Oczywiście każdy, kto miał ulubionego psa czy inne zwierzę, wiedział, że zwierzęta mają swoje własne, wyjątkowe cechy. Ale etologowie, usiłujący nadać swojej nauce charakter „ścisły”, odsuwali od siebie próby obiektywnego wyjaśnienia takich rzeczy. Jeden z uznanych etologów, przyznając, że istnieje „różnorodność między osobnikami zwierzęcymi”, pisał, iż ten fakt najlepiej „wmieść pod dywan”. W tym czasie dywany etologów musiały być dobrze wybrzuszone, kryjąc wszystko to, co pod nie wmieciono.”

Patrząc na ilość poradników hipologicznych na księgarskich półkach, można by dojść do wniosku, że o koniach wiadomo już wszystko. Wystarczy jedynie znaleźć odpowiednią książkę albo pogrzebać trochę w internecie, a odpowiedź na dręczące nas pytanie na pewno się znajdzie. Tymczasem są w świecie zwierząt zjawiska, które na pierwszy rzut oka wydają się niewytłumaczalne. Jednym z nich jest dzieciobójstwo. Zjawisko to zaobserwowano u naczelnych, mięsożernych, gryzoni, a także u zwierząt kopytnych, w tym u kilku gatunków koniowatych. Zabijanie noworodka przez dorosłego samca tego samego gatunku sprawia wrażenie czegoś tak niedorzecznego, że aż prosi się o etykietkę „zachowanie nienormalne” i wmiecenie pod dywan. Dzieciobójstwu można jednak przypisać funkcję biologiczną.
Udokumentowane dotychczas przypadki dzieciobójstwa u koniowatych obejmują: konie domowe (Equus caballus) – 14 przypadków, konie Przewalskiego (E. Przewalski) – 9 przypadków, zebry równikowe (E. Burchelli) – 9 przypadków, zebry górskie (E. Zebra) – 1 przypadek, onagery (E. Hemionus onager) – 3 przypadki.

Kto? Gdzie? Kiedy?

Region Camargue na południu Francji od wieków zamieszkuje rasa koni o tej samej nazwie (zwanych również „białymi końmi morza”). Konie rasy camargue są doskonale przystosowane do warunków środowiskowych panujących w delcie Rodanu. Dlatego też chowane są głównie systemem ekstensywnym, w osobnych grupach klacze z przychówkiem, w osobnych ogiery. Jedynie w okresie wiosny i lata do stad klaczy dołączane są pojedyncze, wybrane przez hodowców, reproduktory. Od lat pięćdziesiątych hodowcy camargue zaczęli zauważać niepokojącą regularność – martwe źrebięta, przeważnie w wieku do tygodnia, znajdowane krótko po przyłączeniu ogiera do grupy klaczy. Obraz sekcyjny wszystkich źrebiąt był podobny: rany miażdżone okolic grzbietu, kłębu i szyi, liczne złamania kości czaszki, czasami połamane kończyny. Przyczyną śmierci były urazy zadawane przez silne, lecz nie drapieżne zwierzę. Podejrzenia padały przeważnie na ojczymów. Biolodzy ze stacji badawczej Tour du Valat w Camargue zebrali łącznie 14 przypadków, gdzie właściciele stad byli pewni lub mieli graniczące z pewnością przekonanie, iż zabójstw dokonywały ogiery. W czterech przypadkach hodowcy byli naocznymi świadkami ataków. W każdym z nich ogier łapał źrebię zębami, unosił w powietrze i potrząsał.

Świadkami równie przerażających scen byli pracownicy dwóch czeskich ogrodów zoologicznych. Na przestrzeni trzynastu lat zanotowali oni 10 przypadków dzieciobójstwa dokonanych przez ogiery zebry. W każdym z nich dzieciobójstwo wiązało się z wprowadzeniem niespokrewnionego samca do grupy klaczy w okresie okołoporodowym.

Przypadki dzieciobójstwa oraz przejawy bardzo agresywnego zachowania nowych reproduktorów wobec potomstwa poprzedników obserwowano też u koni Przewalskiego. 28 marca 1983 roku w ogrodzie zoologicznym w San Diego miało miejsce szczególnie dramatyczne wydarzenie. Wczesnym rankiem dwóch pracowników zoo wjechało na pięciohektarowy wybieg zamieszkany przez sześć klaczy i przyłączonego do nich niespełna pół roku wcześniej ogiera imieniem Bazyl. Zobaczyli oni leżącego na ziemi noworodka (któremu późnej nadano imię Vargo), bardzo zdenerwowanego Bazyla oraz Vatę - młodą matkę usiłującą jednocześnie zachęcić Vargo do przejścia w górną część wybiegu i odpędzić Bazyla od źrebięcia. Po dziesięciu minutach obserwacji pracownicy zoo postanowili wyjść z samochodów i podpędzić źrebię we wskazywanym przez matkę kierunku. Bazyl z położonymi po sobie uszami, grożąc wyciągniętą ku dołowi głową, podszedł do nich. Vata ze źrebięciem starali się uciec. Vargo był jednak zbyt powolny. Bazyl dopadł źrebaka, złapał go zębami za grzbiet i podrzucił na wysokość 2,5m. Gdy źrebak upadł, ogier znów złapał go za kłąb i uniósłszy, potrząsał przez około 10 sekund. Gdy pracownicy zoo podjechali samochodami w kierunku Bazyla, ten rzucił źrebię o ziemię. Richard, jeden z pracowników, wysiadł z samochodu i podszedł do rannego Vargo. W tym momencie Bazyl zaczął szarżować w kierunku Richarda. Dopiero po wezwaniu na wybieg dodatkowej osoby i ustawieniu samochodów w trójkąt całkowicie oddzielający źrebię od rozszalałego ojczyma, udało się je podnieść. Ciężko ranny i rżący żałośnie ogierek wraz z jednym z opiekunów znaleźli się na tyle pikapa. Ale Bazyl był tak zdeterminowany, że po raz kolejny rzucił się na leżącego na jadącym samochodzie Vargo i złamał rękę człowiekowi, który zasłonił go własnym ciałem. Bazyl ustąpił, dopiero gdy trzecia z obecnych na wybiegu osób podjęła z nim pojedynek za pomocą samochodu terenowego. Ogierek Vargo padł trzy dni później. Na temat złamanej ręki pracownika zoo literatura naukowa milczy. Ale faktów, jakie miały miejsce tego dnia w San Diego, nie można było wmieść pod dywan.

Dlaczego?

Przypuszcza się, że dzieciobójstwo ma związek z rodzajem organizacji społecznej, w jakiej żyją zwierzęta. Wszystkie gatunki, u których dotychczas opisano zabójstwa noworodków, tworzą haremy, czyli organizacje socjalne złożone z samca alfa, kilku samic i ich potomstwa. Samiec haremowy przebywa ze swoimi partnerkami stale (w przeciwieństwie do samców gatunków nie-haremowych, które łączą się z samicami jedynie w okresie rozrodczym). Jest on ojcem dzieci, opiekunem ich matek i władcą absolutnym. W momencie odejścia samca alfa (jego śmierci lub przegranej z rywalem) samice oddają się pod opiekę innego władcy. Z ewolucyjnego punktu widzenia dzieciobójstwo wydaje się logiczne. Nowemu samcowi alfa nie opłaca się inwestować czasu i energii w opiekę nad cudzym potomstwem. Zabijając noworodki spłodzone przez poprzednika, uwalnia on swoje partnerki od obciążeń związanych z laktacją , przez co zwiększa szansę otrzymania od nich własnego potomstwa.

Przypadki dzieciobójstwa u koniowatych wydają się potwierdzać powyższą hipotezę. Ogier camargue, który w dniu wprowadzenie do stada Legier zabił sześć źrebiąt, pozostawał w nim stale przez dwa kolejne lata. Nie skrzywdził on żadnego ze swoich dzieci. Ogier Przewalskiego Bazyl - będący ojcem 51 źrebiąt w europejskich ogrodach zoologicznych - krótko po przybyciu do San Diego zabił dwa noworodki po swoim poprzedniku. Dokładnie 11 miesięcy po śmierci Vargo Vata urodziła źrebię Bazyla. Ani ogierek Vasiliy, ani żadne inne źrebię na wybiegu nie zostało przez ojca brutalnie potraktowane.

Wytłumaczenie ewolucyjne nie daje nam jednak pełnej odpowiedzi na pytanie „dlaczego?” Stwierdzenie, iż to samolubne geny każą ogierom zabijać, jest tylko jedną stroną medalu. Wszystkie udokumentowane przypadki dzieciobójstwa u koniowatych miały miejsce w niewoli lub przy częściowym ograniczeniu swobody. Istnieją wprawdzie doniesienia o ogierach zebry zabijających źrebięta na wolności. Jednak dokładne okoliczności tych wypadków nie są znane.

W rezerwacie koni Przewalskiego Askania Nova na Ukrainie nie zanotowano dzieciobójstwa w tabunach przebywających na stepie, mimo iż wymiana reproduktorów między poszczególnymi tabunami dokonywana jest tam dosyć często. Trzy przypadki dzieciobójstwa opisane przez pracowników rezerwatu miały miejsce po umieszczeniu koni na wybiegu o wymiarach 25m x 40m (w Askanii Novej oprócz rezerwatu jest też ogród zoologiczny i botaniczny). W jednym z nich ogier zabił własne dziecko. W zoo w San Diego jeden z ogierów Przewalskiego oprócz noworodków zabił też trzy źrebięta w wieku 5-6 miesięcy, a więc po szczycie laktacji u matek. Z kolei w innym ogrodzie zoologicznym, w którym przez osiem lat prowadzono hodowlę onagerów i dla obniżenia imbredu dokonywano co roku rotacji samców między stadami, nagle z niewiadomych przyczyn dwa ogiery zaczęły zabijać. Również, wśród hodowców camargue istnieje pogląd, że do rozpłodu należy używać tylko młodych ogierów (2-4 lata), gdyż starsze „stają się niebezpieczne dla źrebiąt”.

Czy zatem dzieciobójstwo u koniowatych jest normalnym, biologicznie uzasadnionym zjawiskiem, czy też wynika ono z ograniczenia wolności tych zwierząt? Opisanych przypadków jest jeszcze zbyt mało, aby można było się pokusić o odpowiedź na tak postawione pytanie. Musimy się w tym momencie z pokorą przyznać, że mimo stosów książek i setek fachowych stron www nie wiemy jeszcze o koniach wszystkiego.

Czy istnieje coś takiego jak instynkt ojcowski?

Czy ogiery maja w ogóle jakieś ojcowskie uczucia? Czy uczą się być ojcami, czy też ich zachowaniem względem źrebiąt rządzą wyłącznie samolubne geny? Na te i wiele innych pytań dotyczących życia psychicznego koni nikt dzisiaj nie udzieli definitywnej odpowiedzi.

Dr Magdalena Jaworowska z Zakładu Doświadczalnego PAN w Popielnie na Mazurach dokonała ponad 40 lat temu pewnej niezwykle cennej obserwacji, która rzuca nieco światła na kwestię końskiego ojcostwa: „Natomiast ciekawe zjawisko zaobserwowałam w 1961 r. W zachowaniu się ogiera stadnego – Kuby, wobec źrebiącej się klaczy Kaliny.

W 1960 r., na początku października, klacz Kalina ze stada ogiera Gordyj przechodziła powtórnie okres rui. Gordyj nie chciał jej jednak pokryć, widocznie przestrzegając reguły wiosennej stanówki. Kalina zorientowawszy się, że nic nie wskóra u Gordyja, uciekła z macierzystego stada i poszła do drugiego ogiera Kuby, który prowadził mniejsze stado. Kuba pokrył Kalinę i usiłował ją zatrzymać na stałe w tabunie, jednak klacz po odstanowieniu nie dała się zatrzymać i wróciła do stada Gordyja.

Normalnie Gordyj nie tolerował takich wędrówek i gdy któraś sztuka odłączyła się, nie przyjmował już jej z powrotem. W tym wypadku zrobił ustępstwo. Od tej pory minęło 11 miesięcy, w tym czasie Gordyj został oddany do Białowieży, a jego miejsce zajął młody ogierek Oszczep. Klacze po dłuższym dopiero czasie pogodziły się ze zmianą i podporządkowały przewodnictwu Oszczepa. Zbliżał się termin źrebienia Kaliny. 8.IX.1961 nie znalazłam stada Oszczepa. 9.IX.61 znalazłam je, lecz brak w nim było Kaliny, a Oszczep miał na ciele liczne, świeże ślady ugryzień. Niedaleko od stada, nad brzegiem jeziora, znalazłam Kalinę stojącą nad noworodkiem, a o kilkanaście kroków od niej stał Kuba sam, bez swojego stada. Kuba też miał ślady zębów na ciele.

Gdy źrebak Kaliny wstał i nassał się, matka chciała z nim odejść. Jednak Kuba sprzeciwił się temu zastępując Kalinie drogę ze stulonymi uszami i spuszczonym łbem do ziemi, nie dając jej się ruszyć z miejsca. Ponawiane przez Kalinę próby odejścia napotykały sprzeciw ze strony Kuby. Gdy Kalina nie ruszała się, to i Kuba stał lub pasł się spokojnie, ale natychmiast przybierał groźną postawę i rzucał się do niej z zębami, gdy próbowała odejść.
Po godzinie odeszłam i wróciłam znów po kilku godzinach, zastając ich na tym samym miejscu nad jeziorem. Ponieważ wiał silny wiatr, całą trójkę podpędziłam wyżej, do lasu. Tam źrebię położyło się, matka stała nad nim, a Kuba pasł się opodal i pilnował. Nagle zjawiło się stado Oszczepa, którego klacze z zainteresowaniem zbliżyły się do Kaliny, Kuba tymczasem rzucił się na Oszczepa, który zresztą nie miał zamiarów zaborczych. Oszczep słabo odpierał atak Kuby i prędko zrejterował do swoich klaczy, zbierając je w gromadę i pędząc dalej. Kalina pozostała przy Kubie. Po jakimś czasie Kuba opuścił Kalinę, udając się na poszukiwanie swojego stada.

Następnego dnia byłam świadkiem tryumfalnego wkraczania Kaliny do stada Kuby, który już czekał na nią ze swoim tabunem i przywitał ja radosnym, rozgłośnym rżeniem. Widocznie postawa Kuby zaimponowała klaczy, że dobrowolnie wybrała jego stado.

Trudno stwierdzić, czy Kuba przewidział termin źrebienia Kaliny, czy też przypadkiem natknął się na nią. W każdym razie toczył o nią walkę z Oszczepem i uważał widocznie, że źrebak i matka należą do niego, jako że pokrył Kalinę w ubiegłym roku.”

Dr Jaworowska jest hodowczynią, badaczką i przyjaciółką koników polskich. Jest również uczoną, która nie lękała się opisywać zjawisk zbyt trudnych do zinterpretowania.

To właśnie dzięki odwadze osób takich jak Jane Goodal i Magdalena Jaworowska epoka „wmiatania pod dywan” minęła w etologii bezpowrotnie.

Artykuł opublikowany w miesięczniku Świat Koni 11/2005