 1977 roku Derby dla Walickiego wygrała pełna siostra Konstelacji – Kosmogonia pod Andrzejem Tylickim, który później został championem dżokejów w Niemczech, wygrywając tam dwa razy Derby w Hamburgu, na słynnym Acatenango i jego synu Lando.
30 lat później zaprosiłem do Polski młodego Freddy’ego Tylickiego. Syn Andrzeja zaczynał bardzo dobrze jeździć na Wyspach Brytyjskich. Przyleciał do Polski, aby dosiadać w Wielkiej Warszawskiej naszego Kornela, też trenowanego przez Walickiego, prawnuka Konstelacji. Niestety, Freddy kilka lat temu miał bardzo groźny wypadek w wyścigu, musiał przedwcześnie zakończyć karierę jeździecką.
Pawiment okazał się koniem światowej klasy. Żaden koń z Polski nie miał nigdy lepszej kariery. Wygrał, w niemieckim już treningu (został wydzierżawiony) dwa wyścigi G1 – Preis von Europa w Kolonii (bije wybitnego niemieckiego Nebosa) i i Gran Premio Jockey Club e Coppa d’Oro w Mediolanie, co było sensacją, że koń zza żelaznej kurtyny, ogrywa najlepsze konie w Europie. Obok Dżudo jest jednym z dwóch polskich koni, które biegały w Łuku Triumfalnym na Longchamp. Wypadł nieźle – zajął 9. miejsce na 22 konie. Biegał też w USA i w Ameryce Płd. 

1979 – Skunks kontra Czubaryk
Był przed laty na trybunie zwanej pieszczotliwie „Świniarnią” kibic-bywalec, który kilka razy do roku krzyczał: „Skuuuunks, szybszego tu nie było”. Prawdopodobnie miał rację. Skunks to była torpeda, fenomenalne przyspieszenie. A jako roczniaka nikt go nie chciał wziąć do treningu, bo był chudy, mały i brzydki. Z losowania trafił do Stanisława Dzięciny.
To był piekielnie silny rocznik z Akceptem, Śmigoniem, Kofeiną, Diakową, Narzanem. Z nimi atletyczny Czubaryk wygrywał. Ale miał pecha, że trafił na Skunksa. Przegrał z nim i w Rulera i w Derby.
Rewanż wziął w Niemczech, w wielkiej gonitwie Preis von Europa – G1. W Kolonii był drugi, zaledwie pół długości za niemieckim championem Nebosem (to do dziś najlepszy wynik w historii konia w polskim treningu). A gdyby dżokej Sałagaj nie zgubił bata, Czubaryk wygrałby ten wyścig! Chyba, że… przegrałby ze Skunksem, który długo nie miał przejścia na prostej i finiszował blisko czwarty, szedł do rywali jak do stojących. To mógł by dublet polskich koni. Za nimi był Pawiment, który trenował już w Niemczech.
Czubaryk był też później ponownie drugi w Preis von Europa, już w niemieckim treningu. Biegał też w Nowym Jorku w Turf Classic i w Eclipse Stakes G1 w Anglii. Dziś to marzenie dla Polaków.    

1988 – O koński nos
O tym Derby krążą legendy. Odległości były minimalne, cztery konie wpadły na celownik niemal łeb w łeb. Józef Gęborys mógł być pierwszym dżokejem, który wygra Derby trzy razy z rzędu. Dostał do wyboru Diablika i Barnauła. Wybrał Barnauła. Derby wygrał Diablik (to był wielki fuks), o nos przed Iluzjanem (w ten sposób Jerzy Jednaszewski nigdy nie wygrał Derby jako trener), tu za nimi, o krótki łeb, był Tytoń pod Dulem i niecałą długość dalej Angola. Barnauł skończył piąty.
Diablik, syn legendarnego Dakoty, wszedł do Derby kuchennymi schodami poprzez zwycięstwo w Nagrodzie Aschabada. Dostał pechowy, trzynasty numer startowy. Pojechał na nim jedyny dżokej, który był wtedy wolny – Stanisław Karkosa. Popularny „Foka” (ze względu na sumiastego wąsa), pojechał życiowy wyścig. Wygrał Derby o nos (o wąs).

1989 – Rekord Krezusa
To niezapomniane wspomnienie. Pierwsze Derby, które pamiętam z pobytu na torze. W Nagrodzie Iwna wygrał moszniański syn Dakoty – Oregon przed golejewskim, niewysokim Krezusem (Pyjama Hunt – Kresyda po Dersław), zwycięzcą Rulera.
W Derby trener Stanisław Dzięcina postanowił „zabić” Krezusa tempem. Na front wyszły trzy „Dakociaki” z Mosznej – siwa Jessica, Toskano i Oregon. Podkręcały tempo. Na prostej szaleńcza walka. Oregon, Krezus, Krezus, Oregon, Krezus, Oregon – słychać z megafonów. Za nimi trzy wspaniałe klacze – Świtezianka, Karina i Dione. Krezus pokonuje Oregona o długość i bije rekord toru na 2400 m – 2 min 28 s. Do dziś to najlepszy  czas w polskim Derby. To też pierwsze wygrane Derby dla Tomasza Dula.  
Krezus zdobywa potrójną koronę, a następnie biega w niemieckim treningu na Zachodzie, rozsławia polską hodowlę, jako „król płatnych miejsc”. Jest drugi w Preis von Europa G1 za niemieckim derbistą Mondrianem. W gonitwach G1 w Berlinie i Wielkiej Nagrodzie Baden Baden jest na 3–4 miejscu, wygrywa słynny Lomitas, z którym pracował „zaklinacz koni” Monty Roberts.
Krezus – cóż to był za koń. 

1990 – Kozłowski z ostatniego miejsca
Upał, 30 stopni. Kilkanaście koni w Derby. Mały, niepozorny kasztan z Golejewka w treningu Walickiego biegnie na ostatnim miejscu w dystansie, jak to miał wówczas w zwyczaju dżokej Janusz Kozłowski. Konie wychodzą na prostą. „Kozioł” w swoim stylu przesuwa się do przodu, wychodzi jak zwykle szeroko na pole, mija kolejnych rywali.
Zwykle spokojna, a wtedy na finiszu podekscytowana Krystyna Karaszewska, która wówczas komentowała wyścigi, a od lat do dziś prowadzi księgę stadną, swoim pięknym niskim głosem, krzyczy na ostatnich metrach: ”Akkkksum, Baaassetla”. Syn Addis Abbeby, wnuk Dakoty, wygrywa z Basetlą o łeb.
Cóż to był za finisz Kozłowskiego z ostatniego miejsca. 

1991 – Córki Pyjamy Hunta
Trzeci rok z rzędu Derby na Służewcu wygrywa koń po Pyjama Hunt, ogierze który był czwarty w angielskim Derby w Epsom.
Ponad rok przed tym wyścigiem biorę jako 17-letni chłopak spis wszystkich kilkuset dwulatków w Polsce i mówię do mojego kolegi: Derby wygra Kliwia przed Tabakierką (moja ulubiona klacz, dziś mam z tej rodziny Testarossę, która wygrała 5 imiennych gonitw na Służewcu i nieźle biegała we Francji).
Puka się w czoło. Obie klacze po Pyjama Hunt, matki mają po Dakocie. Przychodzi pierwsza niedziela lipca. Dorabiamy sobie, by zagrać w Derby porządek Kliwia – Tabakierka. Znowu upał. Pierwszy raz w życiu wypijam lampkę alkoholu. To plus słońce wystarczy, abym zasnął na torze. Budzę się po Derby, nie widziałem na żywo wyścigu, pytam kolegi, kto wygrał. „Kliwia przed Tabakierką” – odpowiada. Wręcza mi plik banknotów. „Postawiłem za ciebie twój porządek w Derby” – oświadcza.
Ale słyszę gwizdy. Cały tor skanduje „Sta-siek Sa-ła-gaj”. O co chodzi – pytam kolegę. „Susy wygrała, ale ją zdyskwalifikowali, Zajechał Rumen drogę Kozłowi i Dulowi. Szwagrowie wygrali”.
Znowu pech Sałagaja. Nawet jak wygrał Derby, to przegrał. Bo to on trenował Susy. Dul podniósł rękę w górę, złożył protest przeciwko Ganczewowi. Komisja go uwzględniła. Crossing był, ale niewielki, przeszkadzanie takie sobie. W Anglii by to nie przeszło. Ja miałem farta z porządkiem, Sałagaj znów pecha.     

1993 – Starszy uczeń wygrywa Derby!
Upsala, córka Who Knowsa, jest fenomenalna. Wygrywa Rulera z ogierami o kilkanaście długości. „Maszyna do galopowania” – komentują w telewizji Małgorzata Caprari (znakomita znawczyni wyścigów i hodowli) oraz hodowca Upsali Roman Krzyżanowski. W Iwna stajnia jedzie na Tanamerę, Upsala jest druga, wstrzymywana. W Derby jest faworytką. „Stasiek Sałagaj tym razem nie przegra” – zaklinają rzeczywistość kibice.
Przegrał. W niezwykłych okolicznościach. Upsala jest druga. Wygrywa mega fuks Durand (w Iwna był daleko) pod starszym uczniem Mirosławem Pilichem, którego prawie nikt nie zna. Wypłata z góry 111:1. Szok. Pierwszy triumf w Derby przyszłej „Królowej Służewca” – Doroty Kałuby i reaktywowanej stadniny w Stubnie, kierowanej wprawną ręką Leszka Strzałkowskiego. Durand jest synem polskiego Jurora, derbisty z Pragi.
Później Upsala wygrywa Oaks, w Wielkiej Warszawskiej bije jak chce Duranda, ale w Derby znów zadziałało „fatum Sałagaja”. Durand jest przez Jurora wnukiem Jurystki, którą wybrał Sałagaj zamiast Irandy. Klątwa wielopokoleniowa.

1996 – Wonderful, znaczy cudowny
Jest jesień 1993 roku. Wyjeżdżam z trenerem Walickim na przegląd koni do Mosznej. Po nim wstępujemy do nowo powstałej nieopodal prywatnej stadniny Drei W Stud Farms, którą zarządza Hubert Szaszkiewicz, były hodowca z Mosznej. Oglądamy jedne z pierwszych koni, sprowadzonych do Polski z Zachodu po transformacji. Wpada mi w oko delikatny, szlachetny kasztanek. Ma kilka miesięcy. Co to za koń – pytam Szaszkiewicza. „Wonderful, znaczy cudowny. Jest po Most Welcome” – odpowiada. „Ten koń za trzy lata wygra Derby na Służewcu” – śmiało prorokuję. „W takim razie musi trafić do treningu Pana Andrzeja” – deklaruje hodowca.
Trafia. W pierwszą niedzielę lipca 1996 roku Mirosław Pilich na ostatnich metrach łapie w celowniku Donnę Grafię pod Katarzyną Wojtasiak i Wonderful wygrywa dla Walickiego kolejne Derby.

1997 – Pada mit siwego
Jest powiedzenie wśród koniarzy: „Nie miał dobrego, kto nie miał nigdy siwego”. Siwe folbluty to rzadkość, ale trochę ich jest.
Pan Józio Gęborys (od lat subtelnie w ciszy pomaga Adamowi Wyrzykowi, jeżdżąc na jego koniach i służąc doświadczeniem) z uśmiechem zawsze mi żartobliwie powtarzał: „Derby nie wygrywa koń siwy i koń ze Strzegomia”.
I przez dekady tak było. Aż przyszedł rok 1997. Siwy Mustafa maść odziedziczył po dziadku – Euro Starze. Spadł deszcz. Dulu pojechał na klasę, na orła. Wyszedł na front 1000 metrów przed celownikiem, jak to nie on, inaczej niż w klasycznych podręcznikach jest napisane. „Wygrał o kawał” – jak mówi się na Służewcu.
Padł kolejny mit. Siwy koń wygrał Derby na Służewcu. W latach 1993–98 Dorota Kałuba zawieszała 4 razy w ciągu sześciu lat błękitną flagę nad swoją stajnią. Dul od 1997 do 2000 roku wygrał trzy z czterech rozegranych Derby.

1999 – Galileo otwiera dla nas Anglię
Był taki serial fantastyczny w latach 80. „Kosmos 1999”. To była data niewyobrażalna. W tymże 1999 roku Janusz Romanowski (był właścicielem Legii i Polonii Warszawa, gdy zdobywały mistrzostwo Polski w piłce nożnej) dokonał sprawy niewyobrażalnej wówczas dla środowiska wyścigowego w Polsce. Miał na Służewcu i w hodowli grupę kilkudziesięciu koni, które kupił w Anglii. To był przełom.
Country Club przyjechał do Polski z Wysp jako źrebak. W 1999 roku wygrał dla Romanowskiego Derby. To był dublet trenera Sławomira Walotka. Drugi był Galileo (ale polski po Jape, a nie ten po Sadlers Wells) kupiony przez Romanowskiego z Mosznej, od Goldiki po Dakocie. W St. Leger Galileo, który był późniejszy, wygrał już z Country Clubem jak chciał. Polska myśl hodowlana pokonała brytyjską.
Jesienią następnego roku Romanowski sprzedał Galileo Anglikom za 130 tysięcy złotych, był najdroższym koniem na aukcji na Służewcu. Efekt przeszedł oczekiwania. W treningu Toma George’a Galileo na królewskim torze w Cheltenham wygrał podczas słynnego mityngu wyścig płotowy G1 w stawce 27 koni na 4200 metrów!
W konsekwencji inna córka Jape’a, derbistka z 2001 roku Kombinacja została sprzedana do Anglii za około milion złotych. Niewiele niższą cenę osiągnął trójkoronowany w 2002 roku na Służewcu Dancer Life (państwo Pokrywkowie wyhodowali też Dżesmina, który sięgnął po potrójną koronę w 2005 roku).

2000 – Trójkoronowana Dżamajka
Jesienią 1998 roku pojechałem w doborowym towarzystwie na aukcję roczniaków do Widzowa – z trenerem Walickim, panem Andrzejem Prądzyńskim, który hodował konie jeszcze przed wojną, a także w nowej Polsce po transformacji ustrojowej w 1989 roku, oraz z Ewą Laskowską, córką wybitnego aktora Gustawa Holoubka, która jeździła na Służewcu jako amatorka, a przez lata była właścicielką koni wyścigowych.

Wspaniała klacz i duże pieniądze były wtedy, jak się okazało, na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło wyłożyć tylko około 10 tysięcy złotych, tyle bowiem kosztowała Dżamajka. Na aukcji nie została sprzedana, nikt jej nie licytował. My też nie mieliśmy nosa i intuicji, a przecież trener Walicki trenował jej matkę Dżamirę, która była jednak dość przeciętna. Ale powód był też inny. Dżamajka była po polskim ogierze Jurorze, a nie po zachodnim. A my wszyscy ciągle po latach komunizmu mamy kompleks Zachodu. Wszystko co od nich to lepsze. A przecież Juror to derbista z Pragi, a jako reproduktor ojciec derbisty Duranda, trójkoronowanej Dżamajki i ojciec matki niesamowitego Intensa.

Tego samego wieczoru Zbigniew Makowski był już po kilku drinkach, kiedy zapytano go, czy kupi, już po aukcji, z wolnej ręki, wyrośniętą kasztankę. Legenda głosi, że zapytał ile kosztuje i gdy usłyszał cenę, bez oglądania jej i bez analizy rodowodu, wydał dyspozycję – „Ładować!”.

No i załadowano mu Dżamajkę, uważaną przez niektórych za klacz stulecia polskich wyścigów. Na 11 startów w Polsce przegrała tylko raz, tylko dlatego, że jako dwulatka wyszła do startu nie w pełni przygotowana po chorobie. W pozostałych gonitwach zwyciężała lekko, nie tknięta batem przez dżokeja Tomasza Dula. Wygrała w treningu Bogdana Strójwąsa i Doroty Kałuby 449 tysięcy złotych, ponad 40 razy więcej niż kosztowała. Wygrała kolejno nagrody Rulera, Iwna, Derby (w rekordowej obsadzie 20 koni), Oaks, St. Leger, Wielką Warszawską, Golejewka i Kozienic. Jest jedyną w historii w Polsce trójkoronowaną klaczą. A w zasadzie ma 5 koron, bo też Oaks i WW.

Jedyna rysa na jej wizerunku, to brak sukcesu na Zachodzie. Wygrała Wielką Nagrodę Słowacji w Bratysławie (bijąc Galileo, ale tego polskiego), ale w Hansa Preis G2 w Hamburgu była bez miejsca, choć pobiła niemieckiego derbistę Belenusa (krył w Polsce, ojciec Intensa, Hipolinera, Kundalini, czy Kardinale) i oaksistkę Catanię. Niemcy chcieli ją kupić za 100 tysięcy marek, ale właściciele odmówili. Odsprzedali ją do Widzowa na matkę. Urodziła kilka dobrych koni, ale nie na swoją miarę. 

2001 – Milion za Kombinację
Znany i lubiany na Służewcu właściciel koni Stanisław Guła (wyhodował zwycięzcę Wielkiej Warszawskiej, St. Leger i Prezesa TS – Merliniego, którego przywrócił na tor po ciężkiej kontuzji i operacji w klinice SGGW) cenił córkę Dakoty – Komańczę i kupił od niej ogiery Ketling i Korner (razem z Wojciechem Rawą). Zawiodły jego oczekiwania, miały problemy z nogami i gdy na aukcję roczniaków w Jaroszówce została wystawiona jej córka Kombinacja, stracił cierpliwość i odpuścił. Kombinację wypatrzył za to trener Bolesław Mazurek, który wygrał Derby na jej babce Konstelacji (obie były kasztankami) i kupił ją do spółki z lekarzem weterynarii Zygmuntem Sobolewskim (później właściciel Cameruna, konia roku na Służewcu) za około 12 tysięcy złotych.

Kombinacja przyniosła im małą fortunę. Wygrała 7 wyścigów, ponad 400 tysięcy zł i kolejno Soliny, Derby, Oaks, St. Leger i Wielką Warszawską. Jej wyczyn w WW był niesamowity, bo triumfowała w tym wyścigu tydzień po starcie w Preis von Europa G1 w Kolonii, gdzie była daleko i podróży z Niemiec do Polski.

Kombinacja była ze złotego nicku polskiej hodowli Jape – Dakota, tak jak Nowator, Tulipa, Merlini i Galileo, który wygrał w Anglii płotowy wyścig G1. To sprawiło, że Mazurek i Sobolewski sprzedali ją Anglikom za około milion złotych, a popularny „Bolek” mógł sobie kupić dzięki temu małą stadninę niedaleko Łowicza. Konstelacja się odpłaciła.

2002 i 2005 – Potrójne korony Pokrywków i Walickiego
Pod koniec XX wieku trafili do Polski trzej synowie słynnego ogiera Sadlers Wells (ojciec legendarnego Galileo, który kryje teraz klacze po 400 tysięcy euro). Dwa do państwowej hodowli i jeden do prywatnej, państwa Pokrywków. Te do państwowych stadnin były od cennych matek i z dobrą karierą. Royal Court wygrał dla twórców potęgi Coolmore Johna Magniera i Roberta Sangstera – Ormonde Stakes G3 i był półbratem angielskiego derbisty Dr Deviousa. In Camera, własności szejka Mohammeda, w treningu Sir Michaela Stoute’a był czwarty w angielskim St. Leger. Matkę miał po samym Secretariacie, a babka In Camery – legendarna My Charmer, urodziła trójkoronowanego w USA Seattle Slew.

Royal Court i In Camera spłodziły kilka dobrych koni, ale ogólnie rozczarowały w hodowli. Państwo Barbara i Marian Pokrywkowie do swojej stadniny River Chanter na przedmieściach Jeleniej Góry sprowadzili syna Sadlers Wellsa – Professionala. Ogier należał do słynnego Roberta Sangstera, ale ten się wkurzył, gdy na 5 startów w Anglii koń nie wygrał mu żadnego wyścigu i sprzedał go do Włoch. Tam Professional biegał w podrzędnych wyścigach. W sumie w karierze na 26 startów triumfował trzy razy i zarobił 41 tysięcy funtów. Matka Professionala nie biegała, ale była córką znakomitego stayera Allegeda, który dwa razy wygrał Łuk Triumfalny. Znakomita była za to babka Professionala – Miss Toshiba, która wygrała dla Sangstera Pretty Polly Stakes i G1 w USA.

Niepozorny Professional dźwignął przeciętną stadninę Pokrywków na szczyt polskiej hodowli. Jego syn Daglass był jeszcze w Derby 2000 drugi za Dżamajką, ale w 2002 i 2005 roku po potrójne korony na Służewcu sięgnęli dwaj inni synowie Professionala, wyhodowani przez Pokrywków – Dancer Life i Dżesmin, oba trenowane przez Andrzeja Walickiego, który – co ciekawe – przez 30 lat trenowania koni z Golejewka nie miał konia trójkoronowanego, a z małej hodowli Pokrywków dwa w ciągu trzech lat.

Dancer Life (sprzedany za ponad 800 tysięcy złotych do Anglii) wygrał też trzy wyścigi stiplowe na Wyspach, a Dżesmin jeden. Klasyki na Służewcu wygrywały też klacze Pokrywków po Professionalu – Dżangara i Dżeni Lady, a Dancing Moon triumfował w Wielkiej Warszawskiej. 

Co ciekawe, mimo sukcesów potomstwa Professionala, prawie nikt nie chciał kryć nim klaczy, a zwłaszcza państwowi hodowcy uznawali za dyshonor wożenie klaczy na stanówkę do małego hodowcy spod Jeleniej Góry. Ot, polskie piekiełko.

2003 – Wreszcie wygrywa Strzegom
W 1997 roku padł mit, że siwy koń nie wygrywa Derby na Służewcu. W 2003 runął kolejny przesąd, że Derby nie wygrywa koń ze Strzegomia. Co prawda derbista 1999 Country Club został odchowany na strzegomskich pastwiskach, ale urodził się w Anglii. To była duża niespodzianka, gdy 4 lata później po błękitną wstęgę sięgnął wyhodowany przez rodzinę Romanowskich w Strzegomiu – Joung Islander, kupiony tanio przez Mieczysława Mełnickiego i jego znajomych, bo miał przeciętny rodowód – po Tioman Island od Joung Girl.

Mełnicki do triumfów w Derby jako dżokej dorzucił zwycięstwo w roli trenera, a jego podopieczny, który wygrał Nagrodę Aschabada, był fuksem. W pierwszą niedzielę lipca 2003 roku stała się rzecz naprawdę niezwykła, bo Jerzy Ochocki właśnie na Joung Islanderze w Derby, wygrał swoją tysięczną (!) gonitwę w karierze. Takie cuda zdarzają się tylko na wyścigach konnych. 

2004 – Pierwsza na celowniku była kobieta
Oficjalnie polskiego Derby nie wygrała jeszcze żadna amazonka. Jednak w 2004 roku pierwsza celownik minęła Małgorzata Maroszek na Królowej Śniegu (kolejna po Kombinacji wnuczka Konstelacji), trenowanej przez kobietę – Dorotę Kałubę. Ze względu na crossing klacz została jednak przesunięta na trzecie miejsce (za Domusa, któremu przeszkodziła) i nie było pierwszego w historii Służewca Ladies Derby, ani jubileuszowej 20. błękitnej wstęgi dla stadniny w Golejewku. Zwycięstwo przypadło w tej sytuacji trenowanemu przez Macieja Janikowskiego Montbardowi i był to ostatni w karierze triumf w Derby niezapomnianego Tomasza Dula, który wkrótce zginął tragicznie w wypadku samochodowym.

Montbard był synem Llandaffa (od epokowej Dahlii, która wygrała 16 wyścigów, w tym 11 razy G1, w tym dwa razy Nagrodę Króla i Królowej w Ascot i wielu uważa ją za klacz wszech czasów na świecie), który we Francji spłodził wybornego Vespone – zwycięzcę Grand Prix de Paris G1, a trafił do Polski, bo wiele koni po nim miało problemy z kontuzjami. Montbard też, bowiem te Derby wygrał cudem, miał wielkie możliwości, ale chodził rozklekotany, niemal „na trzech nogach”, bo ciągle coś mu dokuczało. Po Derby prawie rok pauzował z powodu kontuzji. Francuzi chcieli odkupić z Polski Llandaffa po sukcesach Vespone, ale bezskutecznie.
Królowej Śniegu pozostały na pocieszenie zwycięstwa w innych klasykach - w Oaks i St. Leger, ale już pod Tomaszem Dulem i Mirosławem Pilichem. Tak więc największym sukcesem amazonki w polskich wyścigach pozostaje triumf Katarzyny Szymczuk na Wolarzu w Wielkiej Warszawskiej. Czy Joanna Wyrzyk na Inter Royal Lady wygra pierwsze Lady Derby 2020?

2006 – Derby w październiku
To był nietypowy rok. Ze względu na zawirowania organizacyjne sezon 2006 był mocno opóźniony i Derby zostały rozegrane… 1 października. Stadnina Romanowskich w Strzegomiu wyhodowała wtedy dwa świetne konie – Hipolinera i Kamerdynera. Tego pierwszego kupił Bogdan Tomaszewski z firmy Damis i oddał do treningu Józefowi Siwonii. Syn niemieckiego derbisty Belenusa pokonał Kamerdynera i w Rulera i w Iwna. Był faworytem Derby, ale ten wyścig Antonowi Turgajewowi nie wyszedł i trenowany przez Michała Romanowskiego Kamerdyner pod Jean-Pierrem Lopezem ten jeden jedyny raz ograł Hipolinera, który był od niego lepszy. Pech chciał, że akurat w Derby.

Co ciekawe, Kamerdyner był synem Country Cluba, który w 1999 roku wygrał pierwsze Derby na Służewcu dla rodziny Romanowskich. No i to było trudne do zaakceptowania dla Józefa Gęborysa. Mit padł bowiem podwójnie. Derby wygrał siwy i ze Strzegomia! Na dodatek w październiku. Świat stanął na głowie. 

2007 – Latający San Moritz
To był koń fenomenalny. On nie biegał, on latał. Miał kapitalną szybkość, gdy przyspieszał, inne konie stały w miejscu. Lekki ruch, niemal nie tykał ziemi. Do St. Leger włącznie wszystkie gonitwy wygrywał w ręku, już jako dwulatek ustanowił rekord toru na 1000 m. Piękny kary ogier. Trójkoronowany San Moritz ze stadniny w Widzowie.

Z tej samej rodziny 2-s co legendarny Secretariat, koń który wygrał Belmont Stakes o 31 długości, a ludzie nie wypłacali wygranych biletów, tylko chowali je na pamiątkę! Nakręcono o nim film, trafił na okładkę magazynu „Time”, został sportowcem roku w USA. San Moritz i Secretariat mają w prostej linii kilkanaście pokoleń wstecz tę samą matkę – Tasmanię.

W Derby San Moritz zrobił defiladę, wygrał dowolnie o 6 długości. Piotr Piątkowski stał w siodle, klepał go po szyi, podnosił rękę w górę. Tylko dlatego nie pobił rekordu toru Krezusa 2 min 28 s na 2400 m, przebiegł o 0,1 s wolniej, a miał ogromny zapas.
Po St. Leger trener Walicki zabrał go do Berlina na wyścig z okazji rocznicy zjednoczenia Niemiec. Tam stało się coś zagadkowego. San Moritz chodził po padoku osowiały, ze spuszczoną głową, jakby zwiotczały. Przybiegł z tyłu, dziesiąty, jakby nie potrafił galopować. Od tego momentu nie był już sobą, złapał kontuzję, skończył się. Do dziś nie wiadomo, co się stało.

Babka San Moritza – córka Dakoty Sonora była wybitna na torze i w hodowli (urodziła derbistę Solozzo), wygrała Oaks i Wielką Warszawską. Pokryta wybornym Who Knowsem urodziła matkę San Moritza – Santa Monikę, która biegała bardzo słabo, w ośmiu startach nie potrafiła wygrać nawet IV grupy. A oprócz San Moritza urodziła jeszcze po polskim Dixielandzie (także hodowli Jarosława Kocha z Widzowa) San Luisa, który był dwa razy pierwszy i dwa razy drugi w Wielkiej Warszawskiej. 

Ojciec San Moritza – Roulette, syn znakomitego Machiavelliana, został sprowadzony do Polski przez Casinos Poland. Był urodzony w purpurze, ale według legendy szejk go sprzedał, bo gdy po niego płynął, podczas burzy zatonął jacht i uznał, że to przynosi nieszczęście. Roulette był utalentowany i szybki jak San Moritz, ale kontuzje zahamowały jego karierę na Służewcu.

Był niepotrzebny nikomu. Kupił go Jerzy Barącz i jeździł sobie na nim rekreacyjnie po Lesie Kabackim. Przypomniał sobie o Roulettcie Jarosław Koch, ściągnął do Widzowa, postawił na niego i dzięki temu urodziły się San Moritz, Dżasper (do dziś żaden koń z Zachodu nie pobił jego rekordu Służewca na 1300 m), czy Magnetic.  

2008 – Ruten traci „dziewictwo” w Derby
Ceniony reżyser filmowy Wiesław Saniewski połknął wyścigowego bakcyla i postanowił sprowadzić z USA kilka znakomitych rodowodowo koni. Wśród nich był syn świetnego El Prado, siwy Ruten (później zagrał u Saniewskiego w flmie „Wygrany” u boku Janusza Gajosa), który trafił do trener Doroty Kałuby. Koń był późny i dystansowy, długo się rozwijał, miał problemy z nogami. Do sierpnia 2008 roku nie wygrał wyścigu. W czerwcu był szósty w trzeciej grupie, w Iwna czwarty.

W sierpniowym Derby wielkimi faworytami była para trenera Walickiego – Jovellanos (wygrał Iwna) i Nick of Memory (łatwo zwyciężyła w Soliny), który miał jeszcze bardzo dobre Princess of Leone i Mariannę. Przed Derby z Jovellanosa spada Piotr Krowicki, koń robi kółka wokół toru i przybiega siódmy. Prowadzona przez Aleksandra Reznikowa z tyłu Nick of Memory jest dopiero czwarta.

Sensacyjnie zwycięża pod czeskim dżokejem Jirzim Palikiem siwy Ruten, dla którego była to pierwsza wygrana gonitwa w karierze. Traci wyścigowe „dziewictwo” (na Zachodzie gonitwy dla koni, które nie wygrały w karierze, noszą nazwę Maiden). Drugie miejsce Princess of Leone pod Williamem Mongilem też jest mega fuksem (1048 zł za porządek), choć wygląda na to, że to ona miała być zwyciężczynią, tylko Ruten wyskoczył jak diabełek z pudełka. Tor usnął, jak mówią bywalcy, wypłaty były ogromne. Trzeci też był dżokej z zagranicy, Vaclav Janaczek na czeskim derbiście Tullamore.  

W tegorocznym Derby zobaczymy syna Rutena – ogiera Neverland, który był drugi za Petitem w Memoriale Jednaszewskiego. 

2009 – Deszczowa piosenka Sorosa
Gdy konie przygotowywały się do Derby, nad Służewcem rozszalała się burza. Ulewa, grzmoty, błoto bijące spod kopyt, kompletnie przemoczeni jeźdźcy i konie. Te warunki najbardziej odpowiadały Sorosowi, który na ostatnich metrach pokonał Zico. Piotr Piątkowski o mało nie wyskoczył siodła, dając show radości w stylu Lanfranco Dettoriego.

Faworyci, Elegant Pride, Infomatyk i Dancing Moon, nie dali rady, ale Soros nie był zwycięzcą przypadkowym. Przed Derby wygrał trzy gonitwy z rzędu, w tym Nagrodę Irandy (I grupa) na 2000 m. Dla swojego hodowcy i właściciela Tadeusza Sobierajskiego Soros biegał w barwach stajni Annamaria, na cześć córki, która obecnie prowadzi telewizyjne studio wyścigowe na Służewcu. Soros też pochodzi z tej rodziny co Secretariat (ma też Secretariata blisko we krwi poprzez swego dziadka In Camerę). Jego matka Sordina w dwunastu startach nie wygrała wyścigu, ale jest wnuczką wybornej Sonory, a córką Sonority, siostry derbisty Solozzo.

Soros okazał się też zdolnym koniem stiplowym, wygrał Puchar Josefa Vani, biegał w kwalifikacjach do Wiekiej Pardubickiej, zajął drugie miejsce w gonitwie płotowej G3 we włoskiej Pizie.

Soros i wicederbista Zico to były konie z pierwszego, nielicznego (trzy sztuki) rocznika po ogierze Ecosse. Andrzej Zieliński kupił okazyjnie tego ogiera, mającego problemy z nogami, z rekomendacji Arkadiusza Nowary, za ledwie tysiąc euro od słynnej niemieckiej stadniny Ammerland. Ecosse jest synem championa Peintre Celebre, który wygrał Nagrodę Łuku Triumfalnego, a matkę ma po nie mniej znanym Acatenango, na którym Andrzej Tylicki wygrał niemieckie Derby. Wziął go do treningu Andrzej Walicki, ale ścięgna wytrzymały tylko dwa wyścigi. Ecosse nie zdołał wygrać na Służewcu nawet trzeciej grupy.

Nic dziwnego, że Andrzej Zieliński pokrył nim początkowo w 2005 roku tylko jedną swoją klacz – Desert Kayę i bardziej stawiał na ogiera Leone. Dwie klacze przysłali ludzie z zewnątrz – Tadeusz Sobierajski i Grzegorz Kaczmarek. Niesamowite, że z tych tylko dwóch stanówek urodziły się konie, które zajęły dwa pierwsze miejsca w Derby – Soros i Zico. Później Derby wygrał jeszcze Patronus. Ecosse, kaleka z trzeciej grupy, został w Polsce championem reproduktorów, choć wiele koni po nim miało problemy z nogami (kapitalny, niepokonany dwulatek Prince of Ecosse złamał nogę, a później przedwcześnie zakończył karierę). W tym roku pobiegnie w Derby syn Ecosse – Sewerus, który był trzeci w Nagrodzie Iwna.

2010 – Infamia nakrywa Kardinale
Na 30 metrów przed słupem miałem błękitną wstęgę w kieszeni. Kupiona przeze mnie w Golejewku Kardinale (prawnuczka Konstelacji) była faworytką Derby i od początku prostej przez prawie 500 metrów prowadziła pod czeskim dżokejem Rastislavem Jurackiem, ściągniętym specjalnie z Czech. Na ostatnich metrach, niczym jastrząb na swoją ofiarę spadła na nią niespodziewanie rozpędzona z tyłu stawki, wręcz uskrzydlona, trenowana przez Krzysztofa Ziemiańskiego, a dosiadana na treningach przez jego partnerkę życiową, mającą ogromną wiedzę o koniach i wyścigach Mariannę Surtel – Infamia (pod Martinem Srnecem), który cały dystans galopowała szeroko, piątym kołem, nadrabiając wiele długości.

Jak się okazało, tam tor był bardziej nośny, bliżej bandy było grząsko po nocnym polewaniu. To był też jeden z dwóch wypadków w historii Służewca (drugi, gdy część obiektu była zalana w wyniku awarii), że były dwa stany toru. Do 1200 m lekko elastyczny 2,8; od 1200 m elastyczny 3,6.

W Nagrodzie Soliny Kardinale pewnie wygrała, Infamia (należąca do Totalizatora Sportowego) była szósta, cztery długości za nią. Jej triumf w Derby był super sensacją, podobnie jak trzecie miejsce Dryblera. Na ostatnich 30 metrach Derby straciłem najpierw 47 tysięcy złotych (różnica nagród za 1 i 2 miejsce), gdy Infamia nakryła Kardinale, a na ostatnich trzech metrach tego wyścigu straciłem kolejne 36 tysięcy złotych.

Niespodzianki były bowiem tak wielkie, że nikt nie trafił czwórki (góra 136 zł, porządek z faworytką 1548 zł). Ja zagrałem w czwórce, że Kardinale musi być pierwsza lub druga, a Against the Wind w czwórce. Do tego we wszystkich kombinacjach na pozostałe miejsca kilka koni, w tym wyczułem fuksy – Infamię i Dryblera. Jako jedyny w Polsce trafiłbym czwórkę w Derby i zgarnął całą pulę, gdyby nie to, że Reznikow na Against the Wind myślał, że będzie już czwarty, złożył się na ostatnich metrach i w samym celowniku o krótki łeb wyprzedził go nagle Krowicki na Bonsai’s Blade, zabierając mi sprzed nosa czwórkę i 36 tys. zł.

W Oaksie Infamia ograła w ciężkiej walce Kardinale, ale po tym wyścigu zerwała ścięgno i zakończyła karierę. Moja klacz triumfowała łatwo w St. Leger i w przedziwnych okolicznościach, po spóźnionym finiszu, jako bita faworytka, była druga o krótki łeb do Dancing Moona w Wielkiej Warszawskiej, złapała go dwa metry za celownikiem. Infamia i Kardinale zostały wybrane ex aequo końmi roku 2010.

W dniu Derby 2020 w Nagrodzie Jurjewicza pobiegnie córka Infamii – Incepcja, która wygrała ten wyścig przed rokiem. We Francji na swój debiut w płotach (u trenera Macaire, który doprowadził do wielkich sukcesów Tunisa) czeka syn Kardinale trzyletni Kerlaz (po Estejo), a w Czechach jej ostatni potomek, dwuletni Kapitan Treville (po Zazou).

2011 – Niesamowity Intens
W 2010 roku Derby wygrała Infamia, której czwartą matką jest błyskotliwa derbistka z 1976 roku Iranda. Rok później po błękitną wstęgę sięga koń, którego czwartą matką także jest Iranda, także trenowany przez Krzysztofa Ziemiańskiego – nieziemski Intens, wyhodowany przez Romana Piwkę.

Niewiele brakowało, aby Intens nie został koniem trójkoronowanym. Decydowały milimetry. Sędzia na celowniku orzekł, że Intens wygrał Nagrodę Rulera łeb w łeb z Małym Kapralem Walickiego. W Nagrodzie Iwna Intens jest piąty, daleko za Małym Kapralem, ale zostaje pokaleczony. Dramat, jego występ staje pod znakiem zapytania, jak w tym roku Timemastera. Ale wykurowuje się i staje na starcie Derby.

Wygrywa pod Tomasem Lukaskiem w niesamowitym stylu, z miejsca do miejsca, dowolnie o 12 długości, na elastycznym torze uzyskuje czas 2 min 32,2 s. Takie czasy wykręcają często derbiści na Służewcu po suchym torze. Galopuje dumnie, z głową uniesioną do góry, jakby bieganie nie sprawiało mu żadnego wysiłku. Gdyby tego dnia Intens startował w niemieckim Derby w Hamburgu, też by wygrał.

W St. Leger kolejna demolka, Intens wygrywa o 9 długości, ustanawia rekord toru na 2800 m. W Wielkiej Warszawskiej bije o 5 długości świetnego Cameruna, o 10 Małego Kaprala i ustanawia niesamowity rekord toru na 2600 m – 2 min 40,3 s. Wszystkie wyścigi wygrywa, prowadząc od startu do celownika, niezagrożony. Nigdy nie startuje na Zachodzie, nigdy nie przekonamy się, jaka była jego prawdziwa klasa. Pozostają domysły, hipotezy.

Po sezonie Ukraińcy z Millennium Stud (wśród nich mąż prezydent kraju – Julii Timoszenko – Victor) kupują go od Romana Piwki za milion złotych. Chcą nim ograć Rosjan w wyścigu o Nagrodę Prezydenta w Moskwie. W maju 2012 roku do Polski dociera szokująca wiadomość. Intens nie żyje. Oficjalnie padł na kolkę. Wersje nieoficjalne są różne. Docierały plotki, że podobno został otruty przez konkurentów z moskiewskiego toru, inne mówiły, że nie wytrzymały jego nerki i wątroba. Pozostanie taką legendą, jak porwany dla okupu angielski derbista z Epsom – Shergar, którego nigdy nie odnaleziono.

Kariera jego matki zaprzecza wszelkim kanonom. Inicjatywa biegała wśród najgorszych koni. Na trzy starty była raz ostatnia i dwa razy przedostatnia w gonitwach 3–4 grupy. Teoretycznie nie powinna trafić do hodowli. Jako córka polskiego Jurora (mimo że Durand wygrał Derby, a Dżamajka była trójkoronowana) nie była ceniona w macierzystej stadninie w Mosznej, choć jest przecież prawnuczką wybitnej Irandy. Mimo tego Roman Piwko bardzo chce ją kupić i… odkupuje ją od człowieka, który wygrywa Inicjatywę na loterii fantowej. Kryje ją niemieckim derbistą Belenusem. Rodzi się Intens, fenomen, wybryk natury. Inicjatywa nigdy więcej nie urodziła już bardzo dobrego konia, choć Incognito był drugi w Rulera, ale później zgasł.

Jeśli ktoś kiedyś powie, że wie co i dlaczego dzieje się w hodowli i wyścigach konnych, nie wierzcie mu. Blefuje.

2012 – Narodziny gwiazd
Dziś są championami toru. Trener Adam Wyrzyk, dżokej Szczepan Mazur. Wówczas startowali do Derby z pozycji aspirantów. Wyrzyk miał już pierwsze sukcesy, ale dopiero pukał do bram elity. Szczepan miał 18 lat i dopiero się uczył, jak prawidłowo posyłać konia. Niemiecka Natalie of Budysin nie była liczona w Derby (choć była druga w Wiosennej), nie mieli obciążenia psychicznego (wypłata z góry 89,40). Szczepan w stawce 16 koni wygrał o pół długości przed faworytami – Young Boy, Enjoy the Silence, Indian General, Lucky Peter.

Tak się zaczęły wielkie kariery Wyrzyka i Mazura. Natalie wygrała jeszcze Oaks i na tym się skończyło. Jako czteroletnia była dwa razy ostatnia i zakończyła karierę.

2013 – Triumf polskiej hodowli
To jedyny taki wypadek w historii, że do polskiej hodowli trafiła klacz, której wnuk wygrał niemieckie Derby. Princess Dancer (córka francuskiego derbisty Suave Dancera), hodowli rodziny Porsche (wiadomo skąd to przyspieszenie), zostaje wybrakowana z niemieckiej hodowli i trafia do Nowej Wrony, stadniny Andrzeja Zielińskiego. Wkrótce jej córka rodzi niemieckiego derbistę Pastoriusa (obecnie ceniony reproduktor), a w Polsce wspaniale biegają jej synowie i wnuki – Prince of Ecosse i właśnie Patronus.

Patronus (kupiony przez Ukraińców z Millennium Stud), syn Ecosse, na wiosnę wygrywa bieg grupowy o 6 długości, ale w Irandy jest dopiero czwarty, w Jednaszewskiego trzeci. Walicki widzi, że koń nie ma szybkości, potrzebuje mocnego wyścigu, który nie do końca jest korzystny dla innej jego klaczy – Kundalini, wyhodowanej przez Kishore Mirpuriego, Hindusa od lat zadomowionego w Polsce. W Derby robią tempo dla Patronusa aż trzy konie, różnych właścicieli. Czas zbliżony do rekordu toru – 2 min 28,6 s. Wygrywa Patronus pod Piątkowskim, druga jest Kundalini pod Reznikowem. W WW wynik jest identyczny, choć tylko o szyję. Patronusa dosiada wtedy Szczepan Mazur, bo „Pipi” jedzie już na Camerunie.

2014 – Derby na końcówkę
Coraz mocniejszą pozycję na torze ma stajnia Ukraińców z Millennium Stud, którzy kupują na całym świecie drogie konie z dobrymi rodowodami. Trenuje je głównie Andrzej Walicki. W 2014 roku Millennium ma szybkie klacze po europejskiej klasy reproduktorach – Brioniyę po Pivotalu i Greek Sphere po derbiście z Anglii i Irlandii – High Chaparralu.

Jak na zamówienie w Derby wyścig jest wolny w dystansie, to nie była selekcja. Ćwiartki (500 m) początkowe w około 32 s na szybkim torze, finisz w 29 sekund. Wygrywa Greek Sphere pod Lukaskiem, który zwykle w Polsce dostaje najlepsze konie do jazdy (w niedzielę pojedzie na Hipop de Loire), w Czechach nie idzie mu tak dobrze. To nie pasuje wyhodowanemu przez Jarka Zalewskiego silnemu Temperamentowi, na którym jedzie Piątkowski. Gdyby tempo było mocne, Temperament prawdopodobnie wygrałby te Derby, a kończy czwarty. Odległości na celowniku minimalne: szyja – ½ - szyja – nos – łeb.

W Wielkiej Warszawskiej znów wygrywa Greek Sphere i znów najszybsze jest ostatnie 1000 metrów (odległości między pierwszą siódemką znów bardzo małe) i to nie pasuje Silvanerowi, Temperamentowi i mojej Testarossie, która kończy blisko piąta, choć tydzień przed WW wyraźnie pokonuje na galopie Greek Sphere. Na pocieszenie Testa bije w WW dwie oaksistki – Kundalini i Zieloną Herbatkę oraz wicederbistkę Dolomiti, a w Nagrodzie Zamknięcia Sezonu pokonuje szybkiego jak strzała Espadona, rekordzistę Służewca na 2400 m – 2 min 27,7 s.

2015 – Najlepszy koń w historii Służewca?
Gdybym rozważał, kto był najlepszym koniem, jaki kiedykolwiek biegał na Służewcu, to wymieniałbym w gronie kandydatów Konstelację, Pawimenta, Dorpata, Irandę, Dixielanda, Skunksa, Czubaryka, Koraba, Krezusa, Galileo, San Moritza, Dżamajkę, Intensa, Bush Brave’a (swoją drogą ciekawe byłyby takie Super Derby, gdyby wyścig tych koni był możliwy), ale chyba postawiłbym na Va Banka. Miał fenomenalny ruch i przyspieszenie. Zdobył potrójną koronę na Służewcu w błyskotliwym stylu, choć na pewno dystans w St. Leger 2800 m był dla niego zdecydowanie za długi.

Z analizy jego biegów i rywali wynika, że jako 3–4 latek – kiedy był w pełni zdrowy i w optymalnej formie – mógł być nawet najlepszym koniem świata na dystansach 1800–2200 m, ale za długo ścigał się tylko za służewieckim murem, jego potencjał został w części zmarnowany. Dopiero jako czterolatek pojechał do Baden Baden i wygrał wyścig G3 od bardzo dobrego Potemkina, który w następnym starcie na Longchamp wygrał podczas mityngu Łuku Triumfalnego Prix Dollar G2 z europejską czołówką. Va Bank mógł więcej. Był wtedy warty spokojnie ponad milion euro.

Nawet w późniejszym wieku, kiedy Va Bank przeszedł do stajni niemieckiego championa trenerów Andreasa Woehlera, a już borykał się z problemami zdrowotnymi, potrafił wygrać Premio Roma G2 (do niedawna G1) i plasować się w Niemczech na bliskich płatnych miejscach w gonitwach G1 i G2. Zachowanie Va Banka przed WW, kiedy przegrał z Caccinim i sposób jazdy dżokeja na zakręcie, są dla mnie do dziś zdumiewające.

Va Bank to koń, w którym Amerykanin Barry Irwin z Valor Team 50 procent udziałów kupił za około 350 tysięcy euro. Na torze Va Bank zarobił około pół miliona złotych i 123 tysiące euro. A jako roczniak kosztował Piotra Zienkiewicza i jego wspólnika na aukcji w Irlandii zaledwie 4500 euro (Tantal, który był drugi za Va Bankiem w Derby i St. Leger na tej samej aukcji kosztował Millennium Stud 110 tysięcy euro), choć jego babka urodziła doskonałego sprintera Equiano, który wygrał G1 Kings Stand podczas Royal Ascot. Dlatego, że był z pierwszego rocznika po debiutującym ogierze Archipenko, a przede wszystkim dlatego, że jako źrebak pokaleczył nogi szkłem. Były na nich blizny, ale wytrawny znawca Maciej Janikowski swoim wprawnym okiem ocenił, że ścięgna nie są ruszone i zaryzykowano kupno tego konia. Trafił się diament. W 2020 roku krył klacze po 800 euro w czeskiej stadninie Strelice. 

2016 – Caccini na europejskiej ścieżce
Caccini został zakupiony na aukcji roczniaków w Deauville przez pana Krzysztofa Falbę za 7 tysięcy euro. Zanim koń zadebiutował, właściciel odsprzedał go Andrzejowi i Ryszardowi Zielińskim oraz trenerowi Wyrzykowi. Patrząc na późniejszą karierę konia, mógł sobie pluć w brodę. Bo po wygraniu WW Australijczycy proponowali nowym właścicielom za Cacciniego około 700 tysięcy euro, ale ci nie zdecydowali się na sprzedaż, próbowali podbić cenę, kontrahent wycofał się.

W Polsce na 9 startów Caccini przegrał tylko raz, w debiucie jako dwulatek z szalonym Dark Vaderem, który wyłamał i finiszował tuż przy płocie, obok trybun. Później wygrał wszystko, łącznie z Derby, Wielką Warszawską (bijąc w prestiżowym pojedynku Va Banka) i Nagrodą Prezesa TS, w której po porywającej walce ograł o łeb Silverę, ale odniósł kontuzję i zakończył karierę. Został reproduktorem, urodziły się już pierwsze źrebaki po nim.    

Caccini odważnie próbował też swoich sił za granicą. Jego najlepszym osiągnięciem było drugie miejsce w Berlinie w wyścigu Listed Race na 2800 m, a więc grubo poniżej wyników Va Banka. 

2017 – Fenomen kupiony za grosze
Polscy właściciele mieli na aukcjach w Irlandii niebywałe szczęście. Kupili za bardzo niskie ceny dwa światowej klasy konie – Va Banka i Bush Brave’a. To było jak trafienie szóstki w totolotka. Podobne zakupy mogą się już nie zdarzyć przez najbliższe tysiąc lat.

Bush Brave kosztował prawie trzy razy mniej niż Va Bank – 1800 euro. To znacznie poniżej ceny stanówki Bushrangerem, nie mówiąc o kosztach odchowu klaczy i źrebaka. Hodowca chciał się po prostu konia pozbyć. Za taką cenę trudno kupić nawet mało atrakcyjnego roczniaka w Polsce. Wszystko dlatego, że Bush Brave był mały, chudy, mało atrakcyjny eksterierowo. Na dodatek przyjechał na aukcję z infekcją i gorączką.

Pan Dariusz Jaskólski bardzo jednak chciał mieć konia po ogierze Bushranger, ponieważ na Służewcu rozpoczął jako współwłaściciel Bush Brothera, konia właśnie po Bushranger. Dlatego zaryzykował, bo opinia lekarza była, że to niegroźna choroba. Pokrył koszty leczenia konia i pobytu w Irlandii i ściągnął Bush Brave’a do Polski.

Ten nieduży konik okazał się fenomenem, przyspieszenie miał jak Struś Pędziwiatr. Zdobył  poczwórną koronę, wprost demolując rywali. Derby wygrał od Velnelisa aż o 10 długości, St. Leger o 5,5, a WW o niewiarygodne 13 długości przed Largo Forte. Ścigał się w innej lidze, jakby był innej rasy koniem w tym słabym roczniku. Tym bardziej szkoda, że nie został sprawdzony za granicą. Mógł tam wygrać duży wyścig, zarobić sporo pieniędzy, wypromować się i zostać sprzedany za kilkaset tysięcy euro. Często jednak polscy trenerzy zbyt zachowawczo menażują najwybitniejsze konie, nie wykorzystując ich potencjału.

Po wygraniu Nagrody Golejewka Bush Brave doznał kontuzji i piękny sen Kopciuszka niestety się skończył. W ubiegłym roku krył klacze w stadninie Krasne, a w tym roku w Mosznej. Rodowód ze strony matki – podobnie jak Va Bank – ma przecenny i ich sukcesy są uzasadnione pochodzeniem. Jego prababka Al  Bahathri wygrała Irish 1000 Guineas i Coronation Stakes, była druga w 1000 Guineas w Newmarket. Jej syn, wyhodowany przez szejka Hamdana Al Maktouma z Dubaju (champion Royal Ascot 2020) w stadninie Shadwell – Haafhd wygrał angielskie 2000 Guineas i Champion Stakes G1. Niewiele koni importowanych do Polski może pochwalić się takimi koneksjami jak Va Bank i Bush Brave.

2018 – Ostatni trójkoronowany
Najnowsza historia Służewca. Fabulous Las Vegas nie ma tak dobrego rodowodu jak Va Bank, czy Bush Brave, nie ma takiego błyskotliwego przyspieszenia jak one i klasy, ale okazuje się na tyle dobrym koniem, by sięgnąć w sezonie 2018 po potrójną koronę. Po słabszym starcie w Nagrodzie Strzegomia, gdzie jest czwarty, wygrywa pod Szczepanem Mazurem kolejno nagrody Rulera, Iwna, Derby, St. Leger i dopiero w WW jest trzeci, za Rain and Sun i Santa Clarą, nie daje rady w WW też rok później, za to wygrywa Nagrodę Prezesa TS.

Został zgłoszony do sezonu 2020, ale do tej pory nie wyszedł do startu z powodu kontuzji, więc w Nagrodzie TS nie zobaczymy jego prestiżowej rywalizacji z derbistką 2019 – Nemezis.

2019 – Nemezis: urodzona w purpurze
Poniekąd Nemezis była skazana na sukces, choć wiele równie drogich koni z cennymi rodowodami okazywało się słabymi na torze wyścigowym, także w Polsce. Dość powiedzieć, że swego czasu najdroższy roczniak świata, kupiony za 10 milionów dolarów, nie wyszedł nawet do startu. Jego rekord pobił syn trójkoronowanego Nijinsky’ego – Seattle Dancer, kupiony przez Stavrosa Niarchosa i Roberta Sangstera za 13,1 mln dol., który zdołał wygrać dwie gonitwy G2.

Nemezis kosztowała jako roczniaczka „tylko” 90 tysięcy euro. To i tak tanio, jak na córkę wybornego na torze (wygrał 8 razy na 9 startów, zarobił 4,4 mln funtów, w tym angielskie Derby i Łuk Triumfalny) i w hodowli ogiera Sea the Stars. Jego syn Stradivarius wygrał właśnie po raz trzeci z rzędu w wielkim stylu Ascot Gold Cup na 4000 m.

Nemezis pochodzi wprost od słynnej klaczy Natalma, z uważanej za najcenniejszą na świecie rodziny 2-d, z tej samej co epokowe reproduktory – Northern Dancer, Danehill, Halo (ojciec zwycięzcy Kentucky Derby i multichampiona reproduktorów w Japonii – Sunday Silence), czy Machiavellian. Co ciekawe, druga cenna odnoga tej rodziny 2-d jest w Polsce. Założyła ją po wojnie w Golejewku oaksistka Quarry (córka niepobitego francuskiego derbisty Pharisa), a wywodzą się z niej takie tuzy jak Kadyks, Konstelacja, Kasjan, Kosmogonia, Korab, Księżyc, Krezus, Karina, Kombinacja, Królowa Śniegu, Kardinale.

Nemezis w dość szczęśliwych okolicznościach wygrała Derby i Oaks na Służewcu. Prawdziwe Derby zostały bowiem rozegrane trzy tygodnie za wcześnie. Trener i właściciele zdecydowali się bowiem wystawić znakomitą Pride of Nelson z ogierami w Nagrodzie Iwna, gdzie poszedł bardzo mocny wyścig i został ustanowiony wyśrubowany rekord toru na 2200 m – 2 min 13,4 s. Klacz odczuła ten wyścig i w Derby oraz Oaks biegała dobrze, ale nie miała już tej świeżości, była trzecia i druga. Dopiero po odpoczynku wróciła do formy i łatwo rozprawiła się z rywalami w Wielkiej Warszawskiej, została wybrana koniem roku 2019 w Polsce.

Następnie zajęła dobre trzecie miejsce w gonitwie G3 we Francji i w efekcie została w tym kraju sprzedana podczas aukcji w Deauville japońskiemu właścicielowi za 125 tysięcy euro. Nemezis została na Służewcu na sezon 2020, ale w Nagrodzie Widzowa uległa Plontierowi. Mimo wszystko, pod Tomasem Lukaskiem, będzie w niedzielę faworytką wyścigu o Nagrodę Prezesa Totalizatora Sportowego.