Kompetentna i komunikatywna, od razu zaskarbiła sobie sympatię uczestników, którzy bardzo licznie przybyli na klinikę. W sobotę hala w JKS Przybyszewo gościła ponad sto osób, a wisienką na torcie było spotkanie z Beatą Stremler w sali konferencyjnej ośrodka - pod wiele mówiącym tytułem „Moja droga”. Pani Beata opowiadała o początkach swojej kariery i odpowiadała na liczne pytania uczestników. Dla tych, którzy nie mogli przybyć do Leszna poniżej krótki wywiad z tą niezwykle sympatyczna zawodniczką i trenerką.

Zacznijmy od tego, że Pani przyjazd do Leszna na zaproszenie WZJ odbił się w Wielkopolsce szerokim echem. Jak Pani sama ocenia tę klinikę ? 

Po pierwsze dziękuję oczywiście za zaproszenie. Jest to dla mnie naprawdę ogromna przyjemność trenować tutaj tak zaangażowanych zawodników i bycia w tak pozytywnym gronie ludzi, na tak profesjonalnie zorganizowanych konsultacjach. Muszę nawet powiedzieć, że jeszcze chyba nie byłam  na klinice, która miałaby tak szerokie zainteresowanie jak tutaj i naprawdę jestem bardzo pod wrażeniem Państwa motywacji i zaangażowania. 

Klinice towarzyszy liczna grupa wolnych słuchaczy – czy wg Pani taka forma nauki również przynosi korzyści?

Oczywiście, zdecydowanie! Każda forma, dzięki której można coś zobaczyć jest ogromnym skarbem! Nawet jeśli komuś nie podoba się to, co zobaczył – to też jest dobre. Każda forma, wg mnie, słuchania czegoś innego, czegoś nowego - uczestniczenia w tym aktywnie albo oglądania – jest fantastycznym sposobem nauki! Tak!

Przejdźmy teraz do bardziej osobistych pytań: jak zaczęła się Pani własna przygoda z ujeżdżeniem?

Moja przygoda z ujeżdżeniem zaczęła się kiedy byłam dziewczynką – w klubie Kuclandia. Byliśmy tam bardzo wszechstronnie trenowani, co według mnie jest bardzo dobre. Jeźdźcy – dzieciaki – mogą się uczyć wszystkiego i potem zdecydować, co jest dla nich najlepsze. Tam właśnie jeździłam różne dyscypliny, ale dla mnie jakoś zawsze było jasne, że mnie bardziej obchodzi, jak mój koń chodzi niż czy np. przeskoczy przeszkodę. Jak ja do tej przeszkody dojadę, niż czy ja ją w ogóle przeskoczę (śmiech). No i zawsze podziwiałam ujeżdżeniowców – jak na nich patrzyłam, to dla mnie byli to bogowie! Więc jakoś od razu moje serce biło w tym kierunku i po prostu nie było dla mnie pytania – skoki czy ujeżdżenie?

Jest początek nowego roku: czy Pani plany na sezon 2018 są już sprecyzowane?

Tak – już mam sprecyzowane plany. Chciałabym troszeczkę bardziej ruszyć już w kierunku Grand Prix, ponieważ mam 9-letniego konia Sentido, który jak się wydaje, zacznie już w tym roku starty w GP dla młodych koni. Chciałabym zacząć i zobaczyć, co sezon przyniesie, jak on będzie zachowywał się w tych konkursach. Moim celem jest start w serii zawodów, które nazywają się Louidor Cup. To zawody narodowe niemieckie, które są kwalifikacją do finału we Frankfurcie – przy zawodach międzynarodowych, które rozgrywane są tam w grudniu. To jest takie moje marzenie, ale bez wielkiej presji (śmiech).

A jak wygląda Pani typowy dzień pracy?

Typowy dzień pracy wygląda tak, że przyjeżdżam około ósmej rano do stajni. Mój luzak ma już przygotowanego konia dla mnie do jazdy. Jeżdżę około siedmiu do dziesięciu koni dziennie. Kiedyś jeździłam więcej koni, ale teraz dorobiłam się fantastycznego bereitra, który dużo pracy przejmuje ode mnie i mnie wspiera. Dlatego mogę się skoncentrować na troszeczkę mniejszej ilości koni. Nie robię sobie przerwy obiadowej, po prostu trenuję konie, a jak jestem ze wszystkim gotowa – krótko po tym jadę do domu. Oczywiście sprawdzam zawsze, czy wszystkie konie są w porządku, załatwiam jakieś sprawy organizacyjne – ale generalnie cieszę się bardzo z posiadania wspaniałego Teamu, który wie, co ma robić i nie muszę się specjalnie starać o inne rzeczy poza treningiem naszych koni w ciągu dnia.

Z iloma końmi obecnie Pani pracuje?

W treningu mamy w tej chwili około 20 koni – bardzo aktualne dane (śmiech) bo właśnie dziś przyszły trzy nowe konie.

Czy planuje Pani starty w Polsce?

W tym roku nie, ponieważ tak jak mówię, mój koń Sendito dopiero zacznie starty w Grand Prix. Jeżeli wszystko poszłoby idealnie, to mogę sobie wyobrazić, że na koniec sezonu mogłabym ewentualnie pojechać do Zakrzowa. Jeśli „Senti” będzie miał wystarczająco dużo siły, żeby pojechać na takie międzynarodowe zawody, to oczywiście z chęcią wystartowałabym w Polsce. No, ale to dopiero zobaczymy.

Wróćmy do realiów naszego regionu. Nie każdy dysponuje klasowym wierzchowcem – czy mimo to warto uprawiać ujeżdżenie i startować w tej dyscyplinie?

Zdecydowanie tak! Dla mnie nie jest to ważne, czy mamy na początku naszej kariery konia z chodami fantastycznej jakości. Wg. mnie jeśli dysponujemy koniem na tyle poprawnie zbudowanym i mającym na tyle poprawne chody, żeby można było myśleć o startach i gdy dla konia nie jest to problemem – należy trenować i startować! Jeździec uczy się od każdego konia! I nawet muszę powiedzieć szczerze, że jeśli mamy gorszego konia, to musimy znacznie więcej nad nim pracować, więcej trenować, bo sędziowie nie wybaczą mu błędów. Nawet lepiej uczyć się na troszeczkę słabszym koniu – to nie jest problem! Jeździec musi przede wszystkim uczyć się cały czas lepiej jeździć konno – dzięki temu może się kiedyś dopracować lepszego konia i to, czego się nauczył przenieść na tego bardziej jakościowego konia.

Jaka jest więc Pani wiodąca wskazówka dla wielkopolskich ujeżdżeniowców?

Na pewno – praca razem z koniem. Praca pozytywna, która nie jest przeciwko koniowi – to jest bardzo ważne. Ja widzę, że zawodnicy w Wielkopolsce w większości są bardzo mili dla koni, przyjaźni, szanują je – a to jest numer jeden w treningu koni! Po to żeby uprzyjemnić koniowi wykonywanie zadań trzeba cały czas myśleć, co zrobić, żeby mu ułatwić drogę. Trzeba ocenić szczerze jakie nasz koń ma słabe punkty i starać się wymyślić jak najlżejszą dla niego drogę polepszenia tych problemów - a odpowiedź najczęściej ukryta jest w pracy nad podstawami i gimnastyce koni. W tym kierunku trzeba trenować i starać się wyciągnąć z konia i z nas samych wszystko, co najlepsze.

Dziękujemy bardzo za przyjazd – Wielkopolska będzie trzymać kciuki za realizację Pani sportowych planów!

Dziękuję bardzo i bardzo was ściskam! (śmiech)

Rozmawiała Liliana Jachimowicz
fot. Liliana Jachimowicz